Rozdział 9

1.4K 62 16
                                    

     Po wydarzeniach zeszłej nocy postanowiliśmy wraz z Thorinem nikomu nie mówić o tym, co między nami zaszło. Nikt nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym, nie mogłam myśleć o moim uczuciu do krasnoludzkiego księcia. Nawet nie wiedziałam, czy żywa opuszczę Mroczną Puszczę. Jeden sprzymierzeniec w leśnym królestwie elfów z pewnością nie da mi zwycięstwa, a jedynie cień szansy na powodzenie. 

     Domostwo Beorna opuściliśmy późnym rankiem, gdyż gospodarz nalegał, byśmy zjedli wraz z nim obfite śniadanie. Cóż, nie mogliśmy odmówić. Zaraz po posiłku wsiedliśmy na kuce Beorna i ponagliliśmy konie w stronę Mrocznej Puszczy. Beorn zaznaczył, że do puszczy mieliśmy dotrzeć o poranku czwartego dnia, dlatego nie mieliśmy czasu na dodatkową zwłokę.

     Cała podróż minęła nam dosyć spokojnie. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych orków czy goblinów, a pogoda również nam sprzyjała. Jednak cała wędrówka z pewnością była jedynie ciszą przed burzą.

Zgodnie z zapowiedzią Beorna, na skraj Mrocznej Puszczy dotarliśmy rankiem czwartego dnia. Gdy tylko ujrzałam las ogarnięty chorobą, moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Fala wspomnień zaatakowała mój umysł.

- Zgodnie z życzeniem Beorna, tutaj musimy kuce puścić wolno. Niech wracają do swojego pana. - Gandalf zsiadł z wierzchowca i poklepał go po szyi.

Nagle twarz czarodzieja jakby poszarzała i zachwiał się na nogach. Chwilę później stał już przy jednym z drzew i mamrotał coś do siebie.

- Gandalfie, wszystko w porządku? - spytałam, ostrożnie zbliżając się do starca

Ten jednak tylko odsunął mnie gwałtownie od siebie i zawrócił w stronę wierzchowca. Dosiadł go jednym susem, dysząc ciężko.

- Zamierzasz nas opuścić? - warknął Thorin

- Zło...Zło nadchodzi. Muszę jechać do Dol Guldur, poradzicie sobie beze mnie. Pamiętajcie, w Mrocznej Puszczy pod żadnym pozorem nie możecie zejść ze ścieżki! Inaczej zgubicie się na dobre i skonacie w męczarniach w tym opętanym lesie. Nie słuchajcie głosów w waszych głowach, gdyż będą do was fałszywie szeptać. Spotkamy się przy Górze. - Z tymi słowami odjechał, a po Gandalfie Szarym zostały jedynie tumany kurzu.

Przez dłuższą chwilę po prostu staliśmy, wpatrując się w oddalającego konia, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało.

- Nie przejmujcie się nim, idziemy - ogłosił Thorin - Lyanno, dołącz do mnie - dodał nieco cieplejszym tonem

Tak też zrobiłam, jednak wkrótce okazało się że, ścieżka była za wąska na dwie osoby idące obok siebie.

     Z czasem zaczęliśmy odczuwać chorobę trawiącą całą puszczę. Wydawało mi się, że już trzeci raz przechodzimy obok tego samego miejsca.

- Przecież już tu byliśmy! Chodzimy w koło! - krzyknęłam zirytowana, a obraz w mojej zaczął się mocno kręcić. Zgięłam się w pół na ścieżce, usiłując powstrzymać wymioty.

- Lyanna ma rację! Idziemy tędy! - zarządził Thorin i pociągnął mnie za sobą

- Ale przecież Gandalf kazał nie schodzić ze ścieżki! Musimy na niej pozostać, inaczej wszyscy zginiemy! - Zaprotestował Bilbo, jednak pozostałe krasnoludy zignorowały go i po prostu  wyminęły. - Halo, nie możemy schodzić ze ścieżki! Rozumiecie, co do was mówię?!

Nie miałam siły odezwać się do Bilba chociażby słowem, dlatego po prostu przywołałam go do siebie gestem. Wtedy moim oczom ukazał się labirynt pajęczyn i fantazyjnie powyginanych korzeni. W powietrzu roznosił się odór śmierdzącej wody. Thorin stwierdził, że żebyśmy przeszli przez puszczę, musimy pokonać trującą rzekę. Po chwili wisiałam już nad wodą, przeskakując z liany na lianę. Dalej kręciło mi się w głowie, a dodatkowo zewsząd otaczały mnie głosy, raz za razem powtarzające jedno słowo : "śmierć".

     Nagle z głębi lasu dobiegły nas nieludzkie, przerażające piski i wrzaski. W jednej sekundzie mój umysł uwolnił się od natarczywych głosów i z powrotem mogłam trzeźwo myśleć. Wkrótce na spotkanie wyszły nam olbrzymie pająki z Mrocznej Puszczy. Rzuciły się na nas z ogłuszającym rykiem. Szybko naciągnęłam strzałę na cięciwie i wystrzeliłam w stronę najbliższej bestii. Strzała wbiła się prosto w głowę monstrum, a ten z wrzaskiem padł na ziemię. Po chwili schowałam się za jednym z potężniejszych drzew i z ukrycia eliminowałam wrogów. Reszta kompanii wolała walczyć z pająkami bezpośrednio, ja jednak byłam zwolenniczką mojego śmiercionośnego łuku, który już nie raz ocalił mi życie.

     W tamtym momencie byłam skupiona tylko na jednym : na jak najszybszym pozbyciu się zagrożenia. Nie zauważyłam, kiedy jeden z pająków podkradł się do mnie od tyłu i powalił mnie jednym potężnym pchnięciem. Przed utratą przytomności zdążyłam krzyknąć jedynie : "Pomocy!".

                                                                                              ***

     Obudziłam się, wisząc w powietrzu, ciasno owinięta lepką, śmierdzącą pajęczyną. Nie mogłam oddychać. Desperacko usiłowałam przebić pajęczynę ręką, jednak nic to nie dawało. Jedynie stal mogła ją przeciąć. Wkrótce ujrzałam resztę kompanii, również uwięzionych w paskudnych kokonach. Wyglądało na to, że w niedalekiej przyszłości miałam stać się posiłkiem jednej z tych bestii.

     Nagle w ciemności rozległ się ledwo słyszalny szelest.

-Wytrzymajcie, zaraz was uwolnię! - wyszeptał Bilbo, który zmierzał do nas z małym mieczem w dłoni

Odetchnęłam z ulgą. Byliśmy uratowani!

Bilbo po kolei przecinał sieci krępujące krasnoludów, a ciała z łoskotem spadały na runo leśne. Mnie uwolnił na końcu.

     Nie było nam jednak dane nacieszyć się wolnością. Pająki otoczyły nas z ogromną przewagą liczebną. Nagle Bilbo krzyknął przeraźliwie i spadł w dół. Rzuciłam się za nim, jednak pająki odcięły mi od niego drogę. Pozostało mi się tylko modlić, by Bilbo przeżył i nas odnalazł.

Wszyscy dobyliśmy broni i rzuciliśmy się na pająki, zaskakując je naszą determinacją. Wtedy nie byłam w stanie zabijać ich z łuku, gdyż nawet ja nie byłam w stanie strzelać tak szybko. Wyciągnęłam z pochew dwa sztylety i rzuciłam się w wir walki. Z każdą pokonaną bestią nadciągały kolejne. Nie mieliśmy żadnych szans.

     Wtem z góry dobiegł nas hałas. Obce strzały dosięgały pająki, powalając je na ziemię. Spojrzałam w górę, a moje serce na moment przestało bić. Po gałęziach drzew biegli elfowie, z Legolasem na czele.



You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz