Rozdział 25

1K 50 6
                                    

     Tamtej nocy prawie w ogóle nie zmrużyłam oka. Wciąż nie mogłam uwierzyć w przemianę ojca. Przez tyle lat uważał mnie za śmiecia, a wczoraj przepraszał mnie ze łzami w oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam, by ojciec tak bardzo się przed kimś otworzył i wyznał targające nim emocje. Szczerość i skrucha emanująca z jego oblicza były wręcz namacalne.

     Kto wie, może ojcu akurat udało się pojednać ze mną przed śmiercią? Szykowała się krwawa bitwa ; kruki kołowały nad całym Królestwem, dając zwiastun śmierci. Szczerze wątpiłam, by z moimi umiejętnościami walki zdołałabym przetrwać taką bitwę. W obliczu tylu przeciwników, byłabym zdana tylko i wyłącznie na siebie.

     Wraz ze wschodem słońca, zgodnie z zapowiedzią, u bram Ereboru stawili się Bard oraz Thranduil. 

Thorin jeszcze przed ich przybyciem nakazał nam założyć zbroję i kolczugi, zabezpieczając się przed niespodziewanym atakiem ze strony ludzi i elfów. Już wtedy nie było ani śladu dawnego Thorina ; ślepa chciwość całkowicie wyparła z krasnoluda dawną szlachetność i dobroć serca. Nic, oprócz złota, nie miało znaczenia dla Króla Spod Góry. Kiedy wręczał mi zbroję i oręż, nie patrzył na mnie z czułością i miłością. Smocza choroba zawładnęła nim całkowicie .

- Witamy cię ponownie, Thorinie Dębowa Tarczo! - krzyknął Bard. Wtedy tuż obok mnie świsnęła cięciwa, a strzała wylądowała  obok kopyt łosia, którego dosiadał mój ojciec.

- Jakim prawem przybywasz tutaj z tym elfickim szczurem! - ryknął Thorin. To on dzierżył w dłoniach łuk z kolejną napiętą strzałą, tym razem wycelowaną między oczy Thranduila. - Spróbuj podejść chociażby jeden krok dalej, a ta strzała dosięgnie twej ohydnej twarzy!

- Skoro tak bardzo nienawidzisz elfów, krasnoludzie, to dlaczego trzymasz w swej twierdzy moją córkę? - Spojrzał z udawanym rozbawieniem na Thorina.

Jeszcze parę dni temu z pewnością ogarnąłby mnie paraliżujący strach na widok ojca, jednak teraz postanowiłam mu zaufać. Kto wie, może nawet ludzie źli aż do szpiku kości potrafią zmienić się na dobre?

- Nigdy nie dostaniesz w swoje szpony Lyanny! - Oblicze Thorina ogarnął dziwny mrok, a dłoń ściskająca łęczysko drżała lekko.

- Panowie, oszczędźmy sobie niepotrzebnych kłótni! - Przerwał tę wymianę zdań Bard. - Thorinie, wątpię, że przez ten jeden dzień zmieniłeś swoje zdanie, ale mam coś, co może ułatwi ci podjęcie ostatecznej decyzji. - Wtedy wyjął z kieszeni płaszcza Arcyklejnot i uniósł go tak, by wszyscy mogli go dojrzeć.

Krasnoludy wstrzymały oddech, a Bilbo przełknął głośno ślinę. Chcąc dodać mu nieco odwagi, ścisnęłam mocno jego dłoń. Gdyby Thorin dowiedział się o naszej zdradzie, z pewnością nie zakończyłoby się to dla nas dobrze.

     Krasnoludy natychmiast zaczęły się wzajemnie przekrzykiwać, rzucając w stronę Barda i Thranduila coraz to gorsze wyzwiska. Thorin aż pobladł z wściekłości i podniósł dłoń, by uciszyć swoich towarzyszy. 

- Skąd go macie?! Nie macie żadnego prawa do jego posiadania! To ja jestem Królem Spod Góry, ja! - wrzeszczał. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. W tamtym momencie mógł kogoś udusić gołymi rękami.

- Król może go mieć z powrotem, jeśli pójdzie z nami na ugodę....

- Kto wam go dał?! - powtórzył w furii Thorin

     Bilbo nagle puścił moją dłoń i ruszył w stronę oszalałego z wściekłości krasnoluda. Co on wyprawia? Zaraz go zabije! - pomyślałam

- Thorinie... - zaczął cicho hobbit i zawahał się. Widziałam, jak cały trząsł się ze strachu. - Thorinie, to ja im go dałem.

Serce biło mi jak oszalałe i miałam wrażenie, jakby całe moje ciało zamieniło się w ołów. Dlaczego on to zrobił?

Thorin odwrócił się przodem do hobbita, a już w następnej sekundzie podniósł go za kołnierz i przyparł do muru.

- Ty podły zdrajco! Od początku wiedziałem, że jesteś nic nie wartym złodziejem! - Krzyczał mu w twarz, a Bilbo rozpaczliwie usiłował wydostać się z jego silnego jak stal chwytu.

- Jeżeli nie podoba ci się mój złodziej, to puść go wolno i pozwól mu dołączyć do nas! - Wtem do Barda i Thranduila dołączył Gandalf.

Jednak krasnolud nie miał najmniejszego zamiaru puścić płazem zdrady Bilba. Musiałam pomóc mojemu przyjacielowi :

- Masz go w tej chwili puścić! - wrzasnęłam, jednak Thorin nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem - To ja pomogłam Bilbo w przekazaniu im Arcyklejnotu. - Zacisnęłam mocno szczękę, a wtedy krasnolud puścił hobbita i zwrócił na mnie uwagę. Podniósł rękę, a ja w duchu przygotowałam się na cios od jedynego mężczyzny, którego kochałam.

- Spróbuj ją choćby tknąć, a mój miecz bez zawahania rozpruje twoje nędzne wnętrzności - wycedził niskim głosem Thranduil, wyciągając z pochwy wiszący u jego boku miecz

Thorin wpatrywał się we mnie, zabijając mnie wzrokiem. Jego obłęd był najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mnie spotkała. 

- Ty i Bilbo, odejdźcie stąd w tej chwili. Nie chcę was więcej widzieć. - Jego słowa złamały moje serce na pół. Fizyczny ból rozdzierał moją klatkę piersiową, a łzy szczypały oczy.

- Thorinie, nie chcieliśmy dla ciebie źle... Chciałam cię uratować... - Pierwsze łzy spłynęły po moich policzkach.

- Zamilcz! - uciął Thorin

     Żaden z krasnoludów nie ośmielił się odezwać chociażby jednym słowem. W całkowitej ciszy obserwowali, jak opuszczaliśmy Erebor. Gdy byliśmy już na dole, odwróciłam się po raz ostatni w stronę Thorina i wykrzyczałam mu wszystkie myśli, które już od kilku dni kotłowały się w mojej głowie :

- Choroba całkowicie cię zmieniła. Nie dostrzegasz swojej głupoty i wyżywasz się na tych, którzy usiłują ci pomóc. Byłeś dla mnie pierwszym mężczyzną, którego pokochałam całą sobą. Zapewniałeś mi bezpieczeństwo i nie pozwalałeś, by cokolwiek złego mi się stało. Wierzyłam, że kiedyś zostaniemy Królem i Królową. Wierzyłam, że nasza miłość przepędzi cierpienie, jakiego oboje doświadczyliśmy w naszym życiu. Niestety, myliłam się. Nawet prawdziwa i szczera miłość nie jest w stanie pokonać obłędu, jaki w ciebie wstąpił. Już nic nie jest w stanie ci pomóc.

You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz