Rozdział 23

1K 44 4
                                    

      Słońce chyliło się już ku horyzontowi, spowijając leżące u stóp Ereboru miasto Dale w mroku. Ptaki śpiewały cicho nad moją głową, a ja westchnęłam cicho.

     Wczoraj zaobserwowałam, jak do miasta wtargnęła spora grupa ludzi. Początkowo przestraszyłam się i kiedy miałam już zaalarmować o tym moich towarzyszy, uświadomiłam sobie, że nie było się czego obawiać. Nowi mieszkańcy Dale w istocie nadeszli z Miasta Na Jeziorze. Mogłam się tylko domyślić, że ich przywódcą był nie kto inny jak Bard, zabójca Smauga, legendarny potomek Giriona.

     Niestety, moje relacje z Thorinem nie uległy poprawie ; krasnolud całe dnie spędzał w skarbcu Ereboru, bądź zamykał się na długie godziny w swojej komnacie. Od jego wybuchu wściekłości, nie rozmawiałam z nim ani raz. Wraz z pozostałymi krasnoludami wiedzieliśmy jednak, że choroba Thorina nie była naszym jedynym problemem ; Królestwem Erebor nie władał już straszliwy jaszczur z Północy. Elfowie i ludzie wreszcie mieli okazję do już od dawna obiecanych im skarbów. Kwestią czasu było pojawienie się jakiegoś przedstawiciela naszych dotychczasowych sprzymierzeńców.

     Jeżeli Thorin nie zmieni swojej postawy, najprawdopodobniej pod dopiero co odzyskaną Samotną Górą rozpęta się wojna o jej bogactwa. Dlaczego złoto i klejnoty muszą przysparzać temu światu tak wiele zła?

- Niech to szlag - syknęłam sama do siebie i wróciłam do mojej komnaty.

                                                                                             ***

     Rankiem następnego dnia do miasta Dale nadeszła armia elfów z Mrocznej Puszczy. Oddział elfickiej armii wmaszerował do ruin miasta, dowodzony przez mojego ojca.

- Jak widać, wkrótce spełnią się nasze najgorsze oczekiwania - oznajmił nieobecnym wzrokiem Balin, wpatrując się w dal

Staliśmy wtedy na niewielkim tarasie, wszyscy pogrążeni w smutku i konsternacji. Po słowach najstarszego krasnoluda, a zarazem najlepszego przyjaciela i zaufanego doradcy Thorina zapadła cisza, przerywana tylko rytmicznym szczękiem zbroi maszerującego oddziału armii elfów.

- Nie możemy dopuścić do wojny - odezwał się Dwalin - Miałem nadzieję, że kiedy do nas dołączysz, Lyanno - zwrócił się do mnie - Wyleczysz z tej piekielnej choroby naszego króla.

- Niestety, nie żyjemy w jednej z bajek, które na dobranoc matki opowiadają swoim dzieciom. - Do rozmowy wtrącił się Bilbo i podszedł do mnie. - Prawdziwa miłość nie uratuje z opresji księcia. - Powtórzył moje słowa z owej pamiętnej nocy i uśmiechnął się blado.

- Musimy jakoś przekonać Thorina do współpracy z nimi. - To mówiąc, wskazałam dłonią na miasto u podnóża Góry. - Na pewno istnieje jakiś sposób, by zmienić jego zdanie...

- Na razie nie kombinujmy - wszedł mi w słowo Balin i przepraszająco skinął głową - Kto wie, może Thorin zachował choć krztynę swojej dawnej mądrości i szlachetności... Bądźmy dobrej myśli i poczekajmy na to, co przyniesie jutrzejszy dzień.

                                                                                           *** 

     Tak jak się tego spodziewaliśmy, z samego rana na wąskiej ścieżce prowadzącej do wrót krasnoludzkiego królestwa pojawił się samotny jeździec. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi i ciężkie kroki na kamiennej posadzce.

Thorin wpadł z furią do przedsionka i podszedł do małej dziury w murze, która umożliwiała rozmowę bez bezpośredniego kontaktu z nieznajomym przybyszem.

     Krasnoludy pracowały codziennie, praktycznie od świtu do nocy, by odbudować mury królestwa. Thorin za wszelką cenę chciał odgrodzić się od najeźdźców, którzy pragnęli odebrać należące do niego skarby. Nowy Król Spod Góry nie zważał na ogromny wysiłek i zmęczenie swoich kompanów ; rozkaz był rozkazem, a jego nowi podwładni nie mogli mu się  przeciwstawić.

     Schowałam się za jedną z kolumn podtrzymujących sufit, z zamiarem podsłuchania rozmowy Thorina i przybysza.

- Witaj Thorinie, nowy Królu Spod Góry. - Na dźwięk głosu Barda uśmiechnęłam się. - Na imię mi Bard. Nie przybywam tutaj, by się z tobą kłócić. Pragnę pokoju i zgody dla obu stron. Ludzie z Miasta Na Jeziorze są wręcz w tragicznej i źle rokującej sytuacji - smok zabrał nam wszystko, nasze domy, członków rodziny...

- Nie mam ochoty słuchać twoich wywodów, Bardzie - z nienawiścią wysyczał jego imię - Nigdy nie oddam wam należących do mnie bogactw! Wasza bieda mnie nie obchodzi! - wykrzyczał i odsunął się od dziury w murze, tak by jego rozmówca nie mógł na niego patrzeć

- Thorinie, błagam, wysłuchaj mnie - kontynuował zdesperowany Bard - Nie potrzebujemy wiele złota...

- Wynoś się stąd! - ryknął nagle Thorin, a ja wzdrygnęłam się mimowolnie

- Niech to diabli! - Bard z wściekłością uderzył pięścią w mur. - Jutro przybędę tu ponownie, a wtedy ostatecznie zadecydujesz o swoim losie. Wybierz mądrze. - Po tych słowach odszedł, a po chwili dało się słyszeć tętent galopującego konia.

                                                                                                 ***

     Była już późna noc, a ja w dalszym ciągu siedziałam na tarasie pogrążona w rozbieganych myślach. Po tamtej rozmowie byłam już pewna, że Thorin wybierze wojnę. Nie mogłam pozwolić na kompletnie niepotrzebny rozlew krwi. Tej nocy musiałam wymyślić jakiś racjonalny plan działania.

- Też nie możesz zasnąć? - Bilbo usiadł obok mnie, przerywając ciszę.

Pokiwałam głową i westchnęłam ciężko.

- Bilbo, nie będę tutaj bezczynnie siedziała. Nie pozwolę na wybuch wojny.

- Ja też na to nie pozwolę. Dzisiaj wpadłem na pewnie plan, który moglibyśmy razem zrealizować, by zapobiec potencjalnej wojnie.

Uśmiechnęłam się szeroko i z rosnącą ekscytacją słuchałam pomysłu Bilba.

You taught me the courage {Thorin Oakenshield} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz