10.

78 10 0
                                    

Znalazłam się w wąskim, jasnym korytarzu. Na kamiennych ścianach wisiały srebrne świeczniki, na podłodze był rozłożony czerwony dywan, który prowadził do potężnych, brązowych drzwi. Maveth zadowolony wszedł do pomieszczenia znajdującego się za nimi.
Ja, szczerze mówiąc, miałam pewne opory. Z jednej strony byłam ciekawa co jest za drzwiami, jak wygląda matka Mavetha, czyli Śmierć we własnej osobie, a z drugiej strony wolałam uniknąć spotkania z nią i w pewien sposób ochronić Chrissy przed karą, bo przecież za kilka godzin i tak by mi wszystko wyjaśniła.
- Idziesz? – Z rozmyśleń wyrwał mnie chłodny ton chłopaka. – Nie każ mojej matce na siebie czekać. Z każdą chwilą robisz się coraz bardziej nieznośna.– Złapał mnie mocno za łokieć i wepchnął do wielkiej Sali.

Sala była naprawdę mroczna, a jednocześnie piękna. Na jej środku stał wielki tron, ozdobiony wyrzeźbionymi z czarnego drewna kolcami, do tronu prowadził ten sam czerwony dywan, który znajdował się w korytarzu. Po prawej i lewej stronie stało chyba milion małych wag. Na każdej z nich znajdowało się białe, jasne piórko. Co chwila, któraś z pustych szal przechylała się na sam dół, przy czym wydobywało się z niej cichy syk wypuszczanego powietrza, wypełniający Salę.

- Skyler Hort... - Melodyjny głos dotarł do moich uszu. Zwróciłam swój wzrok w stronę tronu, na którym pojawiła się kobieta.
Była naprawdę piękna. Miała gęste, czarne włosy, które sięgały jej do pasa. Na głowie miała srebrną tiarę z czarnym onyksem, który podkreślał głębię jej ciemnych oczu. Usta miała pełne i czerwone, jakby były pomalowane świeżą krwią. To wszystko podkreślało bladość jej cery. Zimne i bezlitosne spojrzenie przeszywało mnie, wzbudzając ogromny szacunek i lęk.
- Tak, to ja. – Powiedziałam cicho i niepewnie.
- Nie musisz się mnie bać moja droga. Nazywam się Dalia. – Wygładziła suknię na wysokości kolan i ponownie spojrzała na mnie. - Podobno Christina niczego ci jeszcze nie wyjaśniła, czujesz się pewnie trochę zdezorientowana, czyż nie? – I nie czekając na moją odpowiedź zaczęła mówić:
- Zastanawiasz się pewnie dlaczego ty i Christina zostałyście wybrane na moje uczennice, otóż odpowiedź jest bardzo prosta, wręcz banalna, mianowicie jeśli chodzi o Christinę, była to kwestia przypadku. Jednak ty zostałaś wybrana z konkretnego powodu. Pewnie znasz legendę twojego miasteczka? – Spojrzała na mnie, a ja pokręciłam przecząco głową. - W takim razie muszę zacząć od samego początku. Dawno, dawno temu, żyła młoda...
- Matko... – Maveth podszedł do Śmierci i powiedział jej coś szybko na ucho, przy czym oboje zerknęli w moją stronę.
- Ykhym. – Śmierć odchrząknęła z lekką irytacją i wstała z tronu. – No cóż, jak się okazało nie mamy zbyt wiele czasu na tę opowieść, więc...
- Bo? – Przerwałam jej i skrzyżowałam ręce przed sobą, przy czym z godnością zniosłam pełne irytacji i złości spojrzenie Mavetha.
- Jak śmiesz mi przerywać!? – W jej głosie słychać było oburzenie, które starała się ukryć. Maveth w tym samym czasie odchrząknął cicho, dając jej znak, aby zajęła się sprawami ważniejszymi. – Dobrze, już dobrze. – Machnęła ręką i ponownie usiadła na tronie. – Skoro mamy mało czasu to opowiem Ci tylko moją historię. Słuchaj uważnie, bo jest ona bardzo ważna. – Rzuciła mi surowe spojrzenie i już zaczynała swoją opowieść, gdy w tym samym momencie w Sali rozbrzmiało się przeraźliwe wycie, a pomiędzy mną a Śmiercią i jej synem pojawiła się szaro-czarna trąba powietrzna.
Najpierw myślałam, że to jakiś żart z ich strony, ot tak, żeby mnie nastraszyć, ale po chwili zorientowałam się, że było inaczej. Poczułam ból w klatce piersiowej. Zgięłam się w pół i próbowałam złapać oddech, ale płuca odmówiły mi posłuszeństwa. Dusiłam się. Zaczęło mi się kręcić w głowie, przed oczami miałam czarne plamy, a w uszach rozbrzmiewał jeden, wielki pisk. Nagle poczułam szarpnięcie i ostry ból rozszedł się po moim ramieniu. Zobaczyłam błysk i potem była już tylko ciemność.

Obudziłam się w swoim łóżku. Otworzyłam powoli oczy, próbując w ten sposób złagodzić promieniujący ból w całej głowie.
- Co się stało... - Wyszeptałam sama do siebie, a zdarzenia, które miały miejsce niedawno, zaczęły mi się przypominać.
- Jak się czujesz? – Usłyszałam głos z kąta pokoju. Głos osoby, którą ostatnio darzę niezbyt przyjaznym uczuciem. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Mavetha siedzącego na fotelu.
- Co tutaj robisz? – Wstałam z łóżka i odruchowo sprawdziłam czy mam na szyi wisiorek w kształcie kropli, jednocześnie rzucając chłopakowi złowrogie spojrzenia.
- Pilnuję cię. – Odpowiedział spokojnym głosem.
- Dlaczego?
- Wczoraj zostaliśmy zaatakowani. Chociaż w sumie to bardziej ty zostałaś zaatakowana, ale fakt faktem na każdego z nas to wpłynęło negatywnie. – Wstał z fotela, a jego blada skóra na brzuchu i klatce piersiowej zalśniła w promieniach wschodzącego słońca.
- W-wyjaśnij. – Wyjąkałam, gdyż widok Mavetha trochę zbił mnie z tropu i poczułam, jak moje policzki zaczynają mnie palić.
Jemu najwyraźniej to schlebiało, bo gdy spojrzałam na jego twarz, od razu zagościł na niej szeroki uśmiech, a z jego oczu można było wyczytać, że jest świadomy tego, jakie robi wrażenie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam przeglądać starą księgę. Aby zająć czymś myśli.
- Nie pamiętasz?
- Pamiętam, że pojawiła się ciemna trąba powietrzna i zaczęłam się dusić, a potem ktoś mnie szarpnął za ramię i straciłam przytomność. – Wyrecytowałam szybko. – A potem obudziłam się tutaj. – Spojrzałam na Mavetha. – Ale nie mam bladego pojęcia co się tak serio zdarzyło, więc proszę, wyjaśnij.
- Wiesz, że powinienem cię teraz ukarać? – Uśmiechnął się złośliwie i zrobił krok w moją stronę.
- Niby za co?
- Za zniewagę, nieposłuszeństwo i coś jeszcze bym wymyślił.
- Pff. Proszę bardzo, ukarz mnie. – Rzuciłam z kpiną. – Możesz mnie nawet wiecznie torturować, ale jeśli myślisz, że będę się do ciebie zwracała ,,per Panie" to się mylisz. – Skrzyżowałam ręce na piersiach i zrobiłam krok w jego stronę patrząc mu ciągle prosto w oczy.
- Interesujące... - Potarł kciukiem podbródek.
- Co jest takiego interesującego?
- Ty.
- Wiesz, to naprawdę bardzo... ciekawe, ale wyobraź sobie, że w ogóle nie ogarniam o czym ty gadasz. Może byś tak łaskawie zaczął przekazywać swoje myśli w bardziej rozwinięty sposób. – Oderwałam od niego wzrok i zaczęłam się pakować do szkoły.
- Ech... - Westchnął i przeczesał swoje czarne włosy palcami. – Powinnaś dostać naprawdę bolesną karę, ale jakoś nie mam ochoty ci jej dać. To jest interesujące. Chrissy pewnie już ledwo by oddychała za takie coś. Ty mnie aż tak nie irytujesz. - Zrobił kolejny krok w moją stronę. – To na serio jest bardzo ciekawe.
- Odczep się od Chrissy. – Rzuciłam cicho. – Nie masz prawa zadawać jej bólu. – Spojrzałam na niego ze złością. Już chciał mi odpowiedzieć, ale przerwał mu dźwięk mojej komórki.
To była Chrissy.

- Dzisiaj po szkole przyjdę po was. – Powiedział znudzonym tonem i rozpłynął się w powietrzu.
- Akurat. – Powiedziałam do pustego już pokoju i odebrałam telefon.
- Hej. – Usłyszałam wesoły głos mojej przyjaciółki po drugiej stronie urządzenia.
- Hej. O której u mnie będziesz? – Spojrzałam na budzik stojący obok starej książki, który wskazywał już 6:30.
- Za jakieś 10 min. Mam nadzieje, że masz coś do żarcia, bo umieram z głodu.
- Nie mogłaś zjeść w domu?
- Wiesz... - Usłyszałam jakieś trzaski. - ... oche... kłóciłam... babcią... wiesz... jest...
- Chrissy coś przerywa. – Spojrzałam na wyświetlacz, bo myślałam, że straciłam zasięg, ale miałam wszystkie kreski. – Jak już będziesz pod moim domem to od razu wchodź. – Powiedziałam szybko z nadzieją, że Chrissy wszystko usłyszała, zanim połączenie zostało przerwane.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz