37.

41 7 2
                                    

W momencie kiedy naszyjnik przenosił mnie do krainy, w której aktualnie znajdowała się Nila, zaczynałam żałować swojej decyzji. Straciłam w jednej chwili całą swoją wiarę w siebie i w swoje możliwości. W mojej głowie pojawiały się natrętne myśli, że właśnie zmierzam prosto w ramiona śmierci i to z własnej woli.

Wylądowałam z pluskiem w jakiejś ogromnej kałuży.
Piękny początek, nie ma co. - Pomyślałam. Byłam cała przemoczona i ubłocona.
Rozejrzałam się wokół siebie, ale nie miałam pojęcia w jakiej krainie się znalazłam.
Wszystko wyglądało niczym zgliszcza po strasznym pożarze i ulewie. Gdzieniegdzie znajdowały się łyse, nadpalone drzewa, wyglądające jakby lekki powiew wiatru mógł obrócić je w proch.
Co kilka metrów można było dostrzec wielkie kałuże, podobne do tej, do której przed chwilą wpadłam. Ziemia była ciemna i spopielała. Nie było tu nawet źdźbła zielonej trawy.
Wszystko wyglądało, jakby umarło na zawsze.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś punktu orientacyjnego, jednak nic takiego nie znalazłam. Ruszyłam przed siebie skupiając się na tym, co było dla mnie najważniejsze - na pokonaniu chaosu w postaci Nili.

Po dłuższym spacerze dotarłam to ogromnej, żelaznej bramy. Była zrobiona z ciemnych i cienkich prętów zakończonych ostrymi grotami strzał. Nad bramą wisiał napis ,,Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją"*. Nie brzmiał zachęcająco, ale poetycko. No i w sumie tu nic nie było zachęcające.
Popchnęłam bramę i usłyszałam drażniący dźwięk nienaoliwionego metalu.
Widok za bramą nie był wcale lepszy od tego przed nią. Wszędzie ta sama wypalona ziemia i popiół. W niektórych miejscach leżały kości małych zwierząt.
Był to widok przypominający jakieś cmentarzysko z filmu o apokalipsie. Aż ciarki przechodziły po plecach.
Niechętnie ruszyłam przed siebie, tracąc resztki pewności, że wyjdę z tego żywa.
Mijałam kruche drzewa, które rosły obok siebie, tworząc aleję martwych drzew.
Ścieżka, którą zmierzałam doprowadziła mnie do małego domku. Domku, który do złudzenia przypominał dawne miejsce zamieszkania Nili.
Rozejrzałam się wokół, żeby upewnić się czy nikt nie zmierza w moją stronę z jakimś nożem albo czymś, czym mógłby mnie zabić.
Na szczęście byłam sama na tym pustkowiu.
Czy to dobry znak?

Otworzyłam powoli drzwi, przekonana, że wydadzą ten sam skrzypiący dźwięk co brama, ale otworzyły się lekko i cicho.
Weszłam do środka.
Wnętrze domku było czyste i przestronne, wszystko było poukładane i w dobrym stanie. Spodziewałam się zupełnie czegoś przeciwnego. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu i ujrzałam po prawej stronie drzwi. Ruszyłam w ich stronę, nacisnęłam klamkę i byłam gotowa wejść do kolejnego pomieszczenia, ale napotkałam opór. Drzwi były zamknięte. Zaczęłam szarpać klamkę, sama nie wiem w jakim celu, chyba po prostu to był taki odruch.
Nagle ciszę, która wypełniała domek, przerwał czyjś jęk.
Ktoś był w drugim pomieszczeniu.
Uklękłam, żeby zajrzeć przez dziurkę od klucza, ale napotkałam ciemność. Klucz był w drzwiach.
Więc dlaczego ten ktoś po prostu nie wyszedł?
Może nie może? - Cichy głosik rozumu zaczął podsuwać mi kolejne myśli.
Skupiłam się na mocy, która drzemała w moim wnętrzu. Na mojej prawej dłoni pojawiły się czarne języki ognia, a na lewej jasne, białe promienie światła. Złączyłam ze sobą dłonie i skierowałam zmieszaną moc w stronę zamka, który po chwili wyskoczył z nich, a razem z nim...
Nastąpił huk i drzwi wypadły z zawiasów, i uderzyły o podłogę, wzbijając tumany kurzu w górę. Chyba jeszcze nie do końca panuję nad nowymi mocami.

Weszłam ostrożnie do środka, gotowa na niespodziewany atak, ale w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie i tego kogoś, kto leżał pod ścianą.
Stopy i dłonie miał zakute w kajdany - z kostek i nadgarstków wydobywała się jakaś śmierdząca ciecz. Na pierwszy rzut oka wyglądało to, jak ropa, ale pewności nie miałam. Jego twarz była okryta grubą warstwą kurzu i ziemi. Włosy opadające mu na twarz brudnymi strąkami wyglądały jeszcze gorzej. Jakby ktoś zanurzył je w błocie i smalcu.
Uklęknęłam przy nim i sprawdziłam jego puls. Był słaby, ale był.
Potrząsnęłam ramionami chłopaka, ale nic to nie dało. Nadal był nieprzytomny.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś dzbanka z wodą, ale nic takiego nie było. Zostawiłam więc nieznajomego i poszłam do głównego pomieszczenia. Na drewnianym stole stała miska ulepiona z gliny i napełniona do połowy jakąś cieczą. Nie pachniało zbyt dobrze, ale lepsze to niż nic.
Wróciłam do chłopaka i wylałam zawartość miski na jego twarz.
W tej samej chwili poderwał się do góry, otworzył szeroko oczy i wziął głęboki wdech.
Zaczął nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu. Wyglądał jakby był mocno zdezorientowany.
Dopiero teraz zauważyłam, że jest bardzo wychudzony. Lniana koszula wisiała na nim, jak na strachu na wróble. Ujrzałam wystające do maksimum żebra i kości obojczykowe. Jego skóra była tak blada i cienka, że przypomniała kalkę papieru. Na jego ciele wyraźnie odznaczały się ogromne siniaki. Wyglądał okropnie i...jakby znajomo?
Czekałam aż mnie zauważy. Nie chciałam go ponownie wystraszyć. Wyglądał na tak słabego, że jego serce mogło by nagle pęknąć.
W końcu jego wzrok zatrzymał się na mnie. Byłam pewna, że w jego oczach ujrzę strach albo nienawiść, w końcu na pewno był torturowany, ale ujrzałam nadzieję i radość.
- Sky... - Wychrypiał cicho, a do mnie dopiero teraz dotarło kogo tu znalazłam. Poczułam falę dziwnych uczuć.
Wewnątrz mnie zaczęła toczyć się mała walka. Część mnie chciała rzucić mu się na szyję i go wycałować, ale z drugiej strony moje złamane serce chciało mu wydrapać oczy i uciec.
- Co ci się stało? Czemu... - Sama nie wiedziałam o co zapytać i jak.  Zabrakło mi słów. Podeszłam do niego niepewnie.
Nic tu nie miało dla mnie sensu.
Przecież Maveth miał być bezpieczny i szczęśliwy u boku Hekate. A tymczasem leży tu, skuty łańcuchami, ledwo żywy z fizycznymi oznakami torturowania.
- Tak kończą ci, którzy się sprzeciwiają. - Skwitował gorzko i przetarł mokrą twarz brudnymi dłońmi. Dom wypełnił się brzękiem łańcuchów.
- Ale dlaczego? - Spojrzałam na niego ze współczuciem i wiedziałam już, że cała złość na niego mi przeszła.
- Nie teraz. Musimy stąd uciekać. Niedługo wróci Nila. - Maveth rozejrzał się po pokoju.
- Ja nigdzie się nie ruszam.
- Co? Musisz. - Jego nierozumiejący niczego wzrok spoczął na mojej twarzy.
- Przybyłam tu, żeby ją pokonać, a nie uciekać.
- Sky, ty nie rozumiesz...
- Rozumiem. - Przerwałam mu. - Ta czarownica prawie mnie zabiła, zniszczyła cały świat, zabrała mi wszystkich, których kochałam. Czas z tym skończyć. Tym razem jej nie odpuszczę. Zwłaszcza, że mam przewagę, bo ona jest przekonana, że jestem martwa. - Spojrzałam na zmęczoną twarz chłopaka. - Jestem silniejsza niż ona. - Dodałam.
- Może jeszcze niedawno faktycznie byłaś, ale Nila się bardzo zmieniła od tamtej pory. Przejęła moc wielu. - Maveth pokręcił głową. - Musimy obmyślić plan i dopiero wtedy ją zaatakować. To co teraz chcesz zrobić jest lekkomyślne i skazane na niepowodzenie. Zostaniesz zabita nim zdążysz się obejrzeć. - Spojrzał mi w oczy.
Bez słowa podeszłam do niego i jednym ruchem dłoni rozerwałam łańcuchy i kajdany, które go więziły.
Pomogłam mu wstać i ruszyłam w stronę dziury po drzwiach.
- Zabawne, że za każdym razem muszę ratować ci tyłek. - Powiedziałam udając irytację. - A powinno być na odwrót.
Maveth milczał. Kątem oka widziałam, że każdy kolejny krok sprawia mu ból, ale na to nic już nie mogłam poradzić.
Powoli wyszliśmy z pokoju, ale w głównej izbie już ktoś na nas czekał.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. - Na drewnianym krześle siedziała Nila, a z jej twarzy nie schodził drwiący uśmieszek. Wyglądała, jakby się spodziewała takiego widoku.
Zaczęłam gorączkowo myśleć, jak wyjść z tej sytuacji, dotknęłam naszyjnika.
- O nie, nie. Skyler, nawet nie myśl o ucieczce. - Nila spojrzała na mnie z rozbawieniem. - Nie zdążysz.
- Nie myślałam o tym. - Uśmiechając się do niej zdjęłam naszyjnik z szyi i szybko wsadziłam go zdziwionemu Mavethowi w dłoń, szepcząc miejsce do którego naszyjnik ma go teleportować, jednocześnie pozbawiając siebie jedynej możliwości ucieczki.
Teraz już pozostało mi tylko walczyć i przeżyć... lub zginąć.
Maveth zniknął w tym samym momencie, w którym kropla dotknęła jego dłoni i zostałyśmy tylko my dwie.
Moje zmysły były wyostrzone i wyczulone nawet na najmniejszy ruch. Z dłoni płynęła moc Śmierci i Życia. Byłam gotowa do walki.
- Ooo, uroczo wyglądasz, jak udajesz wielką wojowniczkę. - Nila dalej siedziała i wpatrywała się we mnie z drwiną. - Jeśli myślisz, że uratowałaś Mavetha to od razu wyprowadzę cię z błędu, otóż może i uciekł teraz, ale i tak go dorwę, jak już pozbędę się ciebie. - Wstała i podeszła do mnie. - Nie będzie to trudne, jednak najpierw chciałabym ci coś pokazać. Chodź za mną.
Weszła do pokoju, w którym był jeszcze niedawno uwięziony Maveth, a ja ruszyłam niepewnie za nią.
Pokój był taki sam, z tym że teraz w podłodze był kwadratowy otwór, a w nim schody prowadzące w dół, pod ziemię. Nila spojrzała na mnie i machnęła mi ręką abym szła za nią, po czym zniknęła pod podłogą.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz