22.

68 13 0
                                    

Obudziłam się w swoim łóżku.
Byłam lekko skołowana, bo pamiętam, że zasypiałam w ramionach Mavetha.
Czy to on mnie tutaj przeniósł? Jeśli tak, to dlaczego?

Wstałam i szybko ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania, i wyszłam z pokoju.
W domu nie było nikogo. Mama znowu była w pracy. Ostatnio w ogóle jej nie widuję.
Po Mavecie też nie było śladu.
Zaczęłam sobie przypominać ostatnią noc. Pocałunki, objęcia i to wszystko przepełnione jakąś niewytłumaczalną tęsknotą i... pożądaniem?
Czy to dlatego odesłał mnie do mojego świata? Czy jest inny powód?
Nic nie przychodziło mi do głowy.
Zrezygnowana zabrałam torbę z książkami i wyszłam do szkoły.

*

W szkole nie spotkałam ani Mavetha, ani Chrissy.
Z przyjaciółką nie mogłam się skontaktować od dłuższego czasu. Telefon miała wyłączony. Zaczęłam się o nią martwić. Co jeśli coś jej się stało? Może leży gdzieś ledwo żywa... albo martwa?
- Nie, niemożliwe. - Odgoniłam od siebie czarne scenariusze. - Na pewno się znajdzie. Może trafiła do Krainy Evy i nie może ze mną na razie rozmawiać.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek na lekcję.
Weszłam do klasy.
Usiadłam w ławce i rozejrzałam się po klasie, szukając wzrokiem czarnowłosego chłopaka. Nie było go.
- Kogo tak szukasz Jinx? - Za plecami usłyszałam głos Mary Gandy, przepełniony drwiną. - Mavetha? Czyżby problemy w raju? - Zaczęła się śmiać.
Zignorowałam ją i starałam skupić swoje myśli na lekcji biologii, ale średnio mi wychodziło.
Po lekcji wyszłam szybko z klasy i zrezygnowałam z reszty zajęć. Udałam się prosto do lasu, z dala od ludzi.
Wzięłam naszyjnik do ręki i mocno go ściskając powiedziałam cicho:
- Zabierz mnie do Krainy Śmierci...
Świat wokół mnie zawirował. Trwało to trochę dłużej niż ostatnim razem, ale w końcu wylądowałam w zamku Dalii. Stałam przed dobrze znanymi mi drzwiami prowadzącymi do biblioteki, w której przesiadywała Emma.
Weszłam cicho do środka. W nozdrza uderzył mnie zapach starego papieru.
Przeszłam się pomiędzy wszystkimi regałami, ale po dziewczynie nie było nawet śladu.
Na drewnianym, ciemnym stole leżały rozrzucone księgi, pergaminy i notatki. Nie mogłam rozczytać słów, bo ktoś kto to pisał chyba mocno się spieszył. Do tego pewnie były napisane w jakimś starym języku, którego nie znałam.
Zrezygnowana teleportowałam się do swojego domu.
Z hukiem wylądowałam na podłodze obok łóżka. Rzuciłam w kąt książki i usiadłam na łóżku, zastanawiając się co mam teraz zrobić.
- Sky? - Za plecami usłyszałam słaby, dziewczęcy głos. Odwróciłam się szybko i to co ujrzałam wprawiło mnie w szok i niedowierzanie.
- Emma? Jasny gwint. Co ci się stało? - Na podłodze klęczała czarnowłosa dziewczyna. Miała zakrwawioną sukienkę i ręce. Z nogi sączyła jej się krew. Jej twarz była poobijana, tak jak zresztą większa część jej ciała.
- Zaatakowali nas... - Wyszeptała, a z kącika jej ust wypłynęła cienka strużka krwi.
- Kto? Emma, mów do mnie, proszę... - Podeszłam do niej i próbowałam ją podnieść, żeby położyła się w moim łóżku.
- Nie... nie mam pojęcia. - Zakasłała i skrzywiła się z bólu. - Wpadli do sali... tronowej... nagle... były obrady... Dalia i Maveth...i dziadek... - Przerwała na chwilę, żeby nabrać powierza. - Chaos... uderzyli we mnie jasnym światłem... i... i musiałam się tu przenieść. To jedyne co przyszło... mi do głowy... - Oddychała ciężko, a z usta co chwila leciała jej krew.
- Co z Mavethem? - Poczułam, jak grunt pod nogami zaczyna mi znikać. Jeśli ktoś ich napadł i był chaos... to na pewno zaczęli walczyć.
- Nie wiem... chyba go zabrali. - W jej oczach pojawiły się łzy. - Baron i Dalia... przenieśli się gdzieś... zostawili nas... - Zaszlochała.
- Już, ciii... spokojnie Emmo... - Zaczęłam głaskać ją delikatnie po dłoni, aż usnęła.
Po cichu wyszłam z pokoju i wybrałam numer do pani Daisy. Tylko ona przychodziła mi do głowy.

*

- Słuchaj, Skai... - Mina pani Daisy mówiła sama za siebie. - Zrobiłam wszystko co w mojej mocy.
- Ale co jej jest? Wyjdzie z tego?
- Wydaje mi się, że tak. Jest mocno potłuczona. Opatrzyłam wszystkie zewnętrzne rany, żeby nie wdało się zakażenie. Wydaje się być silną dziewczyną, ale musi odpoczywać. - Pani Daisy spojrzała na mnie surowo.
- Dobrze. Dopilnuję tego. - Obiecałam.
- A teraz możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
- Oczywiście.
- Czy ty i Chrissy znalazłyście dziennik i naszyjniki na strychu? - Przyglądała mi się uważnie. Nie miałam zamiaru jej okłamywać. Byłam zmęczona tymi tajemnicami, niewiedzą i strachem. Poza tym to w końcu u niej na strychu były te wszystkie rzeczy, więc na pewno wie o wszystkim.
- Tak. Chrissy znalazła, a potem ich użyłyśmy... - Wyszeptałam.
- Tak też myślałam. - Westchnęła ciężko. - Ale wolałam się upewnić.
- Przepraszam, pani Spring.
- Nie, Skai... nie przepraszaj. Co się stało już się nie odstanie. Do kogo należysz?
- Do Dalii.
- A więc padło na Chrissy... - Pokręciła ze smutkiem głową.
- Co ma pani na myśli? - Zapytałam lekko zdezorientowana.
- Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Pozory czasami mylą. Ten kto zaatakował Dalię i jej rodzinę, na pewno nie miał dobrych zamiarów...
- Ale...
- Nie mam zbyt wiele czasu Skai. Zrobiłam to o co mnie prosiłaś. Teraz dopilnuj, żeby Emma wypoczęła. - Pani Spring poklepała mnie po ramieniu i westchnęła smutno. - Uważaj na siebie... oby szczęście ci dopisało. - Dodała cicho i wyszła z domu.

Zostałam sama. Emma spała na górze w moim pokoju. Zastanawiałam się o co chodziło pani Daisy. Wyglądała na mocno zasmuconą. I co miała na myśli mówiąc, że nie wszystko jest takie na jakie wygląda? Czy Chrissy jest w niebezpieczeństwie? Czy może chodziło o Mavetha? Co mam teraz zrobić?

Ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Na dworze było ciemno i zimno. W twarz uderzały mnie zimne powiewy wiatru. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie.
Po kilkunastu minutach doszłam do skraju lasu. Patrzyłam się w jego czarną otchłań i rozważałam czy wejść do środka czy jednak poczekać do rana. Miałam dziwne przeczucie, że powinnam iść dalej w jego głąb. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do lasu.

Panowała w nim cisza, którą przerywało, co chwile pohukiwanie sów lub wycie wilków. Gałęzie wysokich i ogromnych drzew skrzypiały poruszane przez wiatr. Przeszły mnie dreszcze. Nie bałam się, ale przez chwilę poczułam zwątpienie. Chciało mi się płakać. Nie miałam z kim porozmawiać. Bałam się o Mavetha, o Chrissy i o Emmę. Nie wiedziałam co będzie dalej ze mną. Czy jestem w niebezpieczeństwie? Gdybym została chwilę dłużej w zamku to trafiłabym dosłownie w tę bitwę.
Nagle gdzieś obok mnie usłyszałam trzask gałęzi. Tak jakby ktoś... pełzał? Spojrzałam w tamtą stronę i akurat w tym samym momencie światło księżyca padło na zakrwawioną i obitą twarz chłopaka.
- Maveth... - Wyszeptałam i podbiegłam do niego.
Chłopak opadł dokładnie w moje ramiona. Był cały we krwi. Jedno oko miał tak spuchnięte, że nie mógł go otworzyć. Włosy miał brudne i posklejane.
- Co się stało? - Spojrzałam na jego twarz, ale zaczął już tracić przytomność. Zarzuciłam na siebie jego ramię i powoli zaczęłam kierować się w stronę mojego domu.
W połowie drogi zaczęło brakować mi siły. Chłopak był coraz cięższy, a moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
Zacisnęłam zęby i szłam dalej.
- Sky... - Maveth wyszeptał z bólem i starał się iść sam, ale chyba nie miał siły poruszać nogami, albo aż tak go bolały.
- Wszystko będzie ok. Niedługo będziemy w moim domu. - Zaczęłam mówić.
- Sky... niebezpieczeństwo... - Wycharczał, a z ust poleciała mu strużka krwi.
Na te słowa spięłam się i rozejrzałam wokół siebie. Wytężyłam słuch, ale nie usłyszałam żadnego dźwięku. Nic również nie widziałam. Doszłam do wniosku, że Maveth bredzi i szłam dalej przed siebie.

Około północy byłam już w domu. Resztkami sił wniosłam chłopaka po schodach na górę. Ułożyłam go w sypialni dla gości. Przyniosłam wszystkie ziołowe maści i butelki z różnymi płynami, które zostawiła babcia Chrissy, i zaczęłam opatrywać rany nieprzytomnego chłopaka.
Maveth co chwila się krzywił, tak jakby coś złego mu się śniło albo sama nie wiem. Może pomimo braku przytomności czuł ból?

Po opatrzeniu ran, przykryłam go kocem i wyszłam z pokoju.
Poszłam zajrzeć do Emmy. Spała spokojnie. Jej policzki były już lekko zarumienione. Przyłożyłam dłoń do jej czoła, ale nie było gorące. Na szczęście.
Wyjrzałam przez okno i spojrzałam na oddalony las. Był ciemny i złowrogi.
Nagle rozbłysło się wielkie jasne światło. Tak jakby, spadały w jedno miejsce gwiazdy. Po chwili wszystko wróciło do normalnego stanu.
Poczułam dziwne mrowienie na plecach. Prawie takie same, gdy coś pchało mnie do lasu.
Może Maveth nie majaczył. Może faktycznie zbliżało się niebezpieczeństwo.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz