29.

53 13 2
                                    

Bałam się słów, których spodziewałam się usłyszeć.
W mojej głowie pojawiały się scenariusze, w których Maveth oznajmia mi, że jednak był w błędzie i mnie nie kocha, że pragnie być z Victorią, bo to ona jest dla niego najważniejsza.
Unikałam jego wzroku. Nie chciałam ujrzeć jego decyzji zanim ją wypowie.
- Sky... - Wyszeptał i przysunął się bliżej mnie.
Nie odzywałam się. Bo niby co miałam powiedzieć?
- Spójrz na mnie, proszę. - Maveth wypowiedział to wręcz błagalnym tonem.
W końcu odważyłam się i spojrzałam na jego bladą twarz. Usta miał zaróżowione, na jego skroniach pojawiły się małe kropelki potu, a w jego oczach ujrzałam, coś czego bym się nie spodziewała w tej chwili.
- Widziałem Victorię. - Powiedział cicho, a ja w tym samym momencie zacisnęłam zęby, żeby się nie rozpłakać. - Przez cały ten czas miałem nadzieję, że jednak ona nie wróciła do żywych.
- Jak to? Myślałam, że się ucieszyłeś... - Wyszeptałam.
- Nie, wręcz przeciwnie. Nigdy nie chciałem, żeby wróciła.
- Dlaczego? Myślałam, że ją kochałeś.
- Nie kochałem jej. Wydaje mi się, że byłem nią jedynie zauroczony. - Spojrzał mi głęboko w oczy.- Przy tobie to sobie uświadomiłem.
- To znaczy?
- Chodzi mi o to, że przy tobie zrozumiałem, jak to jest kogoś kochać. - Uśmiechnął się. - I przysięgam na wszystko, że to ty jesteś moją pierwszą miłością, Skyler Hort. I obiecuję ci, że zrobię wszystko abyś była bezpieczna i żyła długo. - Przerwał na chwilę, po czym dodał. - I w miarę możliwości, szczęśliwie.
Nie miałam pojęcia, jak zareagować. Siedziałam, a z oczu płynęły mi łzy, ale nie łzy smutku czy bólu, tylko łzy radości i ulgi. Byłam przeszczęśliwa słysząc to wszystko z ust Mavetha. I pomimo tego, że czasem wkurza mnie niemiłosiernie i jest wrzodem na moim tyłku, tak samo jak ja na jego, to pragnęłam usłyszeć właśnie to wszystko.
- Powiedz coś Sky... - Wyszeptał i otarł mi łzy z policzka wierzchem dłoni. - I nie płacz, proszę.
- Prze-praszam. - Wyjąkałam i starałam się uspokoić, biorąc głęboki wdech.
Maveth przytulił mnie mocno do siebie i gładził mnie po plecach uspokajającym ruchem dłoni.
- Powinienem powiedzieć ci to wcześniej, ale do dzisiaj nie miałem pojęcia o tym, co dzieje się w twojej głowie z powodu Victorii. - Westchnął. - Wiem, że jestem egoistycznym dupkiem z rozdętym ego...
- Noo... - Wyszeptałam i zaśmiałam się cicho.
- A już miałem nadzieję, że zaprzeczysz. - Przewrócił oczami i też się zaśmiał.
- Kocham cię Maveth. - Powiedziałam cicho i wtuliłam się w jego ramiona jeszcze bardziej.
- Ja ciebie też Sky. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo... - Pocałował mnie w czubek głowy.
Uniosłam twarz, żeby widzieć dokładnie jego spojrzenie. Przygryzłam lekko dolną wargę i rzuciłam szybkie spojrzenie, na jego usta.
Wiem, że już wcześniej się z nim całowałam, ale wtedy kierowaliśmy się bardziej pożądaniem, teraz chciałam pokazać mu co czuję, aby mógł zapamiętać tę chwilę na zawsze.
Nie czekając dłużej, wpiłam się w jego usta.
Maveth od razu odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie bliżej siebie. Usiadłam na niego okrakiem i objęłam go wokół szyi.
Westchnął ciężko, ale nie przerywał pocałunków. Czułam, że jest coraz bardziej podniecony.
Jego dłonie wędrowały po moim ciele. Najpierw gładził mnie po ramionach i plecach, a potem schodził niżej.
Jęknęłam cicho i wplotłam dłonie w jego gęste, czarne włosy, i pociągnęłam za nie.
Uśmiechnął się, nie przerywając tego co robił.
Tę romantyczną chwilę przerwała nam Dalia, która wpadła do tego pomieszczenia rozzłoszczona niczym byk na arenie, widzący czerwoną płachtę torreadora.
- Och, przepraszam, że przerywam wam tę romantyczną chwilę, ale dla waszej wiadomości, właśnie przygotowujemy się do ataku i bitwy! Być może największej, jaka kiedykolwiek była! Nie czas na amory! - Zaczęła krzyczeć na nas. Podeszła do mnie i ściągnęła mnie z chłopaka, silnym szarpnięciem. - Powinnaś być razem z Christiną i Emmą, aby osłaniać Pałac swoją mocą!
- Zostaw ją matko! - Maveth pomógł mi wstać, gdyż Dalia rzuciła mną o ziemię dosyć mocno. Sama byłam zdziwiona jej siłą.
- A ty! - Podeszła do Mavetha i dźgnęła go palcem w klatkę piersiową. - Powinieneś właśnie zakładać zbroję i studiować plan ataku, a nie obściskiwać się z tą...
- Lepiej uważaj na słowa! - Zagroził jej.
- Do swoich obowiązków! TO ROZKAZ. - Wykrzyknęła i wyszła na zewnątrz kipiąc złością.
Staliśmy tak przez chwilę w ciszy, którą przerwał Maveth.
- Lepiej chodźmy, zanim zrobi przysługę Nili i sama nas pozabija. - Uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za dłoń. - Gdy to wszystko się skończy, to obiecuję, że się tobą zajmę. - Wyszeptał i poruszył dwuznacznie brwiami.
- Masz rację, lepiej chodźmy. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam za Dalią.

***

Na balkonie widokowym czekały na mnie Emma i Chrissy. Ubrane były w strój ze smoczych łusek.
- Dla ciebie też jest. - Emma wskazała palcem na pakunek leżący na ławce. - Powinnaś się w to ubrać. Smocze łuski są odporne na wszystko. Nawet na zaklęcia.
- Dobrze. - Wzięłam pudełko i poszłam się przebrać, po czym wróciłam z powrotem do dziewczyn.
Obie stały przed ogromnymi, otwartymi księgami.
- Co to za księgi?
- To zbiory zaklęć ochronnych i wzmacniających. - Chrissy spojrzała na mnie podniecona. - Będziemy musiały wymawiać te wszystkie zaklęcia, przez cały czas podczas bitwy.
- W ten sposób będziemy chronić wszystkich walczących żołnierzy i naszych bliskich. - Dodała Emma.
- My nie będziemy walczyć? - Zapytałam lekko zdziwiona.
- Ja i Chrissy nie. - Emma spojrzała na mnie niepewnie. - Z racji, że jesteś uczennicą śmierci, to twoim zadaniem będzie rzucanie zaklęć... niszczących, zadających ból i... uśmiercających.
- Rozumiem. - Powiedziałam cicho i zaczęłam studiować swoją księgę.

***

Walka rozpoczęła się nagle. Nila zaatakowała od północy.
Z ogromnych kolistych portali wybiegła horda przeróżnych stworów i ludzi, którzy byli na nowo żyjącymi stworzeniami. Mieli poszarpane ubrania, szaro-ziemistą skórę i wyglądali trochę, jak zombie, z tą różnicą, że wyglądali na zdrowych i normalnych. Nie mieli zbroi ani broni.
Gdy doszło do starcia pierwszej linii żołnierzy zostaliśmy pokonani w mgnieniu oka. Armia Nili rzuciła się na Rycerzy Życia i dosłownie oderwała im głowy albo inne części ciała.
Stałam oniemiała. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Armia Nili była silniejsza, szybsza i o wiele większa. Bardziej dzika.
- Do roboty Sky! - Usłyszałam gdzieś za sobą czyjś głos.
Otrząsnęłam się i zaczęłam wypowiadać pierwsze słowa zaklęć. Nie używałam ich nigdy wcześniej, nie wiedziałam od czego są. Czy zabijają, czy tylko ranią?
Przez moją głowę zaczęły przebiegać myśli dotyczące Mavetha. Martwiłam się o niego. Miałam nadzieję, że zaklęcia ochronne Chrissy i Emmy faktycznie go ochronią. I innych też.

***

Bitwa trwała od dobrych kilku godzin. Mój umysł i ciało opadało już z sił. Rzucanie zaklęć zaczynało dawać mi się we znaki, bo wysysało to ze mnie całą energię. Jednak nie poddawałam się. Wiedziałam, że nie mogę zawieść. Ta bitwa była decydującym starciem. Albo wygramy, albo zostaniemy zniszczeni przez Nilę i jej nowonarodzonych, ewentualnie w tym lepszym wypadku: wszystkich nas uwięzi i będzie torturować. Tak czy siak, nie mogliśmy do tego dopuścić.

- Tu jesteś! - Za plecami usłyszałam szyderczy, a jednocześnie pełen satysfakcji głos Victorii.
Podeszła do mnie i odciągnęła mnie z całej siły od księgi, rzucając mną o ścianę.
Syknęłam z bólu.
- Mamy sobie do pogadania. - Uśmiechnęła się niczym największy złoczyńca. - Tym razem mi nie uciekniesz. - Złapała mnie za włosy, a drugą ręka otworzyła niebiesko-szary portal prowadzący niewiadomo dokąd.
Spojrzałam ostatni raz na Emmę i Chrissy, które zastygły, jak posągi.
I zniknęłam z tego świata.

Rozdział dedykuję Carniiii :)
Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin 🧡🎂

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz