9.

76 11 0
                                    

Zaraz po zniknięciu Mavetha wyszłam z wanny, bo nie mogłam się ponownie zrelaksować. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam do pokoju.

- Długo nie musiałem czekać. – Odwróciłam się szybko i zobaczyłam leżącego na moim łóżku chłopaka.
- Myślałam, że sobie poszedłeś. – Starałam się mówić normalnym tonem.
- Oczywiście, że nie. Muszę cię zabrać na wycieczkę, dzięki której twoja wiedza się poszerzy.– Wstał z łóżka i podszedł do mnie pewnym krokiem, na co ja odruchowo się cofnęłam.
- Nie wyrażam na to zgody. – Powiedziałam stanowczym tonem.
- Nie obchodzi mnie to. – Spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem i złapał mnie mocno za łokieć.
Otworzyłam buzię, żeby zacząć krzyczeć, ale zagłuszył mnie szum wiru, który pojawił się dosłownie znikąd i otaczał nas z każdej strony. Miałam wrażenie, że znajduję się w środku trąby powietrznej. Silny wiatr uderzał we mnie co chwilę. Zacisnęłam rękę na ręczniku i próbowałam dostrzec coś, co pozwoli mi to wszystko wytłumaczyć w racjonalny sposób. Niestety oprócz szarości i bieli niczego innego nie dałam rady zobaczyć. Po chwili stałam na ciemnej, mocno uklepanej ziemi. Spojrzałam na Mavetha, który puścił mój łokieć i ruszył w stronę czarnych drzwi, które stały samotnie na tym ciemnym pustkowiu.
- Dokąd idziesz? – Zapytałam lekko zdezorientowana. Odwrócił się powoli w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się znowu ten bezduszny uśmiech.
- Przed spotkaniem z moją matką musisz się w coś ubrać. – Zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu.
- A co jeśli nie chcę się spotkać z twoją matką?
- Chyba już ci pokazałem, że twoje zdanie w ogóle się nie liczy.
- Dobrze, więc po co mam się z nią spotkać? – Skrzyżowałam ręce.
- Widzisz, twoja przyjaciółka nie wywiązała się ze swojego zadania, a nie mam czasu na to, żeby czekać do jutra, więc moja matka zapozna cię ze wszystkim, a Chrissy zostanie ponownie ukarana, tylko tym razem nie przeze mnie, a przez samą Śmierć.- Uśmiechnął się z satysfakcją i otworzył drzwi przez które wdzierała się ciemność. – Zapraszam.

Przeszłam przez drzwi z pewnym oporem. Miałam nadzieję, że to tylko jakiś portal i za chwilę znajdę się w jakimś ludzkim, bardziej przyjaznym miejscu, niestety, jak to powiadają: nadzieja matką głupich i naiwnych.
Znalazłam się w zupełnej ciemności. Nawet po tym, jak mój wzrok się trochę przyzwyczaił nie byłam wstanie zobaczyć jakichkolwiek konturów. Czułam się, jakbym została zanurzona w czarnej dziurze. Do tego byłam przemarznięta.
- Gdzie jesteśmy? – Wyszeptałam te pytanie do Mavetha, z nadzieją, że jest gdzieś za mną.
- W moim pokoju. – Odpowiedział znudzonym tonem i pstryknął palcami, po czym stała się jasność.
- Zawsze ściągasz tutaj dziewczyny w taki sposób?– Próbowałam mu dopiec, ale byłam w tym słaba. Chrissy zapewne poradziłaby sobie lepiej. W sensie ta dawna Chrissy.
Maveth rzucił mi lodowate spojrzenie, po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny i przemilczał moją nad wyraz słabą docinkę. Podszedł do wielkiej, brązowej komody w stylu wiktoriańskim i zaczął w niej czegoś szukać. Po chwili rzucił w moją stronę jedną ze swoich czarnych koszul. Złapałam ją szybko i spojrzałam na nią sceptycznie.
- I niby mam się w tym pokazać twojej mamie?
- Jeśli chcesz możesz iść w tym swoim ręczniku, ale od razu uprzedzam, że moja matka odbierze to jako zniewagę z twojej strony. – Obojętnie wzruszył ramionami i usiadł na czarnym fotelu, który stał w kącie pokoju. Wyjął z kieszeni mały, oprawiony w czarną skórę notatnik i zaczął w nim coś rysować, nie zwracając już na mnie uwagi.

Zarzuciłam szybko na siebie koszulę i usiadłam na skraju łóżka w oczekiwaniu na ciąg dalszy tych dziwnych wydarzeń. Przy okazji miałam chwilę czasu, żeby dokładnie rozejrzeć się po pokoju.
Ściany były wykonane z jakiegoś ciemnego kamienia, który nadawał pokojowi klimatyczny, mroczny charakter. Łóżko na którym siedziałam było zrobione z ciemnego drewna, dzięki czemu wydawało się mroczne, na szczęście aksamitna pościel w kolorze fioletu trochę łagodziła te wrażenie. Obok komody stało biurko, wykonane chyba z tego samego drewna co łóżko. Nade mną wisiał wielki kryształowy żyrandol.
W tym pokoju czułam się jakbym była w jakiejś zamkowej komnacie, albo w zamkowym, udekorowanym lochu.
- Ciekawy pokój. – Spojrzałam na Mavetha, który nadal był pochłonięty rysowaniem. – Idealnie odzwierciedla twoją duszę. Jest tak samo zimny i bezwzględny jak ty.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo jestem bezwzględny. – Uniósł wzrok znad notatnika i przeszył mnie wzrokiem, ale nawet na chwilę nie przestawał rysować.
- Chyba jednak sobie wyobrażam.
- Nieważne. – Wstał z fotela i schował notatnik do kieszeni spodni. – Idziemy. – Otworzył drzwi i wyszedł z pokoju, a ja niechętnie poszłam w jego ślady.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz