32.

46 10 3
                                    

Staliśmy bez ruchu, jak słupy soli. Ja bałam się poruszyć nawet o milimetr, a Maveth chyba mocno się nad czymś głowił.
Zbliżała się do nas Hekate. Mroczna Królowa piekielnych czeluści.
Po dźwiękach, jakie do nas docierały, wiedziałam już, że nie czeka nas nic dobrego.

Była piękna. Potęga jaka od niej biła wprawiała mnie w osłupienie. Miała gęste, czarne włosy, bladą cerę, a długa, koronkowa suknia podkreślała jej kobiece kształty.
- Maveth? Jeszcze tu jesteś? I na dodatek obściskujesz się z jakąś śmiertelniczką? - Hekate spojrzała na mnie z pogardą, po czym ponownie zwróciła swoją uwagę na chłopaka.
- Hekate, jak dobrze cię widzieć. - Maveth podszedł do niej i pocałował wierzch jej dłoni.
- Mieliście opuścić te miejsce już wczoraj. Co was skłoniło do nadużywania mojej gościnności? - Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Pojawiły się pewne komplikacje. Sama rozumiesz... - Maveth spojrzał szybko na mnie, a potem znowu na Królową. - Przepraszam, za nadużycie. Za jakąś godzinę już nas tu nie będzie.
- I tu się mylisz mój drogi. Znasz zasady. - Kąciki jej ust uniosły się z satysfakcją. - Teraz pójdziecie ze mną. - Pstryknęła palcami i w tej samej chwili na naszych nadgarstkach pojawiły się żelazne łańcuchy, które płonęły niebieskim, zimnym płomieniem. Po chwili zjawili się również strażnicy Hekate, którzy zaczęli nas ciągnąć w stronę zamku. Gdzieś w oddali usłyszałam krzyk Davida. Nie brzmiał radośnie.

***

Siedziałam w śmierdzącej, zawilgoconej, ciemnej celi. Nadgarstki miałam poobcierane od łańcuchów, a wszystkie mięśnie obolałe od siedzenia na twardej podłodze.
- Ugh... - Z lewej strony usłyszałam ciche stęknięcia.
- Kto tam jest? - Zapytałam szeptem.
- Skyler?
- David? - Podeszłam do kraty w ścianie.
Chłopak leżał w kącie. Miał zakrwawioną koszulkę i spodnie. Z nadgarstków sączyła się ropa.
- Co ci się stało? - Zakryłam usta dłonią. Z jego celi wydobywał się nieprzyjemny zapach rozkładu i brudu, od którego zbierało mi się na wymioty.
- To Hekate. - Wyrzucił z siebie. - Wszystkie te łańcuchy, kraty, a nawet ściany, które nas otaczają, to wszystko sprawia, że umieram. - Wzruszył ramionami, po czym skrzywił się z bólu.
- Dlaczego?
- Bo należę do Światła, a Hekate do Ciemności. Nie wiem, jak prościej to wyjaśnić. - Rzucił mi zniecierpliwione spojrzenie.
- Dobra, rozumiem ok? - Pokręciłam głową z irytacją. Nie lubiłam tego dupka. Wkurzało mnie jego zachowanie, ale to nie było teraz ważne. Zastanawiało mnie jedno: gdzie jest Maveth? Może David coś wie?
- Co tak zamilkłaś?
- Zastanawiam się, gdzie jest mój chłopak. - Oparłam się o kraty.
- Pewnie już bierze udział w dzikiej orgii zorganizowanej przez Królową Piekieł. - David zaśmiał się cicho.
- Co? - Miałam wrażenie, że się przesłyszałam. Orgie?
- To co słyszałaś. Hekate nie próżnuje, a wszyscy wiedzą, że Maveth jest bardzo pożądany przez istoty należące do Ciemności. Kto by nie chciał mieć Króla Śmierci przy sobie?
- Musimy go uratować. Nie możemy tak bezczynnie siedzieć. Trzeba coś zrobić! - Zaczęłam chodzić po celi.
- I co chcesz zrobić? Jesteśmy tu uwięzieni i jeśli nie umrzemy tu z głodu i pragnienia to zapewne jakiś sługus Hekate tu przyjdzie i nas zabije. Tak czy siak nasz los jest przesądzony i radzę ci, żebyś zaczęła się godzić z tą myślą. - David zaniósł się duszącym kaszlem.
- Gdzie twój optymizm i wola walki? - Rzuciłam z przekąsem. - W końcu pokonałeś samego Goliata, czyż nie?
- Jesteś nienormalna. I co mam niby zrobić? Nie mogę się nawet ruszyć. - Powiedział z irytacją w głosie. - Jeśli Maveth tak bardzo cię kocha to nie pozwoli cię skrzywdzić. Możesz sobie jedynie czekać.
- Mogę użyć swojej mocy. - Rzekłam. - Wydostanę nas stąd.
- Dam sobie rękę uciąć, że te lochy są tak skonstruowane, żeby blokować każde użycie magii.
- I tak spróbuję. - Powiedziałam pewna siebie, chociaż tak naprawdę wiedziałam, że David może mieć rację.
Usiadłam w kącie celi i skupiłam się z całych sił, tak jak niedawno uczył mnie tego Maveth. Wzięłam głęboki wdech i wydech, i powtarzałam to do momentu aż poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele.
Otworzyłam oczy. Słabe płomienie wydobywały się z moich dłoni i delikatnie łaskotały moją skórę. Ucieszyłam się z tego powodu, bo jednak lochy nie były wcale aż tak dobrze chronione przed magią.
Podeszłam powoli do metalowej kraty i przyłożyłam dłonie do zamka. Po kilku minutach metal się roztopił. Z drzwiami Davida zrobiłam to samo. Pomogłam mu wstać i powoli ruszyliśmy w stronę wyjścia.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz