25.

50 13 2
                                    

Upadłam z łoskotem na kamienną podłogę. Z bólem głowy i ramienia podniosłam się, i rozejrzałam wokół.
Miejsce nie wyglądało na przyjazne. Właściwie przypominało jakąś norę albo jaskinię. Wszędzie było mokro i brudno.
- Maveth? - Zawołałam w miarę cicho, ale echo i tak poniosło mój głos daleko w głąb.
Zamiast Mavetha odpowiedział mi ktoś inny.
- Proszę, proszę... kogo my tu mamy?
Przed sobą ujrzałam wysoką, czarnowłosą dziewczynę. Przez chwilę miałam wrażenie, że patrzę na swojego klona, jednak były pewne różnice. Jej skóra miała szarozielony kolor, na prawym policzku była spora blizna biegnąca od skroni do kącika usta, a wyraz jej twarzy i oczu pokazywał, że nie miała w planach mi pomóc.
- Kim jesteś? - Cofnęłam się o krok do tyłu i ledwie zauważalnie rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś drogi ucieczki.
- Mogłabym powiedzieć, że twoim koszmarem. - Zaśmiała się cicho i zaczęła przyglądać się ze znudzeniem swoim paznokciom. - Jednak spotka cię coś gorszego ode mnie.
- Mhm... - Wymruczałam zrezygnowana. - A gdzie jestem? Gdzie jest Maveth? Co się stało? - Zaczęłam wyrzucać z siebie pytania, jak serię z karabinu.
- Och, zamknij się Skyler. - Mroczna dziewczyna przewróciła oczami i szarpnęła mnie za ramię, wbijając mi przy tym swoje długie i brudne paznokcie w skórę.
- Au... - Syknęłam z bólu. - Nie wiem co ci takiego zrobiłam, ale nie musisz mnie ranić.
- Zamknij się. - Dziewczyna powiedziała pod nosem i więcej się do mnie nie odezwała.

Szłyśmy przez długi czas zawiłymi korytarzami, co jakiś czas musiałam wchodzić do czarnej i śmierdzącej dziury, aby przejść do kolejnego korytarza, który zdawał się nie mieć końca.
Mroczna dziewczyna nie odzywała się do mnie ani słowem. Czasami tylko cicho pogwizdywała albo nuciła sobie jakąś nieznaną mi melodię.
- Prawie jesteśmy na miejscu. - Odezwała się w końcu, patrząc przed siebie.
Kilkanaście metrów przed nami były ogromne i okropnie brzydkie drzwi zrobione z wielkiego, szarozielonego głazu.
Czarnowłosa dziewczyna podeszła do małej skały i przyłożyła do niej dłoń. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, jednak dało się słyszeć dźwięki przesuwanych kamieni i ścian.
W końcu drzwi się otworzyły i zostałam brutalnie wepchnięta do środka.
Poczułam ostry ból w kolanie i na prawej dłoni.
- Au... - Powiedziałam cicho i spojrzałam w miejsca bólu.
Dłoń miałam zdartą do żywego mięsa; kolano nie wyglądało wcale lepiej. Było spuchnięte i krwawiło.
- Wstawaj. - Dziewczyna znowu szarpnęła mnie za ramię i podniosła z ziemi. - Myślałam, że jesteś twarda, skoro Maveth cię wybrał, ale jak widać, byłam w błędzie. - Rzuciła mi pogardliwe spojrzenie.
- Powiesz mi o co ci chodzi? Gdzie jestem? Kim jesteś? I co się tutaj dzieje? - Znowu zaczęłam wyrzucać z siebie pytania. - Co ci takiego zrobiłam?
- Zajęłaś moje miejsce. Ot, co zrobiłaś. - Dziewczyna znowu mnie szarpnęła i właśnie zaczęło do mnie docierać kim ona jest.
- Victoria? - Przełknęłam głośno silnę i spojrzałam na nią.
- No brawo Einsteinie. - Przewróciła oczami.
- Ale... ty przecież nie żyjesz.
- Jak widać, żyję. - Spojrzała na mnie z wyższością.
- Jak to możliwe? - Zapytałam z niedowierzaniem.- Przecież nie można wrócić zza grobu. - Wyszeptałam i patrzyłam się na nią ze zdziwieniem.
- Na pytania będzie czas później. A jak będę miała dobry humor, to może nawet ci na nie odpowiem.
- Maveth wie? - Zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Victoria pomimo ran i blizn nadal była piękna i odważna. Co jeśli Maveth dalej coś do niej czuje? Albo jego uczucia powrócą na jej widok? W końcu była jego pierwszą miłością, a ta podobno nigdy nie umiera.

Przeszłyśmy przez ten „tajemniczy" korytarz, który Victoria otworzyła za pomocą swojego dotyku i znalazłyśmy się w ogromnym pomieszczeniu. Sklepienie było bardzo wysoko nad nami. Zwisały z niego mniejsze i większe stalaktyty. Ściany były nierówne i chropowate. To miejsce przypominało „salon" jakiejś ogromnej jaskini.
Na środku leżało czyjeś ciało. Gdy podeszłyśmy bliżej rozpoznałam Mavetha.
Wyrwałam się z ucisku Victorii i podbiegłam do niego. Był sinoblady i nieprzytomny. Oddech miał słaby i płytki.
- Maveth? - Wyszeptałam i potrząsnęłam jego ramieniem. - Obudź się, proszę. - Poczułam, jak do oczy zaczynają napływać mi łzy.
- Nie obudzi się. - Usłyszałam za plecami głos Victorii. - Dopóki mu nie pozwolę. - Wyszczerzyła się w złowrogim uśmiechu. Przypominała demona.
- Dlaczego to robisz? Przecież go kochałaś.
- Kochałam? - Zaśmiała się z kpiną. - Błagam, bo się rozkleję. - Udała, że ociera łzę ze swojego policzka. - Nigdy go nie kochałam. Po prostu był mi potrzebny, ale koniec końców na nic się nie przydał. - Wzruszyła ramionami i kopnęła Mavetha w żebra, ale on nawet się nie skrzywił. Wyglądał, jakby przebywał w głębokim śnie.
- Przestań... - Załkałam.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. - Szarpnęła mnie za włosy i uderzyła mnie z całej siły w twarz.- Może to cię nauczy posłuszeństwa. - Odepchnęła mnie i usiadła na kamiennym tronie.
- Powiedz mi, Skyler, jak myślisz, kto stoi za tymi wszystkimi atakami na Dalię i Evę?
- Nie... nie wiem. - Podniosłam się z ziemi i wykrzywiłam twarz z bólu. Kolano miałam sztywne, a z dłoni i nosa sączyła mi się krew.
- Oj, nawet się nie zastanowiłaś. - Powiedziała przesłodzonym głosem. - Na pewno masz jakieś pomysły. Jestem ciekawa twojego toku rozumowania.
- Naprawdę... nie mam... pojęcia. - Powiedziałam z trudem.
- Rozczarowujesz mnie. Widocznie miałam zbyt wielkie oczekiwania co do ciebie, po tym co usłyszałam. - Victoria ziewnęła. - Może po spotkaniu z Królową coś się rozjaśni w twojej główce.
- Królową?
- Naprawdę nie wiem, czy jesteś tak głupia czy po prostu masz braki informacyjne, bo Maveth jest leniwym dupkiem. - Pokręciła głową i cmoknęła zadowolona. - Tak czy siak, dla mnie to lepiej. Mądrzejszy wygrywa.
Rozmowę przerwał nam dźwięk odsuwanego głazu w korytarzu obok. Odwróciłam głowę w stronę zbliżających się kroków, które odbijały się echem od ścian jaskini.
To kogo zobaczyłam wprawiło mnie w jeszcze większe osłupienie niż fakt, że Victoria żyje.

Uczennica Śmierci [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz