[17]

34 6 1
                                    

          Gdy po raz pierwszy od dawna usłyszał swoje imię miał wrażenie, że się przesłyszał. W świecie służącego na dworze w Yongheng-de, który ukrywa się przed światem przybierając maskę pałacowego ogrodnika, "Shen Ming" brzmiał dziwnie obco, zupełnie nienaturalnie.

          Minął ułamek sekundy, choć dla księcia trwało to całą wieczność, gdy uświadomił sobie, że ktoś rzeczywiście zawołał go po imieniu. Serce podskoczyło mu do gardła i miał wrażenie, że zaraz je wypluje, gdy przygryzając wargę do krwi powoli odwrócił się w stronę głosu. Kilka metrów dalej, na wysokim mostku dostrzegł Huang Jia Su, który patrzył na niego z szokiem na twarzy. Obok stała małżonka Liang, ale książę nie był w stanie na nią spojrzeć. Obawiał się tego co zobaczy na jej twarzy.

          Byłby w stanie oddać całe królestwo, żeby tylko obudzić się z tego koszmaru. 

          Jia Su zszedł z kładki i zaczął szybko zbliżać się w jego stronę, a za nim sztywno podążała królewska żona.

          — Shen Ming, co ty tu robisz? — Mężczyzna znalazł się tuż obok.

          Książę stał jak sparaliżowany, nie będąc w stanie nawet podnieść głowy. Gdyby nie szok, prawdopodobnie byłby w stanie rzucić się na króla za jego głupotę.

          — Co ty masz na sobie... — Pytał dalej, a w tym samym momencie zaskoczenie na jego twarzy stało się jeszcze większe. Najwyraźniej uświadomił sobie co właśnie uczynił — O Boże...

          Zapadła cisza tak nieprzyjemna, że odbierała Shen Mingowi oddech. Miał ochotę uciec na drugi koniec świata. W końcu zebrał w sobie całą siłę woli i spojrzał na kobietę. W tym samym momencie poczuł mocne szarpnięcie za nadgarstek.

           — Wrócimy do tej rozmowy. — Mruknęła do Jia Su i zaczęła ciągnąć fałszywego służącego w stronę Pałacu Zachodniego.

           Dłoń na jego nadgarstku zacisnęła się tak mocno, że Shen Ming zaczął się zastanawiać skąd kobieta miała w sobie tyle siły. Nawet nie próbował się wyrwać, gdy prowadziła go pustym korytarzem prosto do swojej komnaty.

           Huang Jia Su. To co zrobiłeś świadczy o tym, że jesteś albo zdrajcą, albo idiotą. Jeżeli przeżyję to sam cię zabiję.

           Strażnicy przy drzwiach spojrzeli po sobie zaskoczeni widokiem wściekłej małżonki Liang, targającej za sobą przerażonego służącego. Bez słowa uchylili drzwi komnaty.

          Kobieta wepchnęła chłopaka do środka z taką siłą, że ten niemal upadł, tracąc równowagę, jednak uratował się w ostatniej chwili. Wrota zatrzasnęły się, a oni zostali sami.

          W ciągu sekundy atmosfera stała się tak gęsta, że można by ciąć ją nożem, a cisza zwiastowała jedynie nadchodzącą burzę. Lub cały huragan.

           Liang zbliżyła się do księcia o kilka kroków, aż znalazła się dosłownie na wyciągnięcie ręki. W jej oczach dostrzegał wiele emocji, jednak najwyraźniejszymi były wściekłość i rozczarowanie. Oraz strach. Ale nie bała się jego.

           Raz po raz otwierała szkarłatne usta by coś powiedzieć, jednak po chwili je zamykała, trwając w milczeniu. Dopiero gdy minęły długie sekundy odezwał się cichy głos.

          — Śmiałam się Kanclerzowi w twarz, gdy mówił o tym, że książę Tiantagu znajduje się wewnątrz murów. Przeszkadzałam, gdy przeszukiwał służbę. A tymczasem ukrywałam wroga pod własnym dachem. — pokręciła z niedowierzaniem głową. — Powinnam dostrzec to już dawno. Twoja postura... Twoje zachowanie... Wszystko było zbyt... — westchnęła z rozczarowaniem. — Było takie niepasujące do zwykłego kupca. Już rozumiem, dlatego zawsze byłeś taki nerwowy i ostrożny.

          Dalej, Shen Ming. Pokaż jaki jesteś naprawdę.

           Chłopak wziął głęboki oddech. To koniec. Prawda wyszła na jaw. Nie było sensu dalej udawać.

           Kobieta z przerażeniem dostrzegła jak stojąca przed nią postać w ciągu ułamka sekundy całkowicie się zmieniła. To już nie był Tien Shi, wiecznie przygarbiony, ukrywający twarz, służący, pomocnik starego ogrodnika, łapiący się  wszystkich prac na dworze, nawet jeśli nie ma o nich bladego pojęcia. Teraz patrzyła na Shen Minga, księcia koronnego Tiantagu, potomka dynastii Han.

          Niby wyglądali tak samo, ale całkowicie się różnili. Wszystkim. Posturą, zachowaniem, spojrzeniem. Ta nagła zmiana sprawiła, że wydał jej się przerażający.

          — Zgadza się. Nie jestem po prostu kupcem. To ja jestem księciem, którego od tygodni poszukuje całe Yongheng-de. To ja jestem Shen Mingiem. — Dziwnie wypowiadało się te słowa. Dziwnie przyznawało się do swojej tożsamości. — Lecz co z tego?
 
           — Co z tego? — Uniosła brew i zaśmiała się śmiechem pozbawionym humoru. — Co ty sobie wyobrażasz? Że będę dalej cię kryła? Posłuchaj, Shen Ming, o ile tak się nazywasz. Mogę kłócić się z królem albo nienawidzić Kanclerza, ale nie jestem zdrajcą narodu. — wycedziła.

          — Wszystko co robisz wbrew królowi jest zdradą wobec narodu. — Powiedział chłodno.

          — I właśnie dlatego nie mam zamiaru okłamywać Wang Sun Ye, aby cię chronić.

          — Jaka ty wspaniałomyślna. — Prychnął. — Szkoda, że tak nie mówiłaś, mając romans z Xu
Qingiem.

          Zapadła cisza. Książę z satysfakcją patrzył, jak oczy kobiety rozszerzając się w szoku.

           — Wydaje ci się, że możesz mnie szantażować? Za kogo ty się do cholery uważasz? 



_______________

Przepraszam, że rozdział taki krótki ale musiał się taki pojawić -,-' 
Nie byłam w stanie wpasować tego ani do poprzedniego, ani do następnego xD


SHEN MINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz