Gdy się ocknął, horyzont płonął w ogniu wschodzącego słońca. Sparaliżowany bólem wpatrywał się w czerwień nieba przebijającą się między koronami drzew, nasłuchując. Wszechobecną ciszę zagłuszał jego własny, ciężki oddech i jęk, który z siebie wydał, gdy próbował się podnieść. Każdy najmniejszy ruch skutkował falą bólu wypływającą z ran, które podczas upadku zostały jeszcze bardziej poszarpane.
W końcu udało mu się usiąść, choć kosztowało go to dużo cierpienia i jeszcze więcej siły woli.
Z ramienia i przedramienia wciąż wystawały dwie długie strzały, które złamał w połowie, by nie zawadzały tak bardzo. Szatę miał sztywną od zaschniętej krwi, a ręce i twarz podrapaną przez krzewy, o które zahaczał przy upadku. Obok, na wyciągnięcie reki leżał jego miecz, wciąż brudny od krwi ludzi, których pozbawił życia.
Rozglądając się dostrzegł między drzewami wznoszące się kłęby dymu informujące go, że to właśnie z tamtej strony przybiegł.
Chwycił swój miecz i opierając się na nim próbował wstać, torturując poranione ciało. Myśl, że żołnierze Yongheng-de wciąż mogą być w pobliżu była silniejsza niż ból. Shen Ming nie mógł w tym stanie dopuścić do jakiejkolwiek konfrontacji i wrogiem, bo poniesione obrażenia zrobiłyby z niego łatwą ofiarę, właśnie dlatego musiał się jak najszybciej oddalić.
Gdy w końcu stanął na nogi musiał odczekać chwilę, zanim najgorsza fala bólu minie i dopiero po chwili zaczął iść powoli wgłąb lasu, krzywiąc się i kulejąc z każdym krokiem.
Nie miał żadnego planu działania, nie wiedział co powinien zrobić, gdzie się udać. W tym stanie na pewno nie dotrze do pałacu, najlepiej więc będzie dotrzeć do jakiejś wioski i tam poszukać pomocy. Zdecydowanym plusem było to, że znajdował się po swojej stronie granicy.
Nie wiedział ile się tak tułał, godzinę, może dziesięć minut, całkowicie stracił poczucie czasu. Wkrótce jednak rezerwy jego energii wyczerpały się całkowicie, a on musiał zrobić sobie choć krótką przerwę. Oparł się o jedno z drzew i ciężko oddychając gromadził siły na dalszą wędrówkę.
+++
— Co z Shen Mingiem? — Luo Tang, generał armii Yongheng–de wyszedł do namiotu, w którym odbywała się narada.
— Uciekł.
— Nawet sobie ze mnie nie żartujcie — rzucił z irytacją, piorunując wzrokiem jednego z dowódców. — Jakim cudem uciekł?!
— Nasi żołnierze go zaatakowali, ale Gao Ling ze swoimi ludźmi pomogli mu zwiać.
— Gao Ling? Ten, którego pojmaliście?
— Zgadza się. — Dowódca skinął głową.
Luo Tang zmarszczył brwi odwracając się na pięcie i wychodząc z jednego namiotu, by udać się do drugiego, w którym trzymano więźniów.
Wewnątrz znajdowały się dwie osoby – mężczyzna przywiązany do wbitego w ziemię słupa i Wei Fu – bratanek i prawa ręka Luo Tanga.
— Wuju. — Mężczyzna ukłonił się na powitanie.
— Czy to jest Gao Ling?
— Zgadza się. To on pomógł uciec Shen Mingowi.
Luo Tang podszedł bliżej. Związany mężczyzna przedstawiał sobą żałosny widok. Twarz pokrytą miał siniakami, wargę rozciętą i uszkodzony łuk brwiowy. Włosy wcześniej uczesane w koka odstawały teraz na wszystkie strony. Pozbawiono go zbroi, miał na sobie jedynie poszarpane Hanfu.
![](https://img.wattpad.com/cover/185601456-288-k85748.jpg)
CZYTASZ
SHEN MING
ActionShen Ming za punkt honoru daje sobie zakończenie odwiecznego konfliktu między dwiema dynastiami. Zamierza raz na zawsze pokonać wroga, unicestwić go i zyskać chwałę, jako przyszły władca. Nie przewidział jednak, że znajdzie w swoich szeregach zdrajc...