[3,0] - Welcome to the Madness

258 20 2
                                    

(Jungkook's pov)

Monster kazał dziewczynie oprowadzić mnie po siedzibie i zapoznać z ważniejszymi członkami Organizacji, czy jak też nazywał to swoje ugrupowanie. Cały czas myślałem o wszystkim, co mi powiedzieli. O rzekomych długach mojego brata, o jakiejś robocie, która mnie czekała i o treningu. No właśnie. Ta dziwna, straszna laska, która właśnie szła przede mną, miała mnie przygotować do pracy dla swojego szefa. Nie mogłem narzekać, jej tyłek był świetny, zresztą jak cała reszta ciała, ale przeczuwałem, że byłaby zdolna do wszystkiego. Wiedziałem tylko, że nazywali ją Hyun, do tego wszyscy w tym miejscu szanowali ją albo uwielbiali z jakiegoś powodu, którego na razie nie znałem. Może to i lepiej...

- Ilu jeszcze idiotów muszę zobaczyć, żebyśmy mogli w końcu przejść do rzeczy? - westchnąłem. Zaczynało mnie to wszystko mocno irytować. Byłem zmęczony, zły, a do tego jeszcze kwadrans temu mój żołądek zaczął domagać się posiłku. "Oszaleję tu" - stwierdziłem, przyglądając się dziewczynie, która właśnie zaczęła schodzić po schodach do podziemnej części tego chorego miejsca.

- Przestań narzekać, bo jak już zaczniesz trening to będziesz żałował, że zwiedzanie trwało tak krótko - powiedziała, jak zwykle nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Wyszła z klatki schodowej, a mnie prawie przytrzasnęły samozamykające się, żelazne drzwi. Straciłem Hyun z oczu, gdy zaraz po wyjściu na korytarz oznaczony "-4", skręciła w kolejne odgałęzienie i zniknęła gdzieś po lewej stronie. Ledwo ją dogoniłem, przez co moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu.

Kiedy wszedłem za nią do jakiegoś pokoju, irytacja momentalnie ze mnie wyparowała. Znaleźliśmy się w czymś na wzór pomieszczenia do odkażania się przed wejściem do laboratorium. Huyn kompletnie zignorowała regulamin wiszący na ścianie i od razu przeszła dalej. Podążyłem za nią i dopiero wtedy kompletnie mnie zatkało.

Byliśmy w kostnicy.

Po obu stronach niedużego pokoju ciągnęły się wysokie, kilkupoziomowe zamrażarki, a na środku stał ogromny stół. Zimno zaczęło mi doskwierać już po kilku sekundach, a zapach przyprawiał o lekkie mdłości - sama woń zmrożonego mięsa nie była zła, ale świadomość tego, co ją wydzielało, już tak. W tamtej chwili byłem pewien, że odechciało mi się jeść na dobre.

Drzwi po drugiej stronie pomieszczenia nagle się uchyliły, a do środka zajrzał chłopak, na oko w moim wieku. Miał krótkie, kręcone blond włosy, okalające pulchniutką, wręcz dziewczęcą buzię i rażąco błękitne oczy, które kolor zapewne zawdzięczały soczewkom. Gdy tylko zauważył dziewczynę stojącą kawałek przede mną, na jego twarz wpłynął promienny uśmiech, a blondyn rzucił się w naszą stronę radosnym biegiem.

- [T/I], stęskniłem się!!! - krzyknął, podlatując do dziewczyny i biorąc ją w objęcia. Był od niej o głowę wyższy, ale wciąż niższy ode mnie. Dziewczyna odwzajemniła jego uścisk, a on dopiero wtedy mnie zauważył. - Znaczy, Hyun, a nie [T/I]! - poprawił się szybko, widocznie zakłopotany.

A więc to tak miała naprawdę na imię? [T/I]?

- Tak, tak - dziewczyna odsunęła się od niego, spoglądając na mnie. - To jest Jimin, nasz samozwańczy specjalista od tortur.

- Witaj, miło poznać! - Jimin uśmiechnął się do mnie szeroko. Na szczęście nie musiałem patrzeć mu w tamtym momencie w oczy, bo te zamykały się, gdy tylko uniósł kąciki ust. Gdyby nie to, jak Hyun go przedstawiła mógłbym nawet pokusić się o określenie go słowem "uroczy".

- Taa, świetnie. To idziemy dalej? - spytałem, udając nieporuszonego. Naprawdę chciałem skończyć to wszystko jak najszybciej.

Przecież mieszkałem sam. Zanim znajomi zaczną się martwić minie kilka dni, mama będzie się denerwować, że nie odbieram telefonów, na pewno zgłoszą moje zaginięcie na policję, będą mnie szukać, wyrzucą mnie z uczelni, a ja nagle wrócę i... no właśnie? Powiem, że porwali mnie jacyś psychopaci, przetrzymywali, kazali coś zrobić i pozwolili mi wrócić? Jak oni chcieli to rozwiązać? Liczą na to, że będę wciskał wszystkim jakąś bajeczkę, żeby ich kryć? Czy może w ogóle nie zamierzali mnie wypuścić? "Trzeba było jechać na tę wymianę do Londynu... "-pomyślałem, wciąż patrząc na przerażająco radosny uśmiech Jimina. "To jest jedna, wielka paranoja"

Po wyjściu z prosektorium, które Jimin koniecznie chciał nam pokazać, ponieważ je "przearanżował", dodając kilka ozdób i zmieniając miejsce wiszących na ścianach ogromnych nożyc do mięsa, udaliśmy się na wyższe piętro. Blondyn nie mógł nam towarzyszyć, bo musiał dokończyć "rozmowę" z jednym z mężczyzn leżących na stołach w pomieszczeniu, które właśnie opuściliśmy i bardzo dobrze się stało. W przeciwnym wypadku chyba bym tam w końcu zwymiotował. Do tego nieobecność chłopaka ani trochę mi nie przeszkadzała. Po spotkaniu z nim zacząłem się modlić, by w tym miejscu było kilka osób takich jak [T/I], które chociaż pozornie wydawały się być zrównoważone psychicznie. 

Jak się okazało, na poziomie "-3" znajdowało się laboratorium i coś na wzór szpitala. [T/I] otwierała sale po kolei, a ja szedłem posłusznie za nią, nie mając zamiaru się odzywać, z czego dziewczyna zdawała się być zadowolona. 

W końcu w jednym z pokoi zastaliśmy dwójkę mężczyzn. Jeden, z włosami pofarbowanymi na miętowo, siedział na łóżku szpitalnym ze skwaszoną miną. Drugi pochylał się nad miętowowłosym, przyglądając się jego ramieniu, które ten pokazywał z wyraźną niechęcią.

- Przestań się dąsać i po prostu daj mi to opatrz... - stojący chłopak urwał w pół słowa i odwrócił się, gdy nas usłyszał. - Hyun! - wykrzyknął na widok dziewczyny. - Ty z nim zrób porządek, bo ja już nie mam siły! Ten dureń ma dwie rany, jedną postrzałową, a drugą ciętą, obie do szycia, a nie chce mi nawet dać ich dokładnie obejrzeć! Szlag mnie trafi przez niego, przez was wszystkich! Do trzydziestki osiwieję, jak nic! Zaczną mi się trząść ręce, jak przy Parkinsonie i już żadnej kuli nie wyciągnę! Namjoon będzie mnie musiał wozić na wózku inwalidzkim, bo ciało odmówi mi posłuszeństwa! A ty z czego rżysz, gówniarzu? - zwrócił się nagle do mnie. Co mogłem poradzić, że jego monolog o mającej niedługo nadejść niedołężności, nieco mnie rozbawił. Nieco za mocno.

- Przepraszam, ja... po prostu... - próbowałem przestać się śmiać, łapiąc oddech między kolejnymi słowami.

- Oszaleję, nawet nowy narybek nie traktuje mnie poważnie! To ma być ten cały Jungkook?! [T/I], jak moją kuchnię kocham, gorszych nie było?! - mężczyzna zrobił się czerwony na twarzy, a jego różowe włosy skakały na wszystkie strony, gdy nerwowo poruszał głową.

Hyun podeszła do niego, kładąc drobną dłoń na ramieniu chłopaka. Ten przestał się ruszać niczym opętany i spojrzał na dziewczynę z okropną frustracją. Rozluźnił barki, poprawił fryzurę, która w tamtym momencie zasłaniała mu widok na śliczną twarz [T/I] i westchnął przeciągle.

- Jin, bo ci żyłka wyskoczy - odezwał się niespodziewanie, jak dotąd milczący chłopak z zielonymi włosami. Gdy zdenerwowany mężczyzna odwrócił się do niego gwałtownie, ten tylko się zaśmiał z jego miny i dodał. - Albo już wyskoczyła.

Chłopak miał naprawdę ciekawą barwę głosu, a jego śmiech przyprawił mnie o dreszcze. Było w nim coś niepokojącego - coś, co kazało się od niego trzymać z daleka. Nie musiał się nawet starać, by wywrzeć na mnie jeszcze gorsze wrażenie, niż Monster. Był po prostu przerażający.

- Yoongi-oppa... - [T/I] mruknęła z rezygnacją. Mężczyzna spojrzał na nią, przekrzywiając głowę w bok.

- Słucham, kochana? - rzucił zupełnie od niechcenia. Dziewczyna znowu westchnęła.

- To jest Jungkook - wskazała na mnie, a następnie kolejno na dwóch chłopaków. - A to Jin i Suga.

- Bardzo mi z tego powodu wszystko-jedno, Kook. A teraz, Seokjin, weź tego dzieciaka i sprawdźcie, czy nie ma was gdzieś indziej - Suga patrzył na mnie i różowowłosego wymownie aż do chwili, gdy zirytowany do granic możliwości Jin chwycił mnie za rękę i wyciągnął na korytarz, kierując się na klatkę schodową. Rzucił też coś o tym, że Navy się mną zajmie.

Świetnie - z deszczu pod rynnę.


Surrender | BTS x Reader | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz