[27,0] - Taion

109 10 5
                                    

(Suga's pov)

Głośne trzaśnięcie drzwiami sprowadziło mnie do świata żywych. Nie żebym się cieszył - bycie nieprzytomnym wcale nie było takie złe. Podniosłem głowę, patrząc na wchodzącego do pokoju osobnika i już wiedziałem, że za szybko to on stąd nie wyjdzie. Prędzej to mnie wyniosą. W czarnym worku.

Pozycja, w której mnie zostawili, również do najprzyjemniejszych nie należała. Musiałem klęczeć na zimnej, betonowej posadzce, której poszarpana struktura odciskała się na moich kolanach już od kilkunastu godzin. Do tego związali mi ręce z tyłu i przypięli żelaznym łańcuchem do ściany. Nie miałem pojęcia ile dokładnie już tutaj siedziałem, ale cholernie zaschło mi w gardle, a mój brzuch co jakiś czas wydawał z siebie nieludzkie odgłosy. Wspomniałem, że zajebali mi też koszulkę i spodnie, a w tym śmiesznym, gnijącym pomieszczeniu pizgało jak na Syberii, a w dodatku było ciemno? Na szczęście James, którego udało mi się zarejestrować przy drzwiach, włączył białe, rażące światło, przez co widziałem gorzej niż w ciemnościach.

Bosko, prawda?

- Widzę, że śpiąca królewna już wstała, huh? - mężczyzna podszedł do mnie, od razu chwytając za mój podbródek i ciągnąc go w górę tak, by zmusić mnie do patrzenia sobie w oczy. - Szkoda, miałem zamiar zrobić ci fajną pobudkę.

- Obeszło się - mruknąłem, na co od razu zostałem uderzony w twarz. Syknąłem cicho, posyłając mu mordercze spojrzenie, ale on absolutnie się tym nie przejął.

- Odzywasz się tylko, kiedy ci na to pozwolę - warknął, kopiąc mnie w brzuch.

Z całych sił próbowałem nie okazać, że w ogóle mnie zabolało. Nie mogłem mu dać tej satysfakcji. Głupi skurwiel.

- Jasne, szefie - odparowałem, przez co po raz kolejny dostałem mocnego kopa, od którego prawie się skuliłem.

- Ale masz niewyparzony język - stwierdził blondyn, wyciągając jakiś nóż i przystawiając mi go do policzka. - Jeśli mnie wkurwisz, nie zawaham się go trochę skrócić.

- Rób co chcesz, gówno mnie to obchodzi - moje słowa spotkały się z cięciem, które po chwili wybuchło szczypiącym bólem na moim policzku i odcinku klatki piersiowej.

- Ciekawe, czy to samo powiesz, gdy w końcu odzyskam moją siostrzyczkę - zaśmiał się, odsuwając się kawałek, gdy nieudolnie spróbowałem się na niego rzucić.

- Tylko ją tknij, chuju, a obiecuję, że zginiesz najgorszą śmiercią z możliwych - jego uśmiech tylko się poszerzył na moje słowa, a po chwili straciłem go z pola widzenia, gdy postanowił udać się za mnie.

- Nie boję się śmierci i bólu, w przeciwieństwie do [T/I]. Ani swojej ani nikogo, kto jest mi bliski. Szczerze? Mam to serdecznie w dupie - szepnął mi na ucho, pochylając się nade mną i znacząc moje nagie plecy płytkimi nacięciami.

W programie zabawy pewnie uwzględnił biczowanie, a rany na skórze na pewno nie pomogą mi w udawaniu twardziela. Świetnie.

- Dalej nie mogę uwierzyć, że jesteście cholernym rodzeństwem - westchnąłem, po chwili gwałtownie nabierając powietrza, gdy poczułem, jak James przejeżdża dłonią wzdłuż moich pleców, zahaczając o wszystkie rany po kolei.

Nie odpowiedział mi, bo do pokoju weszła podróba Victora, przez co brat Hyun na chwilę przestał się mną interesować.

- Suzy chciała z tobą porozmawiać - mruknął wyższy, podchodząc do nas i odbierając nóż z rąk Jamesa. - Ponoć to coś niecierpiącego zwłoki. Idź do niej, ja się nim zajmę.

- Dobra, wiesz co masz z niego wydusić?

- I tak nic wam nie powiem - mruknąłem pewnie, za co Rosjanin kopnął mnie w twarz, a mi pociemniało przed oczyma.

- Wiem, szefie.

- Super. Jak będzie już na wykończeniu to daj znać, bo chcę go zajebać osobiście - stwierdził i wyszedł, a Rusek spojrzał na mnie, po czym odezwał się z uśmiechem.

- Jestem Ralph - przedstawił się. Prychnąłem z pogardą, co nie spotkało się z apropatą mężczyzny, więc znowu kopnął mnie w głowę. - Zaczniemy od bicza, będziesz liczył od pięciuset w dół, co siedem. Jak zejdziemy poniżej dziesięciu, pozdzieramy sobie trochę skóry, co ty na to?

- Wybornie, zaczynajmy - uśmiechnąłem się.

Im szybciej zacznie, tym szybciej skończy.

***

- Dziewięćdziesiąt cztery - stęknąłem, błagając swój mózg, by nie pojebał się w obliczeniach.

Kiedy ostatnio powiedziałem "dwieście czterdzieści siedem" zamiast "dwieście czterdzieści osiem", zaczęliśmy od początku, a ja nie miałem siły na kolejne uderzenia. Plecy paliły mnie żywym ogniem, a to był dopiero początek zabawy z Ralphem. Nie wiedziałem, co jeszcze zaplanował, ale na samą myśl o zdzieraniu skóry przewracał mi się żołądek.

- Osiemdziesiąt sześ-siedem! - prawie krzyknąłem, a mężczyzna za mną głośno się zaśmiał, po raz kolejny spuszczając na mnie bicz obczepiony jakimiś cholernie ostrymi kamyczkami. - Osiemdziesiąt... Siedemdziesiąt trzy... Sześćdziesiąt sześć... Pi-pięćdziesiąt dziewięć...

Kiedy w końcu udało mi się powiedzieć "trzy", chciałem rozprostować barki, ale w porę przypomniałem sobie, że każdy ruch w tamtym momencie byłby czystym samobójstwem.

- Dobra, poczekaj chwilę, zaraz wracam - mruknął i wyszedł, zostawiając mnie samego.

Z tej racji mogłem sobie w końcu pozwolić na przeciągły i okropnie żałosny krzyk bólu.

- Ja pierdolę, przecież ja tego nie wytrzymam - jęknąłem sam do siebie, próbując opanować łzy, które wprosiły się do moich oczu, chcąc polecieć po policzkach.

Zagryzłem i tak już ostro poturbowaną przeze mnie wargę, starając się uspokoić. Najbardziej przytłaczająca była chyba świadomość, że to dopiero początek, a ja już byłem na skraju załamania.

"Zrobiłeś się strasznie miękki, Yoongi"

Zmarszczyłem brwi, słysząc śmieszny głosik w mojej głowie. Czyżby odbiło mi już na tyle, żebym gadał sam ze sobą?

"Najwidoczniej"

- Spierdalaj - warknąłem, na co głosik cicho zachichotał, ale po chwili zniknął. - Kurwa, niedobrze ze mną.

- Jak bardzo? - zaśmiał się Ralph, wchodząc do pokoju z jakimś pudełkiem, które postawił na ziemi obok mnie.

- Nie twój interes - bąknąłem, zażenowany całą sytuacją. Nie dość, że gadałem do siebie, to jeszcze ten frajer to usłyszał. Zbłaźniłem się potrójnie - przed Ruskiem, przed cholernym głosikiem i przed samym sobą.

- Skoro tak twierdzisz - mężczyzna wzruszył ramionami, wyjmując ze skrzynki jakiś skalpel i pęsetę. - To co? Tniemy?

Wziąłem głębszy oddech, a Rosjanin ustawił się znowu za mną, przez chwilę oglądając moje plecy. A moment później poczułem, jak zaczyna zdzierać skórę spomiędzy ran od bicza.

- Ja pierdolę - stęknąłem, starając się zatrzymać wszystkie dźwięki, które chciały uciec z moich ust.

Szło mi dość dobrze. Gorzej było z wstrzymywaniem łez, które bez pozwolenia powoli spływały sobie po moich policzkach, skapując cicho na podłogę.

- Powiem ci, że nawet twardy jesteś - mruknął Ralph, na chwilę zaprzestając torturowania mnie. Usiadł przede mną, przyglądając się uważnie mojej twarzy, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów, najwyraźniej mając ochotę się dotlenić. - Chcesz buszka?

- Chyba spasuję - mruknąłem, lekko rozchylając usta, by dać odpocząć pogryzionym do krwi wargom.

- W takim razie... - mężczyzna zgasił fajkę na moim policzku. Syknąłem, posyłając mu nienawistne spojrzenie. - Pobawimy się trochę ogniem, co?

Blondyn wyjął ze skrzynki świeczkę i odpalił ją, zbliżając się do mnie z uśmiechem.

"Powodzenia, stary" 


Surrender | BTS x Reader | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz