Wyszłam z mojego pokoju chwilę przed osiemnastą. Skierowałam się do sali konferencyjnej, która była oczkiem w głowie naszego szefa. Zaraz po jego biurze, oczywiście.
Pod drzwiami spotkałam Hobiego, który od razu przerwał rozmowę z V, gdy tylko pojawiałam się na horyzoncie. Podszedł do mnie, chwytając delikatnie za ramiona i patrząc mi prosto w oczy. Wyglądał na mocno zatroskanego.
- Hyun, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - spytał, ale nie dane było mi odpowiedzieć.
- Pilnuj swojego nosa, Hope - usłyszałam za sobą zachrypnięty, tak dobrze mi znany głos.
Yoongi błyskawicznie zrzucił ze mnie dłonie mężczyzny, objął mnie i zaprowadził na salę, zupełnie ignorując protesty mojego podwładnego.
- Co ty robisz? - fuknęłam na niego szeptem, gdy przekroczyliśmy próg pomieszczenia.
- Dobrze wiesz, że jedynym facetem, który może cię dotykać, jestem ja. Ewentualnie ten wariat, on nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem - wymruczał mi do ucha.
- Jimin nie jest wariatem - westchnęłam, gdy Suga posadził mnie przy stole - na moim zwyczajowym miejscu - po prawej stronie Namjoona, którego krzesło znajdowało się na samym szczycie. Wspomnianego mężczyzny jeszcze nie było, jedynie naprzeciwko mnie siedział Jin, tym samym zajmując miejsce po lewej stronie Monstera.
- Tylko ze względu na jego stan psychiczny pozwalam mu z tobą przebywać. W innym wypadku już dawno odciąłbym mu fiuta z zazdrości - miętowowłosy usiadł koło mnie, uśmiechając się krzywo.
- Dobrze, że chociaż do bycia chorobliwie zazdrosnym się przyznajesz - ucięłam, odwracając się od mężczyzny i patrząc na wchodzących do pomieszczenia ludzi.
Wszyscy po kolei zajmowali przypisane im miejsca, aż w końcu usiadł również Monster, gdy wybiła osiemnasta. Rozejrzał się po sali, na której zapadła grobowa cisza. Większość zebranych patrzyła na niego wyczekująco.
- Moi drodzy - zaczął, wygodniej rozsiadając się na swoim krześle. - Przejdę od razu do sedna. Jak większość z was dobrze wie, Suga jakiś czas temu został postrzelony. Na pewno nie zrobił tego byle kto.
Po pomieszczeniu rozeszły się szmery, gdy Kim zrobił krótką pauzę. Uniósł dłoń, wyciszając towarzystwo, po czym kontynuował.
- Atakowanie nas to proszenie się o śmierć. Musimy pokazać, że tym razem również nie jest inaczej. Zrównamy ten śmieszny gang z ziemią. Ktoś ma jakieś obiekcje?
Chciałam w tamtym momencie wstać. Chciałam powiedzieć tak wiele. Chciałam też uciec. Chciałam zrzucić dłoń Yoongiego, która uspokajająco gładziła moje kolano pod stołem.
Chciałam prosić kogoś o pomoc.
Przesunęłam wzrokiem po wszystkich twarzach w pomieszczeniu.
Namjoon, Taehyung, Shion, Jimin, Harin, Hoseok, Yoongi i wielu innych. Wszyscy byli tak samo zdeterminowani, żeby dopuścić się rzezi na moim bracie i jego spółce, nie biorąc pod uwagę tego, jak wielu ludzi możemy stracić. Nawet Seokjin posłał mi jedynie smutne spojrzenie, nie zgłaszając sprzeciwu, choć na pewno nie popierał pomysłu swojego mężczyzny.
Chciałam krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
- Dobrze, w takim razie czas zacząć zabawę - Monster uśmiechnął się, a ja miałam ochotę zwymiotować.
"Dlaczego robicie dla mnie tak dużo, choć ja nie zrobiłam dla was kompletnie nic?"
***
(Namjoon's pov)
Patrzyłem, jak wszyscy opuszczają salę konferencyjną, w większości w dobrych humorach. Doskonale wiedzieli, że ta sprawa powinna być rozwiązana już dawno temu. Powstrzymywałem się jedynie ze względu na Hyun. Nie chciała mieć nic wspólnego ze swoim bratem, który zrobił jej tak olbrzymią krzywdę. Jednak teraz, gdy to oni bezczelnie dali nam się we znaki nie mogłem przymknąć oka. Chcieli wojny, więc ją dostaną.
Mojej uwadze nie umknął Jin, który nie ruszył się ze swojego miejsca tuż obok mnie. Przyglądał mi się, a ja stałem wpatrzony w plecy opuszczających pomieszczenie. Gdy w końcu wszyscy się ulotnili, mój ukochany zabrał głos.
- Joonie, ten plan nie wypali - mruknął cicho, ale bardzo stanowczo.
Obaj byliśmy okropnie uparci i nienawidziliśmy sprzeciwu. Seokjin był jedyną osobą, która potrafiła sprawić, że miękłem. Nie licząc oczywiście [T/I]. Ta dwójka zdecydowanie źle na mnie działała.
- Wypali - westchnąłem tylko, nie patrząc na niego.
- Stracimy zbyt wielu, wszyscy to wiemy - drążył temat, chcąc mnie zmusić do przyznania sobie racji.
Oczywiście, że nie zamierzałem tego zrobić.
W końcu na niego spojrzałem i szybko złapałem za ramiona, przez co mężczyzna musiał wstać. Trzymałem go blisko siebie. Mierzyliśmy się wzrokiem, a czas zupełnie się zatrzymał.
Nagle poczułem, jak Jin kładzie dłoń na moim torsie i delikatnie, bardzo powoli zjeżdża nią coraz niżej.
- Powinniśmy to dokładniej przemyśleć, poczekać aż [T/I] dojedzie do siebie - powiedział, gdy jego ręka była już niebezpiecznie blisko mojego krocza.
- Musimy działać teraz, zanim oni przejmą inicjatywę - złapałem mężczyznę za nadgarstek, kładąc jego rękę na swoim barku. Zaraz potem chwyciłem go pod udami i posadziłem na stole przed sobą.
- Joonie, zmieniasz się w Yoongiego i przestajesz myśleć racjonalnie - warknął nieco zły, wplątując palce w moje włosy i lekko za nie ciągnąc.
- Zawsze byliśmy podobni - przyznałem, w końcu zbliżając się do mojego mężczyzny i całując jego usta. Ten tylko westchnął na moje poczynania. Cóż mogłem poradzić? Sam mnie sprowokował. Szybko rozpiąłem kilka guzików jego koszuli, po czym wsunąłem jedną dłoń pod biały materiał.
- Zamierzasz mnie wziąć na tym stole? - zapytał Jin, a po chwili cicho westchnął, gdy zjechałem pocałunkami na jego szyję. Znałem każdy jego czuły punkt - byliśmy ze sobą ponad siedem lat. Mimo to moje uczucia do Kima wciąż były tak samo gorące, a czasem może i nawet gorętsze niż kilka lat temu. Nikt nie działał na mnie w taki sposób, jak on.
- Bardzo możliwe - zaśmiałem się, powoli zsuwając spodnie różowowłosego.
- Namjoonie, zabijmy szybko tych skurwysynów, dobrze? - jęknął, przyciskając moją głowę do swojego ciała, na którym właśnie robiłem malinkę.
- Obiecuję - mruknąłem w jego skórę i zaciągnąłem się zapachem chłopaka. - Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej, Joonie.
CZYTASZ
Surrender | BTS x Reader | Zakończone
Fanfiction«Staliśmy pod ścianą, przysłuchując się odgłosom z zewnątrz. Tupanie stawało się coraz głośniejsze i wyraźniejsze... aż nagle ucichło. Tuż przed drzwiami pokoju, w którym siedzieliśmy. Oboje wstrzymaliśmy oddech, zastygając w bezruchu, gdy klamka o...