[18,0] - Ningen wo Kaburu

141 11 1
                                    

([T/I]'s pov)

Drewniane schody nieprzyjemnie skrzypiały przy każdym moim kroku, co nie tylko zdradzało moją obecność, ale niesamowicie mnie wkurwiało. Miałam serdecznie dość całego dnia, chciałam jedynie zabić gościa, którego Monster kazał mi się pozbyć i wrócić do domu. Broń schowałam za pasek, wyjmując nóż - nie lubiłam strzelać w ciasnych korytarzach i małych pomieszczeniach. O wiele łatwiej było po prostu poderżnąć komuś gardło.

Gdy w końcu dotarłam na piętro, rozejrzałam się, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Facet miał spać w pierwszym pokoju po prawej razem z żoną i córką. Miałam nadzieję, że kobiety wybyły z domu na noc. Zabijanie niewinnych kłóciło się z moimi zasadami moralnymi. A szczególnie zabijanie dzieci.

Wsunęłam się do pomieszczenia przez uchylone drzwi. Musiałam przyznać, że takiego widoku kompletnie się nie spodziewałam.

Na łóżku leżał mój cel, jednakże nie spał - był po prostu martwy, podobnie jak jego kobieta. Na podłodze leżał kolejny trup, a obok niego... no właśnie.

- Kim jesteś? - dziewczynka, która do tej pory pochylała się nad martwym facetem (który najprawdopodobniej wyręczył mnie w mojej robocie), wycelowała nożem w moją stronę.

W zaszklonych, czarnych oczach czaiła się ogromna determinacja, ale też nutka strachu i szaleństwa. Dziewczyna była niewiele młodsza ode mnie. Wyglądała na może piętnaście lat. Tak podobna, a jednak tak różna ode mnie z wtedy, gdy brat oddał mnie swojemu szefowi.

- Spokojnie, nie chcę zrobić ci krzywdy - uniosłam nieco ręce, powoli zbliżając się do córki martwego gospodarza. Dopiero wtedy zauważyłam za nią łaciatego króliczka.

- A Kapselkowi? - zapytała niepewnie, wciąż uważnie mnie obserwując.

- Jemu tym bardziej - uśmiechnęłam się delikatnie.

Nagle usłyszałam ten cholernie wkurwiający dźwięk - skrzypienie drewnianych schodów.

- Hyun, co tak dłu... - Lucia urwała w pół słowa, wpadając do pokoju.

- Powiedz mi, jak się nazywasz, mała? - uciszyłam Carmen prawie niezauważalnym ruchem dłoni.

- Lee Harin - nastolatka odpowiedziała bez wahania, wstając z podłogi.

- Co tu się stało?

- Ten Pan - wskazała na mężczyznę pod jej stopami - Przyszedł, żeby zabić moich rodziców za coś tam. Chciał też zrobić krzywdę Kapselkowi, dlatego musiałam...

- Dobrze - nie dałam jej dokończyć, bojąc się trochę określenia, jakiego mogłaby użyć na zamordowanie człowieka dwa razy większego od niej. - Teraz pójdziesz z nami, w porządku? Nie możesz tu zostać, bo ktoś może zrobić krzywdę Tobie i Kapselkowi.

- Okej! - dziewczyna krzyknęła radośnie, upuszczając nóż, po czym wzięła króliczka na ręce i podeszła do mnie.

Wtedy znowu zaskrzypiały schody.

- Cholera - Carmen odbezpieczyła swoją broń, zbliżając się powoli do drzwi. - Wyjdźcie tylnym wyjściem, na końcu korytarza są drugie schody. Mała powinna wiedzieć gdzie. Drzwi są słabo widoczne, wątpię, żeby ci idioci je obstawili. W razie czego sobie poradzicie. Ja zatrzymam tych tu. Nie czekajcie.

Potem padło tylko kilka strzałów, schody wydały z siebie kilkanaście okropnych dźwięków, a zawiasy w drzwiach zapiszczały.

I to był ostatni raz, gdy widziałam Lucy żywą. Często żałuję, że to nie był również ostatni raz, gdy widziałam ją w ogóle.

***

Powrót do posiadłości z nastolatką i kolorowym futrzakiem nie należał do najłatwiejszych. Dziewczyna wciąż o coś pytała, a ja nie dość, że martwiłam się o Carmen, to i tak nie byłam w stanie zaspokoić pragnienia wiedzy Harin. Jednak nie tylko na jej pytania nie miałam ochoty odpowiadać.

Gdy tylko przekroczyłam próg rezydencji, każdy chciał wiedzieć co się stało i gdzie była Lucia. Co im się dziwić? Też byłam cholernie ciekawa, jak doszło do tego wszystkiego.

- Dajcie im na chwilę spokój, kurwa - warknął Yoongi, gdy Jin zaczynał ostro panikować, a Lee ponownie się rozpłakała, gdy Jimin po raz trzeci zaoferował, że dobrze się nią zaopiekuje.

- Prawdopodobnie straciliśmy Lucy, potrzebujemy jak najwięcej informacji. Nie mamy czasu na przerwy dla rozbeczanego bachora! - krzyknął Monster, uderzając pięścią w stół w sali konferencyjnej.

Chwilę później dosłownie wszyscy zaczęli wyrażać własne zdanie jednocześnie. Moja głowa eksplodowałaby, gdyby nie nagła cisza, która nastała, gdy prawy prosty Sugi wylądował na twarzy nic niespodziewającego się Namjoona.

- Cholera jasna - mruknął V, podchodząc do zbierającego się z podłogi Kima.

- Nie zamierzam niańczyć tej dziewczyny, ale nie dam ci krzyczeć na moją [T/I]. Lucia sama podjęła decyzję, wiedziała jakie będą tego konsekwencje.

- Jak możesz być taki bezduszny? - pisnął Jin. - Znałeś ją tyle lat!

- ZAMKNĄĆ SIĘ, KURWA - wszyscy znów zamilkli, gdy Taehyung postanowił w końcu wrzasnąć. A Tae nigdy nie unosił głosu. Nigdy. - Tylko spokój nas uratuje. Mała zostaje, osobiście się nią zajmę. Potem zrobię rozeznanie, a jak uzyskam jakieś sensowne informacje to Hoseok, Suga i Hyun pojadą po Carmen. To nasi najlepsi ludzie, dadzą radę. Tymczasem Jin weźmie Nama do siebie, opatrzy mu łeb, a potem zrobi mu coś na uspokojenie. Melisę, loda, cokolwiek, nie obchodzi mnie to. Jak już wszyscy się trochę uspokoją i będziemy wiedzieć co z Lucią, to pomyślimy co dalej. Jasne? - powiódł wzrokiem po wszystkich, a gdy nikt się nie sprzeciwił, wziął Harin za rękę i wyszedł.

Nikt nie poruszył się przez następne pół minuty, dlatego również postanowiłam wyjść, biorąc Hope'a i Sugę.

Musiałam wziąć się w garść. Musieliśmy znaleźć Carmen. Po prostu musieliśmy. 


Surrender | BTS x Reader | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz