-WILL-
To Vincent był z ich dwojga lepszym uczniem, a nawet on nie mógł się skoncentrować na tym, co mówił profesor Bosch. Zajęcia z nim były jednym z najgorszych bezpośrednich skutków obecnej sytuacji w szkole – Caravaggia, oczywiście, nie było, więc Tycjan przejął lekcje malarstwa na pierwszym roczniku, co sprawiło, że historię sztuki zaczęli znienacka mieć z profesorem pralką.
Reszta klasy wydawała się tylko lekko rozkojarzona, jednakże Will, Vincent i – jak sądził – dziewczyny odczuwali bardziej coś w rodzaju przetrącenia kręgosłupa. Zamroczenia świadomości. Krótkiego uczucia po chwili, gdy ktoś uderzy cię w twarz, tyle że ono trwało kolejny dzień.
Patrzył na Pieta Mondriana i jego estetyczne notatki, zastanawiając się – jak, do cholery, on może się skoncentrować na lekcji?
Caravaggio nie wrócił ze szpitala. Nikt nic nie wiedział o jego stanie – z tego co było wiadomo, nie miał żadnej rodziny, więc leżał tam zupełnie sam, nieprzytomny... chyba nieprzytomny. Nic nie wiedzieli. Jednak atak na Merisiego był tylko jedną częścią składową uderzenia w twarz, którego doświadczyli Poszukiwacze. Owszem, to zmieniło ich percepcję całej sprawy, uświadomiło niebezpieczeństwo... ale inaczej postrzegasz zagrożenie, gdy widzisz je jakoś coś obcego, nienazwanego, a inaczej wtedy, gdy przybiera ono twarz konkretnego nauczyciela. Jeszcze inaczej, gdy dowiadujesz się, że zostałeś zdradzony.
Tak to wszyscy odczuli. Zdrada. To znaczy, nie ręczył za wszystkich, ale zdawało się to oczywiste.
Edgar Degas nigdy nie był witalną częścią Poszukiwaczy, ale obdarzali go zaufaniem i rodzajem ostrożnej sympatii – trudno było go po prostu otwarcie lubić. Cokolwiek by o nim nie mówić, był częścią ich, do momentu w pracowni prof. Gentileschi. Od czasu gdy z niej wybiegł, unikał ich jak ognia i nie odezwał się ani słowem do nikogo z Poszukiwaczy, nawet do Mary Cassatt, swojej najlepszej przyjaciółki. Zdawało się, że wręcz zwłaszcza do niej.
William nie mógł tego pojąć. Degas wiedział... wiedział cały ten czas. Ile dni, ile błądzenia w ciemnościach mogliby zaoszczędzić?... Zresztą, to nieważne. Ostatni incydent ukazał, jak niebezpieczny był Agamemnon, czyli Ingres. Czy gdyby Edgar przyznał się wcześniej, gdyby poszedł do Michała Anioła z całą sprawą, gdyby tylko... czy Caravaggio mógłby tego wszystkiego uniknąć?
W końcu nie został tylko zaatakowany. Gdy Artemisia i impresjoniści skonfrontowali to, co Merisi powiedział dwojgu nauczycieli z tym, co uczniowie znaleźli w jego apartamencie, sytuacja stała się jasna. Caravaggio od początku wiedział za dużo. Musiał stawić się w złym czasie, złym miejscu – czy to nocy kradzieży „Szkoły", czy to nocy porwania da Vinciego [połączenie spraw wciąż było rysowane dość niepewną kreską] – nie wiadomo. W każdym razie, Ingres go spostrzegł i w jakiś sposób uwięził w jego własnym apartamencie. Kiedy? Tego też nie wiedzieli. Z trudem przypominali sobie, kiedy ostatni raz widzieli profesora. Plan Ingresa był o tyle genialny, że Caravaggio słynął ze słabej frekwencji, więc jego zniknięcie nie wzbudziło żadnych podejrzeń... aż któregoś dnia udało mu się uciec. I nie tylko uciec – chciał powiedzieć Artemisii wszystko, co się zdarzyło. A wtedy Agamemnon musiał sięgnąć po drastyczne środki.
Czyj udział w tej sprawie bardziej szokował? Jean-Auguste-Dominique'a Ingresa, dystyngowanego, nieco zadufanego w sobie, ale raczej komicznego niż przerażającego arystokraty, który nigdy nie wyglądał na kogoś zdolnego do takiego okrucieństwa... czy Edgara Degasa, cichego, opryskliwego outsidera, który zdawał się mieć dobre intencje, wreszcie zaczął być częścią grupy, wreszcie wyszedł ze swojej strefy komfortu dla dobrego celu...
― Panie Turner, czy pan mnie w ogóle słucha? ― rozległ się dość piskliwy, ale budzący nieprzyjemne ciarki głos.
Will otrząsnął się z zamyślenia.
CZYTASZ
Kolekcja kilku sztuk
Short StoryNic nie może być zwyczajne, gdy znajdujesz się w szkole dla artystów, w liceum plastycznym z internatem, a Twoimi kolegami i koleżankami z klasy są najsłynniejsi twórcy ostatnich dwóch wieków, zaś uczą cię dawni mistrzowie. Nic nie może być spo...