XXXVII. Potwory spod łóżka

279 49 6
                                    

piosenka fajna puście sb

-YAYOI-

Sytuacja się zmieniła. Ewidentnie.

Nie była pewna, jak to się stało, że zaprzyjaźniła się z Tamarą i Fridą, ale, cóż, adoptowały ją poniekąd i wszystkim to pasowało. Czuła się przy nich dobrze, śmiejąc się z nich albo ich żartów [częściej z nich], obserwując ich dramy i jedząc ich jedzenie. Słowem, nigdy nie miała lepszej relacji z żadną istotą ludzką.

Jednak nigdy nie przewidziała, że któregoś dnia dziewczyny postanowią zacząć być razem, a ona zostanie... hm, encyklopedycznym przykładem trzeciego wozu.

To znaczy, domyślała się, że Tamara... ukrywa jakieś uczucia... chyba. Nie za bardzo rozróżniała swoje własne emocje, a co dopiero innych ludzi, ale akurat zadurzenie Łempickiej w ich wspólnej przyjaciółce było dość ewidentne. Mimo wszystko jej nagłe wyskoczenie z friendzone'u do ikonicznego feministycznego związku wszystkich zszokowało, Yayoi najbardziej.

Sytuacja była na tyle krępujące, że mieszkały we trzy. Chłopcy co chwilę rzucali teksty sugerujące, że Yayoi bierze, hm, czynny udział w tym związku, ale nawet nie poświęcała grama uwagi tym zaczepkom. Większość samców budziła w niej czysto negatywne uczucia, poza jednym – jedynym samcem kiedykolwiek, czyli Salvadorem Dalim, jej lekiem na bycie trzecim kołem.

Bez niego by chyba nie przetrwała. To nie tak, że Tamara i Frida zachowywały się jakoś ostentacyjnie... ale wciąż, w ich pokoik wkradła się spora niezręczność, a w głowę Yayoi przekonanie, że nie jest już chyba nikomu potrzebna. Myśl bardziej znajoma niż jej własna twarz.

Tak więc w najbardziej niezręcznych lub samotnych chwilach zawsze miała pod ręką Salvadora. Wiele ich łączyło – ogólna opinia wariatów, poczucie odrzucenia, przetwarzanie rzeczywistości inaczej. Oprócz tego: zamiłowanie do wróżb, horoskopów i tarota, upodobanie nikomu nieznanych zespołów alternative albo indie, poczucie komfortu w milczeniu oraz szeroko pojęte bycie frajerami.

Teraz jednak Salvador siedział na zajęciach – w końcu był dwa lata starszy, miał nieco więcej lekcji – a Yayoi utknęła w pokoju. Przez dłuższą chwilę rozkoszowała się samotnością, do momentu, w którym drzwi otworzyły się niczym niesione podmuchem miłości, a do środka wkroczyły dziewczyny.

― Hej, co tam?

― Nic, skończyłam właśnie robić rzeźbę ze świeczek ― odparła dość obojętnie.

― To były moje świeczki z Yankee Candle? ― upewniła się Tamara, zawsze wydająca fortunę na pierdoły.

― Tak.

Przynajmniej przyzwyczaiły się do niej na tyle, by się nie wkurzać. Może już nie chciało im się próbować.

― Chcesz coś do jedzenia? Kupiłyśmy przekąski.

Ach, więc znowu były na swojej romantycznej przechadzce poza murami szkoły. Typowe. Co takiego romantycznego jest w krzakach przy drodze? Nie miała pojęcia. W ogóle miała duży problem ze zrozumieniem większości zachowań zakochanych osób. Co takiego fantastycznego jest w chodzeniu do restauracji, trzymaniu się za ręce i kwiatach? Yayoi znacznie bardziej podobała się wizja siedzenia samotnie w domu, będąc opatulona kocem, trzymając nie ręce jakiegoś samca, a raczej tablet wyświetlający kolejny nieco irytujący serial, zamiast spaghetti konsumując ramen kupiony na podłej stacji benzynowej, zamiast zapachu kwiatów wdychając zapach przestygłej herbaty i sztuczny aromat energetyka.

Tak, można powiedzieć – jej idealna randka. I to w dodatku z najlepszą dla niej osobą, czyli nią samą. Bo szczerze – kim musiałaby być osoba, z którą Yayoi by wytrzymała? I, co więcej – kim musiałaby być, by wytrzymać z Yayoi?

Kolekcja kilku sztukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz