XVI. Intensyfikacje niepokojów

479 70 13
                                    

-EDGAR-

― Jestem panem głęboko rozczarowany, panie Sisley ― oznajmił Jacques-Louis David, akademik oraz nauczyciel historii sztuki w Domu Barw. Drugoklasiści wysłuchiwali podobnych wykładów regularnie, mniej więcej na każdej lekcji, tak więc nie stanowiło to żadnej rozrywki, zwłaszcza dla Edgara Degasa, siedzącego w ostatniej ławce i podpierającego ręką głowę z wybitnie znudzoną miną. Gdyby profesor David chociaż zmieniał obiekty swojego zirytowania, albo zaopatrzył się w zestaw nowych inwektyw – to mogłoby być ciekawe. Jednak, niestety, kazania Francuza bardzo dobrze odzwierciedlały sztukę akademików – były dość monotonne. Nie, żeby Degas nie lubił akademizmu.

Choć czasem zdarzały się wśród nich perełki.

― Nie zastanawiał się pan nad zmianą dziedziny na śpiew, panie Sisley? Bo widzę, że odczuwa pan nieustanną potrzebę wypróbowywania swojego głosu.

Impresjoniści prychnęli stłumionym śmiechem, a Alfred Sisley rzucił im przez ramię porozumiewawcze spojrzenie, jedynie Betty Morisot przewróciła oczami.

― Mogę panu coś zaśpiewać, owszem, ale obawiam się, że to skrzywdziłoby i mnie, i pana, i wszystkich tu obecnych...

― Jeszcze trochę i skończy ten teatrzyk ― westchnął Edgar. ― Mam dość.

― Wolisz lekcję niż takie drobne naśmiewano się z impresjonistów? ― zdziwiła się Mary, podkreślająca od linijki wszystkie tematy w zeszycie. ― Myślałam, że ich nie lubisz.

― Irytują mnie ―wyjaśnił.

― Jak wszyscy.

― Nie sposób się nie zgodzić. Ale nie malują źle, chociaż zestawianie ich obrazów z twórczością profesora Davida czy Ingresa to jak porównywanie osób kopiących rowy z ministrami kultury.

― Ach, ty niepoprawny akademiku ― rzuciła Mary, szturchając go w bok.

― Nie jestem akademikiem ― zaprotestował żywo Degas. ― Jedynie ich cenię. Jeszcze nie znalazłem swojej drogi.

Profesor skończył narzekać na Alfreda, a ten dołączył z radością do swoich kumpli, których jak zwykle roznosiła energia. Edgar przyglądał im się leniwie, modląc się o jak najszybszy koniec lekcji. Przez całe to zamieszanie, które teraz panowało w szkole, jego cierpliwość i chęć do nauki zmalała jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe. Coś się działo, coś wisiało w powietrzu. Nauczyciele biegali z jednego końca Improvium na drugi, zagubieni, wściekli bądź rozhisteryzowani, coraz częściej odwołując zajęcia [to akurat na plus], Michał Anioł zdobywał kolejne levele gniewu, naprzemiennie drąc się na wszystkich i zamykając na cztery spusty w gabinecie dyrektora, Durer krążył po terenie szkoły i tylko brakowało, by złowieszczo łopotał czarną peleryną, a uczniowie nie wiedzieli, co robić. Wyczyny Marcela Duchampa i Jacksona Pollocka wywarły dość duże wrażenie. Przede wszystkim, pokazały, że mogą pozwolić sobie na znacznie więcej, niż mogli pomyśleć, a także uwypukliły niekompetentność Anioła. Po całej akcji z dewastowaniem Chatki jego gniew osiągnął apogeum, ale na niewiele to się zdało. Brakowało Leonarda, który pozwoliłby mu nawrzeszczeć na uczniów, po czym załagodziłby sytuację i wyznaczył sprawiedliwą karę, jednocześnie zniechęcając ich do dalszych wybryków. Buonarotti najpierw chciał wywalić ich ze szkoły, potem jednak zdecydował się dać im jeszcze szansę [wszystko to ogłaszał pełnym wściekłości sopranem], odgrażając się koniecznością zapłacenia za zniszczenia z kieszeni wandali bądź rodziców wandali. Zostali skazani na kilka tygodni mycia naczyń w stołówce –co prawda wracali ze spracowanymi dłońmi, spuchniętymi od ciepłej wody, ale za to zawsze podkradali sporo jedzenia dla siebie, no i poznawali kolejne zakamarki szkoły, a Duchampowi i Pollockowi w to graj. Coraz rzadziej pojawiali się na lekcjach, nawet nie podając usprawiedliwień, do których zresztą Anioł i tak nie miał głowy, pogrążony w poszukiwaniu po omacku jakichkolwiek tropów Leonarda, a kolejni uczniowie szli ich przykładem.

Kolekcja kilku sztukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz