Wyścig 06

187 25 46
                                    

 25 lipca 2023


− Dwa cappucino na piąty stolik – powiedziała Cynthia do Scorpiusa kiedy ten tylko podszedł do lady. Sama dziewczyna wbijała ciasto marchewkowe na kasę i podawała starszemu mężczyźnie rachunek. Scorpoius wzdychał ciężko za każdym razem kiedy przyjmował kolejne zamówienie w takie dni jak dzisiaj.

W poniedziałek ludzie przypominali sobie, że do przeżycia całego tygodnia niezbędna była kawa i jakieś ciasto do tego, bo przecież dietę można zacząć od magicznego jutra.

− Te dziewczyny mnie wykończą. – Malfoy prychnął już nieźle wkurzony. Za każdym razem kiedy mijał stolik numer jeden miał ochotę w coś walnąć. Od początku kiedy tu pracował prawie codziennie pojawiały się trzy dziewczyny. Miały może piętnaście lat, ale były tak wkurwiające, że również Cynthia powoli miała ich dość. Przez większość czasu jednak Ślizgonka śmiała się z tej całej sytuacji. Nieznajome były w kawiarni co drugi dzień i w jakiś magiczny sposób szybko ogarnęły w jakie dni Scorpius był w pracy, bo tylko wtedy przychodziły.

− Oj, Malfoy Malfoy – nuciła jego nazwisko Cynthia. – Od kiedy to przeszkadza ci, że ktoś się tobą interesuje?

Scorpius prychnął, poprawiając na tacy dwie filiżanki z cappuccino, talerzyki i łyżeczki. Powinien iść już dawno w stronę stolika, ale chciał jeszcze przez chwilę porozmawiać z kuzynką.

− Od kiedy do tego kogoś nie dociera słowo nie – powiedział dobitnie i zaraz poszedł zanieść zamówienie. Za dwie godziny miał kończyć pracę i spotkać się z Albusem, ale nie był pewien czy wytrzyma jeszcze piętnaście minut na tej sali.

Cynthia tylko wzruszyła ramionami i przywitała się z kolejną klientką, która chciała potrójne espresso na wynos. Miała już serdecznie dość niezdecydowanych klientów, albo takich, którzy wymagali specjalnego traktowania. W dodatku pogoda znowu nie była zbyt dobra. Od rana padało i grzmiało jakby miała być burza roku. Greengrass wręcz nie mogła się doczekać tej chwili kiedy przez niebo będą przechodziły miliony błyskawic.

Marzyła, by kiedyś w taką pogodę polecieć na miotle, ale chyba tata i przyjaciele zabiliby ją zanim by wylądowała z powrotem na ziemi.


***


− Czy ktoś tu jeszcze pracuje? – spytał się Albus kiedy wszedł do środka cały przemoczony i zobaczył jak Cynthia i Scorpius prawie leżeli na fotelach stojących tuż przy ścianie. Oboje byli ubrani w długie fartuchy i przysypiali. Czekali z zamknięciem na przyjście Pottera, by ten nie musiał biegnąć w deszczu dookoła budynku, by zadzwonić do mieszkania Cynthi.

− My udajemy, że pracujemy, Potter. A to jest bardziej męczące niż właściwa praca – odpowiedział Scorpius. Zaraz potem jednak wstał i skierował się w stronę lady. Chciał wydobyć z dolnej szuflady swoją różdżkę, którą musiał tam chować za każdym razem kiedy pojawiał się w pracy. Ojciec Cynthi powiedział, że to tak na zapas. Nie powinno go kusić, by rzucić zaklęcie na jednego z klientów.

Kiedy się przebrał i był gotowy do wyjścia pożegnał się z Greengrass. Złapał Albusa za ramię i wyciągnął na zewnątrz gdzie ciągle padało. Nie mógł się wręcz doczekać, by usłyszeć co wczoraj działo się w domu Potterów.

− No i jak poszło? – zapytał się jak tylko teleportowali się przed dwór Malfoy'ów w Yorkshire. Budynek nie przypomniał tego, w którym wychowywał się Draco. Był dużo mniejszy i jaśniejszy. To były dwa najważniejsze wymogi Astorii kiedy szukali dla siebie domu.

− Tata przyjął to naprawdę dobrze, ale matka... - Przy ostatnich słowach Albus wydawał się naprawdę załamany.

− Nie przyjęła tego najlepiej? – zapytał zaciekawiony Malfoy. Wczoraj kiedy dostał sowę od przyjaciela jedyne czego się dowiedział to to, że Albus wyznał rodzicom prawdę o swojej orientacji.

− Nie najlepiej? Na gacie Merlina, Scorpius, ona zaczęła krzyczeć. Chciała mnie zaciągnąć do świętego Munga i stwierdziła, że tata robi sobie z niej żarty, bo jej syn nie może być... taką osobą.

Blondyn, aż się zatrzymał na środku alejki wyłożonej jasnymi kamyczkami, którą szli przez, tą krótką wymianę zdań. Nie mieściło mu się to w głowie. Albus przez trzy lata prawie panikował na myśl, że kiedyś będzie musiał powiedzieć rodzicom o sobie. I spodziewał się totalnie innej reakcji od nich. Według jego wyobrażeń to ojciec miał tego nie zaakceptować, a mama miała być wsparciem. Jednak było całkowicie inaczej.

− Cholera, tak mi przykro...

− Później zaczęła płakać i histeryzować. – Albus prychnął kiedy przypomniał sobie ten cały teatrzyk jaki jego mama wczoraj odstawiła. Kiedy w końcu ten dzień się skończył miał nadzieję, że następnego dnia nie będzie tak źle.

− A jak było dzisiaj?

− Nie odzywała się do mnie – wzruszył ramionami. – Lily chciała mnie pocieszyć, ale ja nie chce żadnego pocieszenia. Chcę się napić.

− Och, to da się bez problemu załatwić! – prawie krzyczał Scorpius kiedy otwierał drzwi wejściowe. Jego rodziców nie było w domu dlatego od razu skierowali się do pokoju blondyna. Po drodze spotykali tylko Awarię – młodą skrzatkę domową, która była ubrana w świeżo wyprasowaną narzutkę.


***


Kilka godzin później Albus miał dosyć. Nie pili Ognistej Whisky, ale coś słabszego. Mimo wszystko Potter był zadowolony z efektu. Już prawie nie pamiętał krzyków matki i broniącego go ojca i siostry. Całe szczęście, że James był na kursie Aurorskim i nie było go w domu.

− Zostajesz na noc? – spytał lekko podpity Scorpius. Leżał na dużym łóżku z głową w dół przez co jego głos był nieco zmieniony. Ale uparł się, że w ten sposób mógłby usłyszeć jak niewidzialne stworki zjadały mu podłogę.

Potter wzruszył ramionami i wziął kolejny łyk z butelki. Najchętniej nigdy więcej nie wracałby do domu, ale obiecał tacie, że nigdy więcej nie ucieknie. A po tym co zrobił dla niego wczoraj, nie miał serca łamać tej obietnicy. Popatrzył jeszcze raz na przyjaciela, który leżał teraz na plecach i patrzył się na narysowany gwiazdozbiór Smoka na suficie. Scorpius jak miał pięć lat ubłagał ojca, by coś takiego mu narysował, bo bał się sam zasnąć. A mama powtarzała mu, że w gwiazdach są ukryci jego przodkowie, którzy obserwowali go czy nic mu się nie stało.

− Czasami chciałbym urodzić się w innej rodzinie – westchnął Albus.

− Moja rodzina cię uwielbia... Mama zgodzi cię adoptować choćby jutro. Gorzej będzie z tatą.

− Nie wiem czy pan Malfoy były zadowolony gdyby w jego rodzinie pojawił się nagle jakiś Potter – roześmiał się Albus. Mógł sobie wyobrazić minę Draco Malfoy'a. Ale był też wdzięczny Scorpiusowi, że w ogóle coś takiego zaproponował. 




****

Dzisiaj mało o Wyścigu, ale spokojnie niedługo odbierają zamówione miotły więc będzie co opisywać. 

Piszcie jak wam się podoba rozdział :D 

Do następnego, 

Demetria1050 

Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz