10 sierpnia 2023
Cynthia spała. Była w stanie to zrobić tylko dlatego, że dostała eliksir słodkiego snu i to podwójną dawkę. Ale i tak kiedy się obudziła od razu przed jej oczami pojawiły się sceny dnia wczorajszego, a łzy pojawiły się równie nagle. Czekało ją dzisiaj przesłuchanie, bo wcześniej nie była w stanie zeznawać.
Greengrass stojąc przed lustrem, ledwo może patrzeć we własne odbicie.
− Wstałaś już?
W drzwiach do jej pokoju stał Roger Russel i patrzył na zgarbioną sylwetkę córki. Ta nie odpowiedziała mu nawet na pytanie, tylko wzruszyła ramionami. Mężczyzna nie wiedział co miał zrobić, by chociaż trochę jej pomóc. Jego córka straciła najlepszą przyjaciółkę, która została zamordowana. Roger myślał, że po wojnie to wszystko się skończyło. Nie będzie więcej zabitych dzieci, które giną za nic. Russel stwierdził, że to wszystko nie powinno się zdarzyć. Nie teraz i na pewno nie na oczach Cynthi. Sam przecież kiedy był w jej wieku widział śmierć przyjaciół i do tej pory ma koszmary. Wojna skończyła się ponad dwadzieścia lat temu, ale w jego pamięci nadal była żywa.
− Chcesz coś zjeść?
Cynthia nadal nie odpowiedziała tylko wzięła szczotkę do włosów z komody i zaczęła wykonywać mechaniczne ruchy, by rozczesać brązowe kosmyki.
Roger westchnął zrezygnowany. Kiedy wczoraj odbierał Cynthię z Ministerstwa była w tragicznym stanie. Twarz opuchnięta od płaczu, ciało skulone i rytmicznie poruszające się w tył i przód. Miała na sobie białe szaty, które były całe pogniecione i ubrudzone. Ale najgorszą rzeczą w tym wszystkim był jej cichy głos powtarzający raz za razem, że Calista nie żyje.
− Za godzinę musimy być w Ministerstwie. Cynthia, dasz radę? – spytał Russel. Wiedział, że jego córka jest silna, ale na wojnie widział jak silniejsi od niej nie dawali sobie rady.
***
− Rozpoczynam przesłuchanie świadka, Cynthii Greengrass w dniu dziesiątego sierpnia bieżącego roku.
Auror, który ją przesłuchiwał był wczoraj na miejscu zbrodni. Widział co się stało, ale i tak potrzebował do tego wszystkiego zeznań Cynthi. Wczoraj została przesłuchana reszta grupy, której słowa były prawie identyczne. Był ciekawy czy dzisiaj usłyszy podobną wymówkę.
− Cynthia Greengrass, urodzona osiemnastego lipca dwa tysiące szóstego roku w Londynie?
Dziewczyna pokiwała głową w ramach odpowiedzi. Patrzyła się tępo w stół, na którym miała położone dłonie. Wyglądała trochę upiornie – blada, z martwym spojrzeniem i cieniami po oczami.
Auror westchnął zirytowany. Miał około trzydziestu lat, a w zawodzie Aurora pracował od czterech, ale od samego początku nienawidził przesłuchiwać świadków. Mógł robić wszystko inne, ale nie radził sobie z tą emocjonalną bombą zegarową jaką byli czarodzieje.
− Musisz odpowiedzieć na pytania. Słownie. Rozumiesz?
− Tak.
Głos Ślizgonki był zachrypnięty od płaczu i wczorajszych krzyków. Wyglądała tak bardzo krucho siedząc przy dużym stole i w pokoju, który bez problemu mógłby pomieścić pól olbrzyma. Cynthia miała siedemnaście lat, ale w tamtym momencie wyglądała jak mała przerażona dziewczynka. W ogóle nie przypominała siebie – tej pewnej dziewczyny, którą była jeszcze kilka dni temu.
− Co tak? – prawie warczy mężczyzna. – Jesteś Cynthia Greengrass, urodzona osiemnastego lipca dwa tysiące szóstego roku w Londynie? Tak czy nie?
− Tak. – Cynthi też powoli udzielała się napięta atmosfera jaką wywołał Auror. Były to jednocześnie pierwsze emocje - oprócz rozpaczy - jakie czuła od czasu morderstwa Calisty.
− Pierwsze pytanie. Kto wymyślił lot na ulicy Pokątnej? – Nad pracownikiem Ministerstwa wisiało samopiszące czarne pióro, które notowało wszystkie wypowiedziane słowa w pokoju. Cynthia dopiero je dostrzegła i zmarszczyła brwi. Tata nic jej nie mówił o tym, że ich rozmowa będzie spisywana, ale w sumie miało to sens.
− Ja. – I taka była prawda. Taka była wersja dla wszystkich, którzy nie zostali wtajemniczeni. Wcześniej uzgodnili, że to Cynthia przyjmie na siebie wymyślenie miejsca lotu. Zrobili to wszystko dlatego, że po prostu bali się, że coś pójdzie nie tak. Ale przecież nikt nie spodziewał się, że wykorzystają to podczas zeznań w sprawie śmierci Calisty. Całe szczęście, że Aurorzy nie zmusili ich do wzięcia eliksiru prawdy, bo wtedy byłoby po nich.
− Drugie pytanie. Kto zabił Calistę Krum? – spytał się i pochylił w stronę Cynthi. Chciał dokładnie zobaczyć jej reakcję kiedy zadał to pytanie. Każdy z tych dzieciaków reagowało zupełnie inaczej, ale jedno ich łączyło. W którymś momencie – bez wyjątku – zaczęli się bronić i przysięgać, że to nie oni. Jakby wierzyli, że Aurorzy mogliby ich o coś takiego oskarżyć. Może to wynikało z tego, że musieli im sprawdzić różdżki, ale to było typowe działanie w czasie przestępstwa. – No odpowiadaj. Kto zabił Calistę Krum?
− Nie wiem! Naprawdę, nie wiem!
− Chcesz mi powiedzieć, że Krum oberwała Avadą przez przypadek?
− Tak! Nie! Nie wiem! – krzyczała Cynthia.
− A wy nie macie z tym nic wspólnego?
− Co?!
− Syn wybrańca, córka uciekinierki, syn Śmierciożercy i wszyscy są niewinni? Myślisz, że jestem na tyle naiwny, by w to uwierzyć? – szydził Auror.
Całe szczęście, że to wszystko zostało przerwane przez Harry'ego Pottera, który z impetem otworzył jasne drzwi do pokoju przesłuchań. Ubrany w marynarkę w prążki i dżinsy wyglądał jak typowy mugol, a nie szef Biura Aurorów. Miał zacięty wyraz twarzy, a w ręku trzymał różdżkę wymierzoną w drugiego Aurora. Nie miał oczywiście zamiaru jej używać, ale sam pamiętał jak się czuł kiedy Shacklebolt zrobił mu coś takiego.
− Rephard, czy ty oszalałeś?
− Szefie, ale...
− Chce stąd wyjść – przerwała im Cynthia. − Proszę... Ja chcę do domu.
Brunetka nadal siedziała przy stole, jeszcze bardziej zgarbiona niż na początku. Przez te oskarżenia Repharda znowu miała łzy w oczach, których nie chciała pokazać Aurorom. Nie dzisiaj i nie przez tę sytuację. Wczoraj miała prawo do płaczu, ale dzisiaj powinna być chociaż w stanie panować nad sobą minimalnie. Mimo wszystko była Ślizgonką, a okazywanie uczuć tak publicznie nie było w jej stylu.
− Oczywiście, Cynthia – powiedział już spokojniej pan Potter.
− Ale nie skończyliśmy jeszcze przesłuchania... − zaczął się tłumaczyć młodszy mężczyzna. Nie sądził żeby przesadził. Chciał po prostu złamać tą dziewczynę, bo ona była ostatnia do przesłuchania. A Rephard podskórnie czuł, że każde z tych dzieciaków kłamało w żywe oczy.
Mógł być uznawany przez innych za zbyt mało doświadczonego, ale tym razem się nie mylił.
On wiedział, że coś jest nie tak.
****
Nie zauważyłam, że minęły dwa tygodnie od poprzedniego rozdziału ;)
Czeka nas jeszcze trochę tego typu rozdziałów. W przyszłym będzie prawdopodobnie opisany pogrzeb Calisty.
Piszcie komentarze, gwiazdkujcie i w ogóle :D
Do następnego,
Demetria1050
CZYTASZ
Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry Potter
Fiksi PenggemarO udziale w Wyścigu marzyli od kiedy po raz pierwszy o nim usłyszeli. To było coś innego niż rozgrywki Qudditcha czy wspólne zabawy na miotłach za domem. To była adrenalina w czystej postaci. Nie do końca legalne zawody gdzie uczestnictwo w nim pot...