15 sierpnia 2023
− No dobra! − Jessy wbił spojrzenie ciemnych oczu w Scorpiusa. − Koniec z pierdołami, Tommy. Musimy poważnie pogadać.
Malfoy przełknął głośno ślinę.
− Chodzi o to, że ja wiem, że ty jeszcze chodzisz do szkoły... Dobrze pamiętam, że to jakaś z internatem na totalnym pustkowiu? – Scorpius przytaknął energicznie, bo nie za bardzo wiedział do czego to wszystko zmierza. – Ale pomyślałem sobie, że znajdziesz tam jakieś kilka godzin w tygodniu, by zrobić dla mnie kilka lewych paszportów, co?
Blondyn nie musiał myśleć długo nad tą kwestią. Byłby totalnym głupcem, gdyby nie zgodziłby się na coś takiego. Jeśli szef chciał go zostawić i dalej ciągnąć z nim współpracę, to Scorpius był jak najbardziej na tak.
− Oczywiście, szefie.
− No to jesteśmy umówieni! No i jeszcze jedno pytanie... Ostatnio mam małe braki i nie masz może jakiegoś kolegi, który byłby zainteresowany pracą dla mnie?
Malfoy poczuł jakby w gabinecie zrobiło się duszno. Od razu pomyślał o Albusie i o tym, że chłopak kiedy tylko usłyszał o pracy Scorpiusa też chciał tak zarabiać. Blondyn wtedy nie chciał wprowadzać w to Albusa. Trochę się tego wszystkiego obawiał, ale zmuszony obiecał, że jak tylko będzie wolne miejsce pracy to od razu mu powie.
Poprawił się nerwowo na krześle. Spojrzał w oczy Jessy'ego i pokręcił przecząco głową.
− Nikt mi nie przychodzi do głowy, szefie. Ale postaram się dyskretnie rozpytać.
Potem rozmawiali jeszcze chwilę o jakiś pierdołach jak to nazywał Jessy. Żegnając się z szefem chłopak schował kopertę ze zleceniem do wewnętrznej kieszeni czarnej marynarki. Nie mógł tego zgubić i nie miał zamiaru trzymać dokumentów w ręce w czasie podróży.
− Do zobaczenia, szefie – rzucił Scorpius i wyszedł z gabinetu. Jessy odpowiedział mu głośno w momencie kiedy drzwi się zamknęły. Malfoy schodząc po schodach wypatrywał czy nigdzie nie widać księgowej. Na szczęście jej nie było, bo nie za bardzo teraz chciał z kimkolwiek rozmawiać. Scorpius opuścił dom jednorodzinny gdzie mieściła się firma i poszedł na tyły ogrodu.
Musiał teleportować się znowu do Malfoy Manor. Chciał jak najszybciej wrócić do swojego pokoju i położyć się spać. Był tak bardzo zmęczony. Czuł jak cała energia go opuściła.
Zachwiał się kiedy lądował przed domem. Nogi lekko się pod nim ugięły i o mało co nie upadł na ziemię. W jednej chwili zrobiło mu się gorąco, a pewnie na bladych policzkach pojawiły się czerwone plamy. Wręcz wyrzucił powietrze z płuc. Naprawdę, gdyby ktoś go teraz widział nigdy nie powiedziałby, że jest arystokratą. Może i rodzice nie zmuszali go do treningu, ale miał wpojone jakieś zasady. A brak równowagi i machanie rękoma byle tylko się nie przewrócić, było bardzo nie arystokratyczne.
Kiedy w końcu się opanował, poprawił marynarkę i opadające włosy, był w stanie iść w stronę domu.
Scorpius chciał żeby ten dzień się już skończył.
***
Oczywiście nic nie poszło po myśli Malfoy'a. Kiedy tylko wszedł do domu i stanął w przedpokoju poczuł niesamowity zapach dobiegający z jadalni. Nie miał pojęcia co tak pachnie, ale miał nadzieję, że to jego ulubiona kaczka z jabłkami.
− Scorpius, jesteś w końcu? – Głos Astorii rozniósł się po korytarzu i dotarł do Scorpiusa. – Kolacja jest już na stole!
− Zaraz przyjdę! – odpowiedział jej Ślizgon i zaczął zdejmować buty. Musiał jeszcze szybko pobiec do pokoju i przebrać się w coś luźniejszego. I schować do kufra kopertę od szefa. Żeby wszystko przyspieszyć już w drodze zaczął rozpinać mankiety koszuli.
Zapomniał o kolacji z rodzicami. Od kiedy pamiętał Astoria narzuciła im zasadę wspólnej kolacji raz w tygodniu. Ojciec wtedy musiał czasami bardzo się nagimnastykować żeby wyjść wcześniej z pracy i wrócić na czas do domu. Scorpius musiał się przyznać, że na pierwszym roku w Hogwarcie bardzo tęsknił za tymi kolacjami. Teraz kiedy w domu był tylko na ferie i Święta bardzo doceniał te wieczory.
Po przebraniu się, zszedł na dół i skierował się w stronę jadalni, która była między salonem, a kuchnią. W pomieszczeniu nie było nic poza stołem, krzesłami, oknem na całą ścianę, z której było widać kawałek ogrodu i prostego żyrandolu. Przy stole siedzieli już rodzice. Draco na krześle przy szczycie stołu, a Astoria po jego prawej stronie.
− Cześć tato – powiedział Scorpius stojąc jeszcze w progu. Zanim sam usiadł, skierował się w stronę matki i pocałował ją delikatnie w policzek. Pani Malfoy uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi.
− Siadaj, czekamy tylko na ciebie, a pewnie jesteś bardzo głodny.
Scorpius posłuchał się ojca i usiadł na swoim miejscu. Kiedy odsuwał krzesło, które miało misternie zdobienia na oparciu, rzucił okiem na potrawy. Węch go nie pomylił – na stole stała kaczka z jabłkami.
− Smacznego wszystkim – rzucił radośnie Scorpius i od razu sięgnął po swoje ulubione danie. Usłyszał ciche prychnięcie ze strony ojca, z powodu jego reakcji. Zachowywał się tak zawsze kiedy mógł zjeść delikatne ćwiartki jabłka.
Młody Malfoy z uśmiechem na ustach słuchał zwykłej rozmowy rodziców. Nawet kilka razy wtrącił kilkanaście słów, ale poza tym wolał obserwować. Lubił patrzeć na zacięcie na twarzy Dracona kiedy mama mówiła, że za dużo pracuje lub o kolejnym krótkim wyjeździe na egzotyczne wyspy. Tata nigdy nie lubił brać dni wolnych, ale kiedy w końcu tam byli, nie chciał wracać do domu. Patrzył na brązowe kosmyki włosów mamy, które były związane w eleganckiego, wysokiego koka. Oczy Astorii błyszczały kiedy na chwilę spotykały się z tymi stalowymi Dracona.
Z tego wszystkiego wyrwało go jedno pytanie.
− Scorpius, kiedy będzie list z Hogwartu?
Chłopak miał ochotę wzruszyć ramionami, ale wiedział, że nie powinien, bo rodzice nie lubili, gdy tak robił. Ale naprawdę nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Ostatnio nie myślał o rzeczach związanych ze szkołą, a chyba czas zacząć. Zostało mu jeszcze kilka prac domowych do odrobienia.
− Pewnie w ciągu kilku dni – wykrztusił w końcu odpowiedź.
− Będziemy musieli pójść na zakupy – wtrąciła się Astoria. Ślizgon miał już ochotę zaprotestować. Miał siedemnaście lat i doskonale wiedział co gdzie kupić i jak zapłacić. – Przy okazji kupiłabym sobie nową sukienkę i apaszkę.
Scorpius westchnął głęboko i nabił na widelec kolejny kawałek ziemniaków. Jeśli pani Malfoy coś sobie wymyśliła to chociażby zaczął rzucać zaklęcia, mama zdania nie zmieni. Nauczył się tego kiedy miał pięć lat i fantastyczny pomysł żeby kupili pegaza i trzymali go w domu.
− A czy możemy liczyć na to, że dostaniesz odznakę Prefekta Naczelnego? – Pytanie Draco zaskoczyło Scorpiusa przez co o mało nie zakrztusił się jedzeniem. Miał ochotę naprawdę głośno się roześmiać. Może i uczył się naprawdę dobrze, kochał grać w quidditcha i przez te sześć lat miał tylko kilka szlabanów, ale bez przesady. Nauczyciele musieliby być zdesperowani żeby dać mu odznakę Naczelnego.
****
Och, w końcu napisany i opublikowany. Egzaminy napisane, pierwsze dni wolnego za mną i trzeba wziąć się do pracy i pisać kolejne części. Mam ambitne plany napisać kilka zapasowych rozdziałów.
Nie wiem na kim skupić się w kolejnym rozdziale. Kogo chcecie? Będzie list z Hogwartu i mały lot na miotle.
Do następnego,
Demetria1050
CZYTASZ
Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry Potter
FanficO udziale w Wyścigu marzyli od kiedy po raz pierwszy o nim usłyszeli. To było coś innego niż rozgrywki Qudditcha czy wspólne zabawy na miotłach za domem. To była adrenalina w czystej postaci. Nie do końca legalne zawody gdzie uczestnictwo w nim pot...