29 lipca 2023
Scorpius mógł odebrać nową miotłę już w czwartek, ale obiecał tacie, że wtedy wspólnie uwarzą kilka eliksirów w jego laboratorium. Nie twierdził, że to była strata czasu, bo uwielbiał te dni kiedy zamykał się z ojcem i mogli robić coś razem. Ale czemu akurat w ten czwartek? Obiecał mu to już tydzień temu, bo tylko w czwartki i niedziele miał wolne. Poza tym pracował tylko kilka godzin dziennie, ale i tak nie nadawał się potem do niczego.
Wylądował więc w sklepie miotlarskim w sobotę. Ledwo mógł przejść spokojnie przez ulicę Pokątną, bo było tyle czarodziei. Kiedy w końcu złapał za klamkę i usłyszał ten przeklęty dzwonek informujący sprzedawcę, że ktoś wszedł, odetchnął z ulgą. Zaraz potem przybrał odpowiednią postawę i podszedł do lady. Za nią stał ten sam starszy, wysoki mężczyzna. Kiedy tylko go zobaczył wyciągnął rękę w jego kierunku.
− Daj kartkę z numerem zamówienia – powiedział sprzedawca zamiast powitania. Scorpius wykonał jego polecenie. Rozejrzał się po sklepie kiedy starszy mężczyzna poszedł na zaplecze. W jednej szybie wystawowej był nowy model miotły dla par. Nie była tak duża jak ta rodzinna, ale według blondyna mogły się na niej zmieścić spokojnie ze trzy osoby.
Za nim stała mała czerwona kanapa, na której siedzieli ostatnio i wybierali miotły z katalogów. Poza tym była cała masa ulotek – od tych zachęcających do zakupów, po tych zakazujące sadzania na miotły dziecięce więcej niż jednego dziecka. Z ciekawością przyjrzał się małym miotłom, które wisiały za ladą. Kiedy miał siedem lat tata kupił mu taką. Przez rok błagał go o taki prezent, aż w końcu się doczekał. Miał wypadek tego samego dnia kiedy ją dostał. Wpadł w narcyzy, które posadziła jeszcze jego babcia. Prawie płakał kiedy mówił o tym mamie.
− Pańskie zamówienie, panie Malfoy – usłyszał i zaraz zobaczył sprzedawcę, który różdżką unosił wielkie podłużne pudło. Serce biło mu mocno z ekscytacji kiedy uchylał wieko. W końcu się doczekał. Te wszystkie zarwane nocy, obmyślanie planów i wydawania kaw mugolom w garniturach się opłaciło.
− Orle Skrzydła firmy hiszpańskiej – sprawdził na pergaminie sprzedawca. – Sosna, która jest dobra w obróbce i sam pan ją wybrał. Witki koloru czarnego z igieł sosnowych i włosia. Oparcia na stopy wykonano ze stali chirurgicznej i wygięto odpowiednio do pańskich potrzeb. Znak firmowy – orle skrzydła są na samym początku rączki. Na pana zlecenie dodano również pański podpis tuż przy witkach.
Do Scorpiusa ledwo docierało to co mówił ten mężczyzna. Nie mógł wyjść z wrażenia jaki efekt daje ta miotła na żywo. Kiedy w tamtym roku zobaczył ją w Hiszpanii na wakacjach o mało nie wszedł w szybę wystawową. Trochę bał się jej dotknąć mimo że materiał był prawie nie do zniszczenia.
− Wszystko się zgadza? – Głos starszego czarodzieja docierał do chłopaka jak zza ściany.
− Słucham...? Tak, tak. – chaotycznie odpowiedział Scorpius. Czy ten facet nie mógł mu dać chwili spokoju? Chciał się nauczyć tej miotły na pamięć i nie wiele obchodziło go to, że przez najbliższy rok podczas Wyścigu będzie latać tylko na niej.
− Trzy zaklęcia ochronne rzucane na miotłę są wliczone w cenę. Czy ma pan je wybrane?
Malfoy wyciągnął z kieszeni spodni mały skrawek pergaminu, który Albus dał mu kiedy ostatnio się widzieli. Były tak trzy zaklęcia i Scorpius ufał przyjacielowi, że są najlepsze. Po minie sprzedawcy zorientował się, że Potter dokonał dobrego wyboru.
− Abym mógł rzucić zaklęcie musi pan złapać miotłę ręką dominującą i broń Merlinie nie puszczać jej w trakcie trwania zaklęć. Rozumie pan, panie Malfoy? – upewnił się właściciel sklepu. Chciał mieć pewność, że szczeniak nie zrobi nic głupiego i nie przestraszy się nagłych rozbłysków. Kiedy chłopak chwycił w prawą dłoń miotłę i zachowywał się przy tym jakby była wykuta przez samego Merlina, mógł przystąpić do pracy. Zerknął jeszcze raz na pergamin i wybrał zaklęcie, które rzucił jako pierwsze.
Sam Scorpius czekał na to wszystko podekscytowany. Przez chwilę chciał nawet zamknąć oczy, ale ostatecznie zrezygnował. Kiedy więc pierwsza fala fioletowego światła poleciała w jego stronę cały się spiął. Rozbłysk objął jego i miotłę, a następnie wchłonęła się w nich. Malfoy bał się nawet odzywać chociaż sprzedawca nic o tym nie mówił. Zanim jednak podjął decyzję czy się odezwać dwa zaklęcia – jedno po drugim – zaatakowały go. Poczuł jak rączka miotły nagrzewa się do zbyt gorącej temperatury pod wpływem jego dotyku, co samego go zaczęło parzyć. Chyba krzyknął z zaskoczenia, bo Albus – ani nikt – nie uprzedzał go, że to będzie boleć. Zaraz jednak uczucie gorąca minęło.
− To koniec. Może pan puścić miotłę – powiedział spokojnie sprzedawca. Nie wydawał się być zmęczony po rzuceniu tych trzech zaklęć. Scorpius posłuchał go i delikatnie odłożył miotłę do pudła. Kiedy kładł ją na uchwytach starał się to zrobić jak najdelikatniej. I tuż przed zamknięciem wieczka docenił jeszcze raz to jak jest zrobiona. Jej nazwa – Orle Skrzydła – nie wzięła się znikąd – podobno twórcy wzorowali się na orłach, ich szybkości, dokładności i sposobie w jakim ich skrzydła są wyprofilowane – drewno było wygięte tak samo jak skrzydła orła kiedy ten szykując się na długi lot, rozkładał je szeroko i pokazywał w pełnej krasie.
Zaraz potem pożegnał się ze sprzedawcą, chwycił mocno pudło i wyszedł zadowolony ze sklepu. Stojąc jeszcze na schodkach teleportował się przed bramę domu. Jeśli dobrze pójdzie to wystarczy, że dotrze do swojego pokoju, wypakuje to cudo i poleci wprost do ogrodu.
A wtedy może podbić świat.
***
Albus Potter nie spodziewał, że Scorpius zadzwoni do jego drzwi. W ogóle nie pamiętał czy Malfoy mówił coś o tym, że wpadnie. Całe szczęście, że to nie mama otworzyła drzwi, bo nie byłby pewny czy Scorpius przeżyłby to spotkanie. Ginny Potter od kilku dni była niczym rozjuszony hipogryf.
− Mam Orła! – wykrzyczał szczęśliwy Scorpius już od progu Nie dał nawet dojść do słowa przyjacielowi, bo tak bardzo chciał się pochwalić swoją nową miotłą. Albus podniósł zaskoczony brwi. Przecież blondyn miał odebrać ją już w czwartek. Ale w sumie od reszty grupy dostał jakieś informacje o odbiorze zamówień. Hugo napisał mu, że w niedziele po rodzinnym obiedzie pokaże mu swojego . Cynthia z Calistą odebrały miotły razem i wysłały mu wspólne ruchome zdjęcie jak stoją dumnie wyprostowane z nowymi zdobyczami w ręku. Za to Anthony wysłał mu notkę, że to prawdziwa bestia i jest jego nową kochanką oraz myśli nad imieniem dla niej, przez co Albus śmiał się dobre kilkanaście minut.
− Ja mam sowę, ale nie narzekam – mruknął Albus przepuszczając Scorpiusa, by mógł spokojnie wejść do środka.
− Aleś ty zabawny, Potter – przewrócił oczami i poprawił wpadające blond kosmyki, które potargał wiatr. – Leciałem tu kawał drogi żeby ci się pochwalić, a ty mi tu gadasz o swojej Morganie – narzekał Scorpius mając na myśli starą sowę Pottera, która już ledwo latała na trasie Londyn-Hogwart.
Kiedy wchodzili po schodach Malfoy ciągle się boczył, ale jak tylko zobaczył ukrytą przed resztą miotłę Albusa – Błyskawicę dziesiątkę, której rączka była z leszczyny i miała metalowe uchwyty na stopy wykonane przez gobliny, mógł powiedzieć tylko jedno.
− Jesteśmy zajebiści.
A Albus nie mógł się z nim nie zgodzić.
****
Lubię ten rozdział, bo Scorpius jarał się tą miotłą tak jak ja podczas opisywania całej sytuacji w sklepie. Poza tym co sądzicie o Albusie i Scorpiusie jako parze?
Komentarze?
Do następnego,
Demetria1050
![](https://img.wattpad.com/cover/196394141-288-k152666.jpg)
CZYTASZ
Wyścig życia || Nowe Pokolenie - Harry Potter
FanficO udziale w Wyścigu marzyli od kiedy po raz pierwszy o nim usłyszeli. To było coś innego niż rozgrywki Qudditcha czy wspólne zabawy na miotłach za domem. To była adrenalina w czystej postaci. Nie do końca legalne zawody gdzie uczestnictwo w nim pot...