- Pierdol się.- Tomlinson - odpowiedział po drugiej stronie telefonu ostrzegawczy ton głosu menadżera.
- Mam tego, kurwa, dość, nie rozumiesz?! Nie zamierzam się bawić w te wasze gierki. Powienieś być po mojej stronie.
- Jestem po stronie twoich interesów.
Niezwykle spokojny głos mężczyzny tylko jeszcze bardziej rozwścieczył Louisa. Miał ochotę cisnąć telefonem za okno, ale powstrzymał się. Aż tak nieodpowiedzialny nie był.
- No i interesów Harry'ego.
Szatyn przeklął pod nosem. Nienawidził tego człowieka z całego serca. A jeszcze bardziej tego, jak imię ukochanego brzmiało w jego obleśnych ustach. Jeszcze nigdy mu nie przywalił prawdopodnie tylko dlatego, że wolał go nie dotykać. Obrzydliwe. Zamknął oczy, próbując nie wybuchnąć. Podświadomie widział ten zadowolony z siebie uśmieszek. Jak zwykle, gdy udało mu się wyprowadzić Lou z równowagi.
- Ani słowa na jego temat - warknął.
- Jak widać muszę, skoro znowu się stawiasz. To co, randka ze swoją ukochaną, czy Harry - specjalnie zaakcentował słowo - będzie miał pogadankę na temat swoich wyskoków? Fakt, wychodzenie częściej na miasto z Eleonor bywa tak męczące... Twój chłopczyk to zrozumie.
- Nienawidzę cię - syknął i się rozłączył. Wszyscy wiedzieli, jaka jest jego decyzja.
Czuł się zrezygnowany, zmęczony, miał ochotę uciec od tego wszystkiego. Co on im zrobił, że tak go traktują?
Po namyśle wrócił do siebie. Na szczęście Styles był w trakcie jakiegoś wywiadu, więc nie będzie miał pretensji. A nie chciał przypadkiem się na niego natknąć. Znał siebie bardzo dobrze i wiedział, że najprawdopodobniej nieświadomie wyżyłby się na nim. Przecież to nie Stylesa wina, więc dlaczego miałby cierpieć na tym? Dlaczego Tomlinson przez cały czas musiał mieć pod górkę? Nienawidził swojego życia. I siebie. Siebie chyba najbardziej, bo nie miał siły oraz odwagi cokolwiek zmienić.
W progu wpadł na Elkę, akurat wracającą z zakupów. Za jego pieniądze. Ale nie mógł mieć do niej o to pretensji, sama wpadła w układ bez wyjścia. Obrzucił dziewczynę krótkim spojrzeniem i skierował do do sypialni.
- Louis?
Zmęczony padł na łóżko. Pragnął przespać kolejny rok swojego życia. Może w przyszłym będzie lepiej. Powtarzał to sobie od kilku lat, kiedyś musiało się spełnić, prawda?
Niestety długo nie mógł być sam...
- Lou, co się dzieje?
- Zostaw mnie - wymamrotał w poduszkę.
Dziewczyna westchnęła cicho i usiadła na materacu. Położyła dłoń na głowie mężczyzny i zaczęła przeczesywać jego włosy. Nie mogła znieść jego zbolałej miny, chciała mu jakoś pomóc. Tylko, jak?
- Wolisz zostać sam, tak? A może powinnam przynieść ci twoją ulubioną herbatę? Albo kawę?
- Nie. Mam na myśli zerwij.
- Lou? O czym ty mówisz?
Eleanor ostrożnie zabrała rękę. Nie mogła go stracić...
- Ja już nie mam siły, wiesz? Nie mam serca z tobą zrywać, ale jeśli ty to zrobisz... Wiesz wtedy nic mi nie będą mogli zrobić. Skończy się to udawanie, Harry będzie szczęśliwszy... Ty będziesz mogła sobie ułożyć życie.
Louis naprawdę polubił tę dziewczynę. Może w innym życiu mogliby zostać przyjaciółmi. Ale niestety za dużo ich łączy, za dużo złych rzeczy, żeby tak po prostu nimi zostać. Kto wie, może po latach uda im się to.
Usiadł obok i chwycił ją za rękę. Brunetka spojrzała na ich dłonie, bojąc się podnieść wzrok na błękitne oczy nie-chłopaka. Bała się tego, co tam ujrzy.
- El, to nie twoja wina. Wiesz, że bardzo cię lubię. To po prostu ta sytuacja... Próbowaliśmy, ale to męczy zarówno mnie jak i ciebie.
- Wiesz, że to nic nie da. Oni nie dadzą wam spokoju, póki was nie rozdzielą. Zerwaliśmy już wcześniej i co to dało? Mieliście przez chwilę spokój, a później nasłali tamtą Danielle, czy jak jej tam było.
Tomlinson zamknął oczy, mając nadzieję, iż nie zobaczyła łez w jego oczach. Cholera, nie mógł się przy niej popłakać. Nie miał siły udawać twardego, ale już niejako wpadło mu to w nawyk. Chyba tylko przy Stylesie potrafił być prawdziwym sobą. Jeszcze kiedyś przy mamie, ale teraz... Szybko odgonił od siebie wspomnienie rodzicielki, to nie jest pora na to.
- Ja już nie mam siły... - szepnął.
- To tylko rok. Nawet niecały. Wytrzymaliście dziewięć lat... Wkrótce uwolnicie się od Modestu. Miłość, która was łączy jest jedyna taka i byle co jej nie zniszczy, rozumiesz? A ja nie odejdę, muszę o ciebie dbać. Wybacz, Tommo.
Mężczyzna nic na to nie odpowiedział tylko mocno przytulił Calder. Bywały dni, kiedy miał ochotę kazać jej się wynosić, ale później nastawały takie jak ten, gdy cieszył się, że to właśnie ona jest jego brodą. Fakt, z Danielle nie wytrzymał roku, a mógł trafić jeszcze gorzej. A musiał walczyć. Dla siebie, dla Harry'ego. Dla nich.
- Tylko nie zapomnij o mnie, kiedy to się skończy.
- Nigdy - przyrzekł szatyn.
Niewiele później poszedł spać. Był za bardzo zmęczony tym wszystkim, a sen był świetną formą odcięcia się od świata. Może ostatnio trochę za dużo spał?
Z kolei brunetka okryła Louisa kołdrą i pocałowała w głowę. Wydawał jej się taki kruchy... Nigdy nie poznała tak wyjątkowego mężczyzny i cieszyła się, że miała szansę się z nim zaprzyjaźnić. Miała nadzieję, że kiedyś pokocha jakiegoś innego, choć trochę tak niezwykłego, jak on. Tak zabawnego, troskliwego, romantycznego... Przystojnego, rodzinnego. A co ważne takiego, który również ją szczerze pokocha. Chciała, żeby ktoś również patrzył na nią tak jak on wpatrywał się w Stylesa. Kogoś kto uśmiechałby się do niej z taką dozą czułości. Kogoś z kim będzie szczęśliwa.
Niestety wiedziała, że to nigdy nie będzie Louis.
CZYTASZ
Love me//Ziam&Larry
FanfictionGdzie istnieje One Direction, ale nigdy nie należał do niego Zayn, od początku była czwórka. Pewnego dnia Liam dostrzega Zayna w parku. Payne chce go poznać, ale nie zamierza przyznać się do swojej osobowości. Nie tak bardzo pobocznie występuje La...