Bywają takie dni, kiedy wręcz musisz się cieszyć. Przecież wszystko się powoli układa, nie masz jak udawać związku z jakąś laską, bo wyjechała na tydzień do rodziny, siedzisz z miłością swojego życia, kariera powoli rusza do przodu, za parę miesięcy kończy się umowa z Modestem... No właściwie jest niemalże idealnie.
Ale wtedy okazuje się, że jesteś jakiś pojebany i niezależnie tych wszystkich rzeczy ty po prostu nie możesz być szczęśliwy. Uśmiechasz się może za bardzo sztucznie, byleby nikt nie zwrócił uwagi na łzy cisnące się do oczu, starasz się w tych idealnie zielonych odnaleźć tak bardzo potrzebny ci spokój, łakniesz najmniejszej dawki czułości byleby tylko na chwilę zapomnieć o bólu w sercu trawiącym cię od środka.
Tak właśnie czuł się Louis. Bawił się włosami Harry'ego, który wygodnie ułożył głowę na kolanach ukochanego i obserwował jego idealny profil. Może mieli oglądać film, ale czy jest coś ciekawszego od Stylesa? No nie ma.
- Gapisz się.
- Podziwiam.
Młodszy na moment spojrzał na szatyna i posłał mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Ten delikatny, czuły, a jednocześnie wyraźnie odznaczający urocze dołeczki. Dłoń Tomlinsona mimowolnie powędrowała na policzek loczka i dotknął zagłębienia. Nigdy nie zwracał tak dużej uwagi na nie, aż pewnego dnia ujrzał ten uśmiech.
Po chwili Styles znowu obrócił głowę w stronę ukochanego i ułożył usta w dziubek. Louis pochylił się, żeby móc krótko pocałować ukochanego. Swój ostatni i najjaśniejszy promyczek szczęścia.
Bo prawda była taka, że cały świat mógł się walić, wszyscy na świecie nienawidzić, ale jeśli miał u swojego boku Stylesa, nic złego nie mogło się przydarzyć. I tylko on powstrzymywał Louisa przed pobiegnięciem do garażu po sznur.
- Dlaczego jesteś smutny? - szepnął Hazz.
Tomlinson przeklął w myślach na spostrzegawczość narzeczonego. A zaostrzyła się jeszcze bardziej po ostatniej sytuacji, kiedy starszy się wyłączył psychicznie. Louis naprawdę nie chciał martwić ukochanego...
A Harry tylko znowu uśmiechnął się do szatyna, próbując mu w ten sposób przekazać trochę wsparcia. Coraz częściej obawiał się zostawiać go samego, czy tym bardziej na spotkania z szefostwem. Powtarzał ukochanemu, że zrezygnuje z tego wszystkiego, byleby odpuścili mu, ale ten uparcie powtarzał, iż sobie poradzi. Harry wiedział, jak niewiele mógł, ale starał się z całych sił.
- Nic się nie dzieje.
- Modest?
Ciche westchnienie opuściło usta szatyna. No właśnie nie. Nawet tak bardzo nie męczyli go ostatnimi czasy, co naprawdę go cieszyło. A mimo to coś było nie w porządku. Wciąż w jego głowie krzyczał mały, złośliwy gnom powtarzając, jakim jest gównem i o ile lepiej byłoby wszystkim bez niego.
- Kochanie... - zaczął Harry, jednak urwał widząc łzy w oczach miłości jego życia. Podniósł się i usiadł na kolanach szatyna. Następnie ułożył dłonie na jego policzkach i delikatnie go pocałował, przekazując mu przy tym całą swoją miłość oraz oddanie. Po krótkiej chwili oparł czoło o to Louisa i uśmiechnął się do niego lekko. - Lou... Jeszcze trochę. Kilka miesięcy. Wytrzymamy to, tak? Razem.
Tomlinson objął loczka w pasie i delikatnie wygiął kąciki ust do góry. Harry był jego statkiem, który zawsze potrafił przepłynąć z nim nawet i na koniec świata.
- Jeśli tylko nie pozwolisz mi utonąć.
- Nigdy. Pamiętaj, że obiecałeś mi ślub, jak z bajki, kiedy mówiłem tak. Musisz dotrzymać danego słowa!
Louis parsknął cicho śmiechem i oparł głowę o zagłówek kanapy. Pamiętał tamten dzień oraz to jak bardzo był zestresowany. Był gotów obiecać mu wtedy wszystko, o ile tylko miałoby to sprawić, że założy na swój palec pierścionek. A kosz kociaków i czekoladowa fontanna były tylko jednymi z nich.
- Już sobie to wyobrażam. Pewnie wparadujesz w jednym ze swoich pstrokatych garniturów Gucci.
- Pf, nie. To będzie specjalnie zaprojektowany dla mnie garnitur Gucci. Jeszcze bardziej pstrokaty!
Był niemalże pewny, iż tak właśnie będzie. Z pewnością przyćmi wszystkich swoją wyjątkową i niepowtarzalną kreacją.
- Harry Tomlinson.
- Podoba mi się - odparł brunet, a jego oczy zaiskrzyły radośnie. Pragnął tego dnia, od kiedy tylko spojrzał w te błękitne, jak najczystsze jezioro oczy. Był jego od zawsze i na zawsze.
Louis nie był pewny, czy przeżyje do tego czasu, czuł jak blisko było do kolejnego załamania, ale przecież to był jego Harry. Jego słodkie kochanie, którego nie mógł zostawić.
Zjechał dłońmi na biodra Stylesa i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Dał mu którego całusa, co wywołało na policzkach mężczyzny lekkiego rumieńca.
- Wyjedźmy na wakacje. Gdzieś daleko. Ucieknijmy.
- Co? Gdzie?
- Nie wiem. Na bezludną wyspę. Będziemy tam tylko ja i ty. Wyobrażasz to sobie? Daleko od ludzi siejących nienawiść w naszą stronę, Modestu, kłamstw, obowiązków. Będziemy się zajadać twoimi ulubionymi zdrowymi owocami, kochać na plaży, pływać, śpiewać przy ognisku... Nie brzmi świetnie?
- Idealnie, Lou.
Harry wiedział, że to nie może wypalić, ale nie mógł się nie cieszyć, widząc jak podekscytowany był Tommo. Odgarnął jego grzywkę z czoła i skinął głową.
- Możemy się gdzieś wybrać. Może nie na bezludną wyspę, ale coś wymyślę. Jakąś niespodziankę.
Szatyn czuł, jak wszystko ściska go od środka, wręcz uniemożliwia oddychanie, a ta czarna smoła opanowuje jego serce. Mimo to resztką sił uśmiechnął się lekko i po raz kolejny pocałował.
Brzydził się siebie, miał wrażenie, że upodabnia się do jakiegoś obrzydliwego karalucha. Pragnął zniknąć na zawsze. Czasami myślał, iż wolałaby, aby H z nim zerwał. Przynajmniej miałby jakiś sensowny powód. Niestety wiedział, że wtedy ukochany miałby wyrzuty sumienia. Nie byłby świadomy, jak pomógłby mu...
Dlatego tylko siedział w swoim małym królestwie, trzymając na kolanach swój cały świat. Delektował się delikatnymi, czułymi pocałunkami, jakby pił życiodajny napój z Graala. Bo może on tak bardzo chciał żyć, tylko tak bardzo nie miał siły, żeby to robić...
CZYTASZ
Love me//Ziam&Larry
FanficGdzie istnieje One Direction, ale nigdy nie należał do niego Zayn, od początku była czwórka. Pewnego dnia Liam dostrzega Zayna w parku. Payne chce go poznać, ale nie zamierza przyznać się do swojej osobowości. Nie tak bardzo pobocznie występuje La...