Epilog

1.1K 78 88
                                    

Minęło już tak dużo czasu.

Nim spostrzegliśmy, śnieg zniknął wraz z upojnym chłodem, a świat zarumienił się zielenią. Żar lał się strumieniami z nieba, przez co na naszych karkach pojawiały się ciągle nowe krople potu. Nie dało się ich pozbyć, nawet chodząc rozebranym do pasa po wnętrzu domu. Nastała tak zwana susza dla roślin i uwielbiana przez sprzedawców wszelkich pamiątek pora, czyli wakacje.

Kto by pomyślał, prawda? Od tamtego pamiętnego ciągu wydarzeń w okresie mniej więcej ferii, wszystko biegło tak nieubłaganie szybko i lekko. Nie czułem już ciężaru w klatce piersiowej, ani przygnębienia, co pozwalało mi czerpać przyjemność z życia na ile się da.

I wszystko to zawdzięczałem Sasuke. Mojemu ukochanemu. Jeśli stanąłbym twarzą w twarz z dawnym sobą, nigdy nie przekonałbym młodego ja, że będziemy kiedyś razem, a tu proszę, taka niespodzianka, naprawdę wspaniała. Również złoty pierścionek na moim palcu stał się czymś godnym pochwalenia się, zwłaszcza, że mój... No, teraz mąż, jakkolwiek to nie brzmi... Nosił na ręce taki sam.

I właśnie w tej chwili uśmiechał się do mnie.
- Nie zostało już dużo drogi, słońce. Jeszcze trochę i będziemy na miejscu. - rzekł, zwracając ponownie twarz w stronę drogi. Może to i lepiej. Nie chcielibyśmy się przecież rozbić i to w ciągu tak doniosłego wydarzenia. W końcu, tak jak mi obiecano dawno temu, jechaliśmy w miejsce, z którym wiązało się tak dużo pięknych wspomnień. Skąd pochodził Kurama, imiennik tego ślicznego miasteczka. Oraz gdzie powinien wciąż mieszkać mój mały przyjaciel, Kakashi. Tak, właśnie tam się wybieraliśmy.

Z rumieńcami, które spowodowało podniecenie naszym dotarciem do celu, rozglądałem się wielkimi oczami wokoło. Moje zmysły odbierały jednocześnie tak wiele, starałem się chłonąć moment całym sobą. Miałem wrażenie, że jestem w samym niebie. Wszystko wyglądało nieskazitelnie, cudownie, błyszczało radością. Każdy domek, trawnik, drzewo, stało na swoim miejscu, kwitnące w pełni okazałości.

- Boże, jak tu...  Jeny, za pięknie aby opisać, draniu! - wymamrotałem do chłopaka, wciąż wpatrując się jak oczarowany w przemijające obrazy za oknem. Świat jak za pstryknięciem Thanosa, nabrał barw i przeistoczył się w raj, dla ducha. Oczywiście, za każdym razem wliczałem w to Sasuke. Bez niego, ramię przy ramieniu, nie potrafiłbym czuć się jak pierwsi ludzie w Edenie, jeśli wierzyć w takie rzeczy oczywiście. Bo to świetne porównanie, ale kwestia wiary należy zawsze do spraw osobistych.

- Cieszę się, że ci się podoba. W końcu po tu jesteśmy, nie? Powspominać, popodziwać, nakarmić wiewiórki czy inne zwierzątka w parku.. Tylko na narty i lodowisko raczej się nie wybierzemy.

- Szkoda. - Mimowolnie zebrało mi się na cichy śmiech, ale i tak objął mnie żal. Chciałbym zobaczyć naszą dwójkę ponownie na śliskim lodzie, bądź białym stoku, szusujących w dół. Ale cóż, trzeba będzie poczekać jeszcze długi czas, chodź gdy ma się w bliskich kontaktach kogoś takiego jak pewny ciemnowłosy Uchiha, oczywiście mając na myśli, tego który siedział obok mnie, nie było problemu.

O innym posiadaczu tego chwalebnego nazwiska ciężko natomiast się mówiło, gdy wokoło panowała taka błogość. Chcąc czy nie chcąc, robiło mi się przykro. Wiele dni, po tym wszystkim myślałem o jego historii i nic nie poradzę, że zwyczajnie uwierzyłem. Z roztrzęsionym sercem przypominałem sobie wtedy wszystko co związane z moim ojcem. I nie zaprzeczę, bolało jak diabli. Do dziś, nie pałam ochotą do wracania do tych wydarzeń, ostatnich jakie były związane ze śmiercią rodziców i ich mordercą. To taki temat tabu, ale... I ciekawe historia, która w porównaniu do mojej i drania, nie ma dobrego zakończenia.

Ale też, nie powinienem narzekać. Nie wszystko zawsze będzie szczęśliwe. W każdym razie, dlaczego to tak się potoczyło? Mam wrażenie, że w sprawę Obito wmieszała się osoba trzecia.

Ulepić Drania Ze Śniegu (SasuNaru) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz