26.5K 711 393
                                    

Siedziałam na lekcji, z niecierpliwością wpatrując się w zegar. Miałam wrażenie, że ta lekcja nigdy się nie skończy. Miałam serdecznie dosyć siedzenia i słuchania tych głupot. Marzyłam tylko o tym, aby wrócić do domu i zająć się rzeczami przyjemnymi. Kiedy zegar wskazał, że lekcja kończy się za pięć minut, cała się spięłam. Nie zamierzałam siedzieć na lekcji, dłużej niż było to konieczne.

- Sophia może ty odpowiesz na moje pytanie? - nauczycielka wskazała na mnie, ja jedynie wzruszyłam ramionami na znak, że nie słuchałam.

- Taka mądra a taka leniwa. - powiedziała z zawodem.

Nienawidziłam, kiedy ktoś tak mówił. W końcu skoro powtarzano to niemal każdej osobie ze słabymi stopniami, jakie to miało znaczenie.

Kiedy w końcu usłyszałam upragniony dzwonek, zaczęłam szybko pakować swoje rzeczy. Szybko opuściłam salę lekcyjną i wyszłam ze szkoły.

Szłam pośpiesznie. Naprawdę chciałam już być w domu. Naciągnęłam kaptur na głowę i włożyłam słuchawki do uszu. W tym momencie byłam w innym świecie. Moim świecie.

Niestety nic nie trwa wiecznie. Po dłuższym marszu dotarłam do domu. Wyjęłam słuchawki z uszu i niechętnie weszłam do domu. Jak zawsze było głośno. No, ale czemu tu się dziwić przy tak licznej rodzinie. Która w dodatku non stop się powiększała.

Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Oczywiście nawet nie łudziłam się, że obejdzie się bez wpadania na rodzeństwo.

Na początku wpadłam na Susane (15) moją zaledwie rok młodszą siostrę. Siedziała na kanapie ze swoim mate. Rozmawiali o jakiś pierdołach. Postanowiłam ominąć ją w milczeniu.

- Za piętnaście minut obiad - głos mamy rozniósł się po domu. Vivien, bo tak miała na imię, jest cudowną matką. Zawsze ciepłą i wyrozumiałą. No i rzecz jasna, to przepiękna i silna alfa z dużym doświadczeniem.

Ruszyłam na górę. Przed łazienką spotkałam bliźniaczki młodsze ode mnie o trzy lata (13).

- Oddawaj. - krzyknęła Korra starsza z bliźniaczek.

- To ty oddawaj. - Kader nie zamierzała ustąpić.

Ja jedynie przewróciłam oczami i ruszyłam dalej. Kiedy przechodziłam obok domowej siłowni, zobaczyłam swoich braci.

Liam (14) młodszy o dwa lata uderzał energicznie w worek treningowy. Nathaniel (14), który jest zaledwie, kilka miesięcy od niego młodszy, rzucał do kosza. Natomiast Simon (17) starszy ode mnie o półtora roku siedział na jednej z ławek i robił coś na telefonie.

Oczywiście postanowiłam ich olać. No tak było nas całkiem spoko, ale nic w tym dziwnego. Wilkołaki zazwyczaj mają spore rodziny. Zwłaszcza, że ciąża trwa zaledwie trzy miesiące. No a poza tym para alfa ma niemal w obowiązku mieć sporo młodych.

Nasz ojciec James był alfą wilkołaków na naszym terenie. I nic w tym takiego zaskakującego. Duży, silny samiec imponujący pod każdym względem. Jednym słowem ideał.

Weszłam do pokoju i rzuciłam plecak w kąt. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej za dużą męską koszulkę i legginsy. Spięłam włosy w kucyka i się przebrałam.

Spojrzałam w lustro stojące nieopodal. Nigdy nie byłam zakompleksiona. Można nawet powiedzieć, że całkiem się lubiłam. No, ale u wilkołaków typu alfa to powszechne. Cierpimy na samozachwyt i często mocno się przeceniamy. Miałam białe włosy, które niemal idealnie zlewały się z moją bladą twarzą. Jedynym co je wyróżniało, były czerwone pasma. Na mojej bladej twarzy wybijały się błękitne oczy. Moim wielkim atutem była sylwetka. Duże wycięcie w tali i dobrze odznaczające się mięśnie. Byłam szczupła, jednak miałam dosyć szerokie biodra i średnie piersi. Czy byłam idealna? Pewnie nie. Dzięki ego typowego Alfy umiałam się skupić na swoich zaletach. Jednak inni mogli dostrzec coś kompletnie innego. Na przykład liczne rozstępy, które miałam nawet na piersiach. Krzywy nos, odstające uszy, wąskie wargi czy opadające powieki i wiele innych. Ja widziałam siebie najlepiej, bo miałam wysoce rozwiniętą samoakceptację. Chociaż to pewnie za mało powiedziane. Kiedy już się na siebie na patrzyłam odeszła od lustra.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Usiadłam przy stole w jadalni. Miałam jedynie nadzieję, że nie zejdzie się zbyt wiele wilkołaków. Co to niby znaczy? To znaczy, że mam nadzieję, że nie przyjdą mate mojego rodzeństwa. No tak, wszyscy oprócz mnie mieli już swoje drugie połówki. Podejrzewam, że jedynie najmłodsi byli sami. W mojej rodzinie mate znajdowało się w bardzo młodym wieku. Co prawda sprawia to, że się kogoś tam niby ma, ale nie za wiele z tego przychodzi. Dopiero później robi się ciekawie.

A ja? Ja oczywiście byłam sama jak palec, co zaczynało być mocno męczące. Te ciągłe pytania i niekiedy poczucie samotności. W pewnym momencie to zaczynało być chore. Bo kiedy gdzieś szłam, z tyłu głowy zawsze miałam myśl, że może tym razem kogoś znajdę. Niestety to cały czas była tylko zgubna nadzieja.

- I jak było w szkole młoda? - Simon poczochrał mnie po włosach, na co ja warknęłam. On jednak zdał sobie z tego nic nie robić.

- Znośnie. - rzuciłam niezadowolona. - Gdzie tata i jego pupilek?

- Pewnie są w instytucie. - brunet wzruszył ramionami.

Po upływie dziesięciu minut wszyscy oprócz ojca i najstarszego z moich braci siedzieli przy stole. Czekaliśmy na tę dwójkę, która wpadła do domu piętnaście minut później. Kiedy się odwróciłam, przeżyłam szok. Tata miał na torsie wielkie ślady po pazurach.

- Tato co się stało? - spytałam zmartwiona.

- To tylko mała sprzeczka z kotołakami. - odpowiedział z wielkim uśmiechem.

- To nie wygląda jak mała sprzeczka. - Sue spojrzała dociekliwie na ojca.

- Sue ma rację. - w jadalni pojawiła się nasza matka i skierowała wzrok na chłopaka stojącego obok ojca. - Kochanie co się stało?

John (18) mój dwa lata starszy brat spojrzał na mamę wzrokiem zbitego psa. Nie umiał kłamać. A na pewno nie w stosunku do rodziców.

- Kotołaki zaczęły łamać granicę terytoriów. - oświadczył spokojnie, pomagając ojcu usiąść. On również był poraniony jednak nie aż tak dotkliwie.

- Stały się zbyt śmiałe. - warknęła.

Widziałam jak w mojej matce, wszystko się gotuje. Z trudem udawało jej się powstrzymać przed wybuchem. Moja matka nienawidziła kotołaków. Uważała je za gorsze i wiele słabsze. No i nie raz zalazły jej za skórę.

Spojrzałam na tatę. Leżał rozłożony na kanapie. Proces regeneracji zaczął działać. Za kilka godzin będzie, po krzyku. Co w żadnym stopniu nie zmienia faktu, że kocury dążyły do wojny. Stały się bezczelne. Atakowały, kiedy chciały i gdzie chciały. Miały nawet na tyle tupetu, aby zaatakować alfę. To był szczyt wszystkiego.

- Postaram się załatwić to pokojowo. - rzucił mój tata, na co wszyscy zareagowali niechęcią.

- Niby czemu ty masz bawić się w pokój, skoro oni próbują cię zabić? - spytała młodsza z bliźniaczek.

- Dlatego, że prawdziwy przywódca nigdy nie dąży do wojny. Ona nigdy nie niesie za sobą korzyści. Jedyne co przynosi wojna to śmierć i zniszczenie. Nigdy o tym nie zapominajcie. - mimo bólu wyprostował się i przeleciał po nas wzrokiem. Jakby chciał się upewnić, że słuchamy.

Mój ojciec zawsze był inteligentnym i roztropnym mężczyzną. Zawsze uczył nas, że wojna to czyste zło i dążą do niej jedynie szaleńcy. Zgadzałam się z nim. Widziałam co wojna, robi z ludźmi. Historia mówiła sama za siebie.

- Możecie dzisiaj zjeść u siebie. - oświadczyła mama wyrażenie zmartwiona stanem taty.

Bez słowa ruszyłam do kuchni i wzięłam talerz, na który nałożyłam jedzenie. Wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie i spojrzałam przez okno. Byłam zła. Kotołaki posunęły się za daleko.

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz