11.3K 502 33
                                    

Wszyscy zajęli miejsca przy stole. Klasycznie Mataj postanowił, usadzić mnie na swoich kolanach. Nie protestowałam. Szczerze mówiąc były alfa kotołaków nieco mnie przerażał. No a fakt, że zaczęliśmy znajomość od tego, że niemal wbiłam mu pazury w twarzy, w żaden sposób nie poprawiał mojej sytuacji. No dobra może przynajmniej teraz wie, że nie zawaham się użyć siły. Chociaż w sumie to jaka różnica skoro on ma całe stado? No tak moja sytuacja wydaje się niezbyt ciekawa.

Kotołak wbijał we mnie przenikliwe spojrzenie. Zdawało się, że jego spojrzenie przeszywa człowieka, zyskując dostęp do jego duszy. Przerażające i onieśmielające. Czyli w sumie klasyczne poznanie rodziców drugiej połówki.

- Zestresowana co? - spytał, przerywając chwilę niezręcznego milczenia.

Ja uciekałam wzrokiem byle tylko uniknąć kontaktu wzrokowego. Przez chwilę zastanawiałam się co odpowiedzieć. Stwierdziłam, że powiem prawdę.

- Twój starszy syn mnie porwał, przez co znajduje się na ziemi wroga. Tak więc trochę. - odważyłam się przenieść wzrok na mężczyznę. Szybko jednak tego pożałowałam.

- No tak a czego ja się mogłem spodziewać. - skomentował a z jego ust, wydobył się stłumiony śmiech. - Podejmowanie głupich decyzji to specjalność moich synów.

- Doprawdy? - dopytałam, czując się już nieco pewniej. Na szczęście przestał atakować mnie swoim przeszywającym spojrzeniem.

- Tak. Andrew to mądry chłopak szkoda tylko, że nigdy z tego intelektu nie korzysta. No i zazwyczaj kończy się to niezbyt ciekawie.

- Już nie przesadzaj tato. - alfa próbował przerwać ojcu. Wyglądało na to, że słowa ojca go speszyły. Nic w tym dziwnego. W końcu ośmieszał go przed wilkołakiem.

- No co? Taka prawda. - zdał się kompletnie nie przejmować faktem, że podważa autorytet swojego syna.

- Mają tę głupotę po tobie. - do rozmowy dołączyła się matka mojego mate. - Na szczęście odziedziczyli też coś po mnie tak, że wataha może nie upadnie.

Uśmiechnęłam się mimowolnie na słowa kobiety. Zdała się ona równie rozbawiona tą sytuacją.

- Zamierzasz mu powiedzieć? - widocznie chciał powrócić do wcześniejszego tematu. Żona trafiła w jego czuły punkt.

-... To znaczy... Ja... - nie za bardzo wiedziałam co mam odpowiedzieć. Na szczęście Matai postanowił mi pomóc.

- To jeszcze za świeże. Poza tym jej ojciec mógłby nas rozdzielić już na zawsze. - objął mnie w talii jakby bał się, że ucieknę.

- To okropne... Co za ojciec robi takie rzeczy własnemu dziecku? Przecież rozłąka z mate to jedna z najgorszych rzeczy, jakie można przeżyć. - zdziwienie mężczyzny zdało się nie mieć granic.

Samanta skarciła go spojrzeniem. Widocznie uznała za niestosowne to, co powiedział. Uważałam podobnie. Nie miał prawa osądzać mojego ojca. Nie znał go ani w ogóle nie zna wilkołaków.

- Nie jesteśmy wami... Mamy inne zwyczaje. - oświadczyłam starając się zachować spokój.

- Mimo wszystko wydaje się to być okrutne.

- Tato dosyć. - Matai przerwał ojcu. - Przypominam, że to mój brat ją porwał i trzymał w piwnicy. Poza tym, kto jak kto, ale ty o delikatności wypowiadać się nie powinieneś.

Zachowanie Mataia mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się po nim takiej odwagi. Wydawało mi się, że będzie bardziej uległy względem ojca.

- Coś insynuujesz? - spytał wyraźnie zdenerwowany, były alfa. Bezczelność syna widocznie zaczęła wyprowadzać go z równowagi.

- Ja po prostu twierdzę, że nie należysz do osób szczególnie łagodnych. - stwierdził, przenosząc mnie na sąsiednie krzesło.

Teraz to już kompletnie mnie zaskoczył. Wymieniał z ojcem zdenerwowanie spojrzenia, tak jakby zaraz miał wyzwać go na pojedynek. Szczerze zaczęło mnie to niepokoić. Spojrzałam na Andrewa, który do tej pory siedział cicho. Liczyłam, że uda mi się ich przystosować.

- Ej spokojnie. Jak to tak ma wyglądać, to w życiu nie przedstawię wam swojej mate. - Alfę ta sytuacja wyraźnie bawiła.

- No cóż, widać wychowałem wyjątkowo bezczelną omegę. - stwierdziła już nieco spokojniejszy Alexander.

- Na to wygląda. - Matai oderwał wzrok od ojca i ponownie przeniósł mnie na swoje kolana.

- A ja co jestem, że mnie tak przestawiasz co? - spojrzałam na niego zdenerwowana. Nienawidziłam, kiedy ktoś mną tak pomiatał.

- Nie przesadzaj. - omega przewrócił oczami, czym dodatkowo mnie zdenerwował.

Ja podniosłam się z jego kolan i przeniosłam się z powrotem na krzesło obok. On ponownie chciał mnie przenieść na swoje kolana, jednak ja nie zamierzałam ruszać się z miejsca.

- Nie denerwuj mnie. - warknął zirytowany.

- O nie. To ty nie denerwuj mnie. - posłałam mu cwaniacki uśmiech. Nikt nie będzie mnie tak traktował. Nawet on.

- No cóż, może ona cię chociaż trochę utemperuje. - stwierdził rozbawiony były alfa.

- Tato nie pomagasz. - Matai chyba miał już dosyć komentarzy ojca.

- Czy wy przestaniecie się w końcu kłócić? - luna watahy spojrzała na syna i męża karcąco. - Od kiedy wy się tak zachowujecie?

- Spotkał mate i teraz jej obrona jest ważniejsza od szacunku do ojca. No to się gówniarz stawia. - Andrew poczochrał brata, co ten skomentował warknięciem.

- Ej nie zrzucicie na mnie winy za złe zachowanie syna. - uniosłam ręce w geście obronnym. - Matai to najodważniejsza omega, jaką w życiu spotkałam. No i bywa aroganckim dupkiem, ale to u was chyba rodzinne.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co ja tak naprawdę powiedziałam. Spojrzałam nieco przerażona na młodego alfę. Ten jedynie wzruszył ramionami.

- No to nas rozgryzłaś mała.

Wszyscy ponownie wybuchli śmiechem. Wcześniej wydawało mi się, że kotołaki się mocno spięte i nader poważne. Teraz jednak moje zdanie zupełnie się zmieniło.

- Co zamierzacie zrobić dalej? Nie możecie wiecznie ukrywać tego przez jej rodzicami. - starszy alfa widocznie spoważniał przenosząc wzrok na mnie i na Mataia.

- Nie wiem, co będzie dalej. Kocham ją, ale nie mam prawa do niczego jej zmuszać... Zrobi to, na co będzie miała ochotę. - mówiąc to, skierował na mnie spojrzenie.

W jego oczach widziałam coś, czego wcześniej nie dostrzegłam. Był to ból. Sama myśl, że mogłabym odejść, okazała się nie do zniesienia. Nie chciałam go ranić. Jednak wiedziałam, że kiedy alfa mi na to pozwoli, odejdę. Przynajmniej na jakiś czas.

- Chciałbym, aby moi rodzice mieli takie podejście jak twoi. - oświadczyłam, uciekając wzrokiem od jego ciemnych tęczówek. - Naprawdę jestem miło zaskoczona. Myślałam, że będzie wam przeszkadzał fakt, iż jestem wilkołakiem.

- Nie ja będę z tobą żył więc tak na dobrą sprawę to nie mój interes. No a twoje pochodzenie jest dla mnie mało istotne. - stwierdził alfa, spoglądając na mnie dużo łagodniej niż na początku. - Jednak wiedz, że jeśli zranisz mojego syna, to poślę cię do piekła.

- No tak ta groźba była w stylu mojego ojca. - rzuciłam rozbawiona.

Rozumiałam go. Kochał syna i chciał go chronić. Był omegą a ja alfą, co dawało mi przewagę. Gdybym chciała, mogłabym poważnie go skrzywdzić. Chociaż wątpię, by chodziło mu o przemoc fizyczną. Martwił się o syna w sposób, o jaki w życiu bym nie podejrzewała.

- Dobra koniec tych pogróżek. Czas zjeść.

Na słowa Alfy wszyscy zabrali się za jedzenie. Muszę przyznać, że nie poszło aż tak źle. No przynajmniej ja wyobrażałam to sobie nieco gorzej. Jednak wiedziałam, że nie mogę osiąść na laurach. Przed nami dużo gorsze czasy.

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz