ⓍⓍⓋ

9K 410 52
                                    

W nocy ponownie nie zmrużyłam oka. Byłam roztrzęsiona i zdenerwowana. Jak mogli mnie tak potraktować? Jakby moje zdanie w żaden sposób się nie liczyło. To mój mate i moje życie. Czy to takie trudne? Najwyraźniej. Podniosłam się do pozycji siedzącej. To nie mógł być koniec... Nie taki. Nie mój. Miałam ochotę wyć. Jednak zdusiłam w sobie tę potrzebę. Zeskoczyła z łóżka i przebrałam się w dres, po czym przeniosłam się do domowej siłowni. Włosy upięłam w niechlujny sposób.

Podeszłam do worka i zaczęłam w niego uderzać. Byłam wściekła, smutna i nabuzowana. To nie było zabawne, a przynajmniej nie dla mnie. Mam duszę wojowniczki i poddawanie się nie leżało w mojej naturze. Zawsze do celu. Tego uczyli mnie rodzice. I dzisiaj to obróci się przeciwko nim. Uderzałam agresywnie w worek, a pot spływał po moich plecach. Co jakiś czas przenosiłam się, wykonują krótki skok. Dźwięk mojej masy spotykającej się z podłogą niósł się po całym domu. Pewnie zdołałam, obudzić wszystkich. Jednak nie dbam o to. Jestem zbyt wściekła, by o tym myśleć.

Szukanie dalszego sensu zajęło moje myśli. Co dalej? Poddać się czy walczyć? Szkoda tylko, że walka z alfą Jamesem jest jak walka z wiatrakami. Uderzałam coraz mocniej w worek, a gumka spadła z moich włosów. Te zaczęły spadać na moją twarz i lepić się od potu. Jak walczyć z kimś, kogo nie da się pokonać?

- Sophia uspokój się. Wykończysz się. - za plecami usłyszałam głos rodzicielki.

Odwróciłam się gwałtownie. Oczy miałam przeszklone i przekrwione od płaczu, włosy w nieładzie i byłam cała mokra od potu. Na rękach pojawiły się siniaki. Tym teraz byłam. Cieniem człowieka. Warknęłam w stronę kobiety, niewiele myśląc.

- To wy mnie wykończycie. - krzyknęłam łamiącym się głosem.

- Umyj się i zejdź na dół. Dowiesz się, co ustaliliśmy. - oświadczyła wyjątkowo zimnym i pustym tonem.

Ruszyłam wściekła do wyjścia, ominęłam kobietę bez słowa. Od razu weszłam do pokoju. Zabrałam pierwsze lepsze ciuchy. Miałam gdzieś jakie. Weszłam do łazienki i zrzuciłem z siebie spocone ubranie. Weszłam do kabiny i ustawiłam zimną wodę, która po chwili spłynęła po moim ciele, co nieco mnie uspokoiło. Po wyjściu ubrałam się, a wilgotne włosy zostawiłam rozpuszczone. Zgodnie z poleceniem zeszłam na dół. Alfa już na mnie czekał.

- Ubieraj buty. - oświadczył oschle, a ja bez słowa wykonałam polecenie.

Złapał mój nadgarstek i zaczął prowadzić mnie w kierunku domu watahy. Towarzyszyło mu jego czterech braci. Jakby bali się, że zwieje. Na co, przyznaję, miałam nie wypowiadalną ochotę.

- Powiesz mi, chociaż co ze mną zrobisz? - spytałam, jednak odpowiedziała mi cisza. - Super ignoruj mnie. Tak rozwiążemy wszystkie nasze problemy. - zaczęłam mu się wyrywać, on jednak wzmocnił uścisk. Nie miałam szans z dorosłą alfą.

Wprowadził mnie do domu watahy. Dopiero kiedy wprowadził mnie na piętro rodziny Alfy, puścił mój nadgarstek. Spojrzał na mnie spod byka. Wielki pan i władcą wreszcie postanowił łaskawie się do mnie odezwać. Cóż za łaska...

- Zostaniesz tutaj. Nie wiem jak długo. - oświadczył i skierował się w stronę schodów.

- Nie możesz mi tego zrobić. - krzyknęłam niemal błagalnie. On mnie zignorował. Po moich policzkach polały się łzy. - Nienawidzę cię! Słyszysz! Nienawidzę cię najbardziej na świecie! Żałuje, że jestem twoją córką! - wydarłam się na całe gardło, ignorując fakt, iż słyszy mnie duża część watahy. Chociaż mam tak doniosły głos, że pewnie słyszą mnie nawet ci, którzy nie są w budynku.

- Kiedyś mi za to podziękujesz. Rodzeństwo przyniesie ci rzeczy. - oświadczył, schodząc po schodach.

Ja krzykłam jeszcze krótko, by się rozładować i weszłam, do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Zaczęłam zataczać koła w pokoju. W dłoni trzymałam nieśmiertelnik. Nigdy bym nie przypuszczała, że tak mnie potraktuje. Rodzony ojciec. Kto by pomyślał? Bo na pewno nie ja.

Padłam na kolana. Nie miałam już siły. Nagle cała ta energia wyparowała. Jakby nigdy nie istniała. Coś musiało się dziać. Z moich ust wyrwał się cichy pisk. Z trudem podniosłam się z ziemi. Wiedziałam, że najpewniej przeżyłabym zerwanie więzi. On jest jednak słaby. W końcu to omega. Więc nie o siebie się boję a o niego. Poza tym nie ukrywam, że obawiam się cierpienia. Nie jestem masochistką i ból mnie nie kręci.

A w tym wszystkim ból fizyczny nie jest najgorszy. Ten psychiczny jest dużo gorszy. Znałam go w podstawowej formie. To, co się ze mną działo było właśnie tym. Wymioty, osłabienie i ból. A co się dzieje w głowie? Zaczyna się nasze osobiste piekło. Poczucie, że już nigdy nie będzie dobrze. Uczucie, że cierpienie nigdy się nie skończy. Poczucie samotności w tłumie. Paląca pustka w środku, która powiększa się z każdym dniem. Wraz z wrażeniem, że pożera cię od środka. Coś okropnego.

Wyszłam z pokoju i przeszłam do sypialni pary alfa. Kiedy się urodziłam, mieszkaliśmy tutaj. Alfa miał dużo spraw, więc musieliśmy się tu zatrzymać. Czyli tu zaczęło się moje życie i tu się zakończy. Spojrzałam na okna pozbawione klamek. Para alfa powyciągała je, żebyśmy nie potwierali okien i nie powypadali. Dzieci urosły, a klamki nigdy nie wróciły. Tak jakby czekali właśnie na takie okazje.

Kochałam ich najbardziej na świecie. Zawsze o mnie dbali. Mimo, że często tego nie doceniałam. Czułam, że jestem pomijana przez ilość rodzeństwa. Czułam, że mam za mało uwagi. Chociaż kiedy o tym myślę tu i teraz to wcale nie byłam pomijana. Czy zastępowana. Po prostu tak się czułam. Od dziecka uczono mnie, że wataha jest najważniejsza. Muszę być dla niej odpowiedzialna i dobra. Szkoda tylko, że nikt mi nie powiedział, że to ona tak mnie potraktuje. Niewolnicy Alfy, nie wataha.

Wyszłam z pokoju, by nic nie rozwalić. Jednak miałam w sobie jeszcze jakieś resztki szacunku. Ciekawe tylko po co mi one? Byle bym mogła ich wykląć przed śmiercią. Bo jeśli James myśli, że po tym wszystkim jak gdyby nigdy nic wyjdę za jakiegoś wilkołaka, to się myli. Chociaż czysto teoretycznie bym mogła.

Po złamaniu więzi wilk może ponownie z kimś się związać. Co ciekawe, jeśli miłość jest wystarczająco silna i minie dostatecznie dużo czasu można utworzyć więź mate z kimś nowym. W pełni kontrolowaną z partnerem wybranym przez siebie. Jednak nie należy to do rzeczy łatwych czy przyjemnych. Poprzedza to wiele cierpienia.

Otarłam twarz od łez. Jak źle w erze feministek by to nie brzmiało, potrzebuje go. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez jego obecności. Nikogo innego w roli mojego męża i ojca moich dzieci. I mam w dupie czy możemy mieć biologiczne dzieci. Jak nie biologiczne to adoptowane. Mnie to wsioryba i tak będę je kochać. Moje życie zakończy się wtedy, kiedy jego. Bez względu na wszystko.


××××××××
Tak nudzi mi się. No i jeszcze jeden bo obiecałam kilku wilczką.

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz