Siedziałam na łóżku bawiąc się nieśmiertelnikiem Matai'a. Minęły dwa dni, od kiedy wróciłam do domu. Czułam, że jest coraz gorzej. Coś kazało mi do niego wracać. Tęsknota powoli stawała się nie do zniesienia. A minęły dwie doby. Powoli dochodziło do mnie, że nie dam rady. W końcu rzucę to wszystko i do niego wrócę. Nie bacząc, na konsekwencje. Ta rozłąka zdała się być najgorszym co mnie w życiu spotka. Dziwny ucisk w okolicy klatki piersiowej sprawiał, że nie miałam na nic ochoty. Ani na sen, ani na jedzenie. Tak więc ostatnie dwa dni przeleżałam w łóżku. Usilnie wmawiając sobie, że w końcu go zobaczę. Czy pomogło? Oczywiście, że nie. Pomóc mogła tylko jego obecność. Nic i nikt więcej.
Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi schowałam nieśmiertelnik. Wzięłam parę głębszych wdechów, by się uspokoić. Nikt nie mógł się domyślić, o co chodzi.
- Proszę. - rzuciła słabym głosem. Przez brak snu i jedzenia nie miałam na nic siły.
Po chwili do pokoju wszedł tata. Jego wyostrzonych słuch wyłapał moją słabą odpowiedź. Wyglądał na zmartwionego. Wiedziałam, że obwinia się o to, co się stało. Patrzy na mnie i myśli, że to jego wina. Szkoda tylko, że nie ma pojęcia, że to nie przez porwanie. Mój stan to tylko i wyłącznie skutek rozłąki z mate. Nic więcej. On jednak tego nie wie. Bo w końcu jak ja mam mu to przekazać?
- Jak się czujesz? - spytała z troską, stając jakieś pół metra przed moim łóżkiem.
- Bywało gorzej. - zdobyłam się na słaby uśmiech. Chciałam chociaż trochę podnieść go na duchu. Niekoniecznie mi to jednak wyszło.
- Chciałem porozmawiać o tym, co się stało... - zawahała się przez moment. - Jeśli nie czujesz się na siłach, porozmawiamy innym razem.
- Nie przesadzaj. Nic takiego mi nie jest. Możemy porozmawiać dzisiaj.
Odkładanie tej rozmowy na nic mi się nie zda. Przez ostatnie dwa dni miałam wystarczająco czasu, by wymyślić swoją wersję wydarzeń. I coś czuję, że nic lepszego nie obmyślę. Tak więc raz kozie śmierć.
- Jak uciekłaś? - spytał, długo się nie zastanawiając.
Wiedziałem, że to będzie jego pierwsze pytanie. W końcu jak ja niby uciekałam z ziemi kotołaków? Nie było opcji, bym bez pomocy sobie poradziła. Tak więc przygotowałam na to najprostszą odpowiedź.
- Puściły mnie. - zaczęłam spokojnie. - Kazały przekazać, że chcą stworzyć między naszymi terenami obszar ziemi niczyjej. Inaczej zrobi się nieprzyjemnie. - starałam się zachować w miarę naturalnie. Co przyszło mi z trudem.
Nie miałam ochoty robić z nich potworów. W końcu jednego z nich kochałam na zabój i miałam spędzić z nim resztę życia. Jednak co miałam zrobić? Powiedzenie prawdy nie wchodziło w grę. Jeszcze nie teraz. Puki co stosunki między naszymi rasami muszą ulec poprawie. No tak ten pokój to moje zbawienie a genialna ja gadam takie rzeczy. Ja to jednak mam łeb na karku.
- Jak cię traktowały? - przenosił ciężar ciała z nogi na nogę i skrzyżował ręce na piersi.
Ze wszystkich sił starał się być tym samym alfą co zawsze. Silnym i pochodzącym do wszystkiego za zimno. Jednak średnio mu wychodziło. Był niespokojny i mocno pobudzony. Jedno moje słowo i był gotowy ruszyć na wojnę. Tą, której ja tak bardzo nie chciałam.
- Było okej... To znaczy jak w niewoli. - na szybko jeszcze raz przemyślałam to, co chce powiedzieć. Byle tylko brzmiało wiarygodnie. - Trzymali mnie w jakimś betonowym pomieszczeniu. Gdzieś w piwnicy. Dwa razy dziennie ktoś przychodził i dawał mi jeść. Oprócz tego przychodził jakiś kotołak i pytał o jakieś głupoty w stylu: 'ile jesteś warta dla ojca?'. Tyle.
- Tyle dobrze. - warknął, z trudem powstrzymując wybuch wściekłości. - I tak po prostu cię puściły? - dopytał z niedowierzaniem.
- Przyszły dwa kotołaki. Założyły mi worek na głowę i zaczęły gdzieś prowadzić. - spuściłam wzrok. Nie umiałam kłamać, patrząc mu w oczy. - Kiedy go ze mnie zdjęły powiedziały, że jesteśmy niedaleko granicy. Powiedziały co mam przekazać i kazały uciekać.
- Kotołak ciemne oczy i białe włosy. Jest alfą tej zgrai. Widziałaś go?
- Nie. - rzuciłam w pośpiechu.
Cokolwiek by się nie działo, nie zamierzam ich w to wplątywać. Co z tego, że ojciec założy, że zlecił brudną robotę sługusom. Wolałam po prostu powiedzieć, że go nie widziałam i tyle.
- Znajdę i rozszarpię każdego z nich. - oświadczył, kierując się do wyjścia.
Nigdy nie założyłabym, że jestem tak ważna dla ojca. W swoim przekonaniu zawsze byłam tylko jedną z wielu. Jednym z ośmiorga dzieci pary alfa. Zastępowalną pod każdym względem. A tu nagle okazuje się, że ojciec jest gotowy wszcząć dla mnie wojnę. Już całkiem pomijając fakt, że to ostatnie czego potrzebuje.
- A nie lepiej zrobić tak jak mówią? - podniosłam się z łóżka i podeszłam bliżej taty.
- Niby czemu tam uważasz? - obrócił się do mnie przodem i podszedł kawałek.
- Bo nikomu ta wojna nie jest potrzebna. Tak długo już ciągniemy ten spór, że już nikt nie wie, o co tak naprawdę się spieramy. Naprawdę warto narażać czyjeś życie za tę waśń? - zadarłam głowę do góry, by spojrzeć w oczy ojca. Patrzyłam na niego niemal błagalnie.
- Kiedyś będziesz mądrą alfą. Teraz jednak ja nią jestem i ja podejmę tę decyzję. - odwrócił się i wyszedł.
Miałam ochotę zawyć żałośnie. Ta wojna będzie oznaczała koniec. A jeśli jemu coś się stanie? Nie jestem w stanie nawet o tym myśleć. Przez tę wojnę mogę tyle stracić. Żaden spór nie jest tyle warty.
Być może powinnam wyznać prawdę. I szczerze mówiąc, jestem tego bardzo bliska. Chociaż to nie gwarantuje pokoju. W końcu, jakie mam szansę na to, że ojciec dobrowolnie odda mnie kotołakowi? Prawdopodobnie ujemne. Ten związek to bardzo drażliwy temat. Nie jestem pewna czy moja rodzina, a może nawet wataha, kiedykolwiek będą na niego gotowe. A w życiu nie będę gotowa odejść. Kocham ich ponad własne życie, ale jego też. Oni czy on? To żaden wybór. Nie jestem gotowa zrezygnować ani z rodziny, ani z mate. I nigdy gotowa nie będę.
W idealnym świecie wzięłabym rodzinę na poważną rozmowę. Wszystko bym wytłumaczyła. Oni by się po oburzali. Wynikło, by z tego parę sporów. A potem by go poznali. Przekonaliby się, że jest dla mnie wszystkim. I nigdy nie pozwoli mnie skrzywdzić. No a na koniec zamieszkalibyśmy razem i mielibyśmy gromadkę dzieci. No, ale niestety ten świat nie jest idealny.
W mojej watasze więź mate nie jest tak niepodważalne. W niektórych wypadkach można ją olać. Na przykład w wypadku niewierności lub agresji ze strony jednego z partnerów. A ja już wiem, że ojciec coś by wymyślił. Byle tylko oddalić mnie od Matai'a. I to nie dlatego by mnie skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. On po prostu wmówiłby sobie, że on mnie skrzywdzi. W końcu to kotołak. Problem w tym, że on jest miłością mojego życia. To on nadał mu sens. I wraz z nim ten sens po prostu znika.
![](https://img.wattpad.com/cover/202417218-288-k771468.jpg)
CZYTASZ
Wreszcie Go Odnalazłam
WerewolfKażdy wilkołak prędzej czy później znajduje swojego mate. W moim przypadku nie mogło być inaczej. Jednak los postanowił ze mnie zadrwić. I kiedy wreszcie go odnalazłam okazało się, że kompletnie nie jest tak jak powinno. A tak poza tym, kim jestem...