ⒾⒾⒾ

16.6K 582 157
                                    

Leżałam na plecach na podłodze. Czułam jak nieprzyjemny chłód bije od betonu, na którym się ułożyłam. W nocy spałam, dokładnie nie wiem ile. No, ale sam fakt, że spałam, był mocno pocieszający. Chciałam mieć, chociaż odrobinę siły. Nie miałam szans w starciu z przemieniającym się kotołakiem, ale za to miałam swoją dumę, która nie pozwoliłaby mi nawet nie spróbować stanąć do walki, gdyby zaszła taka potrzeba.

Podniosłam się z ziemi. Bolały mnie całe plecy. Nie byłam przyzwyczajona do takich warunków. I właśnie w takich chwilach żałowałam, że nie hartowałam się więcej. No tak, gdybym słuchała taty i więcej bym trenowała, znajdowałabym się w znacznie lepszej sytuacji. No, ale oczywiście się nie chciało, to się ma.

Przeciągłam się, aby rozluźnić mięśnie. Zaczęłam chodzić w kółko. Brakowało mi ruchu. Wielkim atutem, jak i bardzo denerwującą cechą u wilkołaków jest fakt, że musimy dużo się ruszać. Niemal non stop rozpiera nas energia. Jeśli jej nie uwolnimy, zaczynamy świrować. Wystarczyło, że nie pobiegałam przez około jedną dobę, a już zdawało mi się, że oszaleję.

Zaczęłam jak wariatką biegać od ściany do ściany. Miałam nadzieję, że to chociaż trochę pomoże. Niestety nie mogłam się tutaj nadto rozpędzić. Tak więc zaczęłam robić kółka. To okazało się nie najgorszym pomysłem. Potem skakałam, zrobiłam parę pompek i przysiadów. Czułam się już znacznie lepiej.

Nie miałam pojęcia, która jest godzina. Jednak, jako, że jeszcze nie dostałam obiecanego śniadania, obstawiam, że wczesna. Ponownie usiadłam na podłodze przy ścianie. Przysięgam, że zdechnę tu z nudów, jeśli mnie stąd nie wypuszczą. Żeby mieć jakieś zajęcie zaczęłam liczyć pęknięcia na ścianach.

Przerwałam, dopiero kiedy usłyszałam kroki na korytarzu. Stawały się coraz głośniejsze więc obstawiałam, że ten ktoś idzie do mnie. Podniosłam się z ziemi i podeszłam bliżej drzwi. Nie chciałam siedzieć przy ścianie, kiedy ktoś tu wejdzie. Chciałam mieć tę przewagę.

Drzwi się otworzyły. Stanął w nich samiec kotołaki. Widocznie mniejszy niż ten z wczoraj. Nie można powiedzieć, że wśród zmiennokształtnych robił większe wrażenie. Jednak wśród ludzi uchodziłby za nieźle przypakowanego. Miał kruczoczarne włosy i dosyć bladą skórę, na której rysowały się ciemne pręgi. Najpewniej zmieniał się w tygrysa. Na początku nie widziałam jego oczu. W końcu jednak spojrzał na mnie. Były bardzo ciemne niemal czarne, przez co ciężko było mi dostrzec w nich źrenice. Poczułam jak po moim ciele, przechodzi dreszcz. Tym razem jednak nie był on spowodowany przez zimno. Ten dreszcz był przyjemny. Podświadomie poczułam jak moje oczy, stają się czerwone. Mimowolnie zawyłam uratowana.

Po chwili usłyszałam dźwięk tacy upadającej na beton. Niemal od razu poczułam na sobie jego ramiona. Przytulił mnie mocno.

- Moja. - jego szept zaatakował moje uszy. Przeszedł mnie kolejny dreszcz.

W końcu nadeszło otrzeźwienie. Co ja robię do cholery? Wyrwałam się z jego objęć i wycofałam się do tyłu. Przy okazji potykając się o własne nogi. Upadłam z hukiem na podłogę.

Ponownie zmierzyła go wzrokiem. Wreszcie Go Odnalazłam... Tylko dlaczego to musi być on? To pytanie przeszło mój umysł. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Kotołak i Wilkołak? Przecież to nie może być prawda. To nie jest możliwe.

Chciał do mnie podejść ja jednak odsunęłam się w tył. Gdyby nie ta głupia ściana wycofałabym się bardziej.

- Spokojnie. Przecież cię nie zjem. - oświadczył z uśmiechem. Jego cała ta sytuacja wydawała się w ogóle nie ruszać.

- Nie dotykaj mnie! Najlepiej w ogóle nie podchodź! - wykrzyczałam, pokazując kły.

- Co tutaj się dzieje? - do sali wpadł alfa kotołaków. Przyszedł wraz z dwoma przydupasami.

- Spokojnie brat. Panuje nad sytuacją. - oznajmił brunet.

Czyli jest bratem Alfy! Przecież jest od niego dużo niszy i mniej umięśniony. Nie mogłam uwierzyć, że to te same geny. Chociaż przemiana w tygrysa by się zgadzała.

- Nie pytam, czy sobie radzisz, tylko co tutaj się dzieje. - alfa powtórzył swoje pytanie tym razem bardziej stanowczo.

- Chyba właśnie znalazłem swoją mate. - odpowiedział, wzruszając ramionami.

Blondyn wybuchł śmiechem, a dwa przydupasy szybko do niego dołączyły. Podszedł bliżej brata co jeszcze mocniej podkreśliło różnice w ich wzroście. Położył mu dłoń na ramieniu. Chwilę później udało mu się uspokoić.

- Brat współczuję Ci. - zaśmiał się ponownie. - Omega kotołak i alfa wilkołak więź mate nieźle sobie z was zadrwiła.

- Mi to nie przeszkadza. Przynajmniej nie będzie mi się nudzić. - uśmiechnął się cwaniacko.

- A ja nie mam nic do powiedzenia? - spytałam, oburzona podnosząc się z ziemi.

Kotołak i to do tego omega. To serio musiał być jakiś nieśmieszny żart. Tata nie zakceptowałby nawet delty. A u nas błogosławieństwo rodziców jest niezwykle ważne by zawrzeć związek. I o czym ja w ogóle myślę! Przecież my nie możemy być razem. Ja go nie chcę. I nigdy nie zechcę.

- Nie. W ramach wyroku pożyjesz sobie z moim bratem. - alfa uśmiechnął się zawadiacko. - Zobaczymy czy podczas następnej pełni też będziesz tak uparcie trwać przy tym, że go nie chcesz.

Przydupasy ponownie zaczęły się śmiać. Ja zawarczałam groźnie, co nie zrobiło na nich żadnego wrażenie. Tutaj nikt się mnie nie boi. Co kompletnie nie powinno mnie dziwić.

- Ma ciężki charakter. Będzie Ci trudno. - blondyn ponownie zwrócił się do brata.

- Dam radę. Nie takim kobietom dawałem. - spojrzał na mnie ze szczeniakiem uśmiechem.

Parsknęłam niezadowolona. Super trafił mi się kotołak omega do tego podrywacz. I co jeszcze? Może niech się jeszcze okaże, że ma dzieci.

- Wierzę w to brat. W końcu mamy te same geny. - zaśmiał się ostatni raz, po czym wyszedł.

Brunet podszedł do mnie. Postanowiłam pozwolić zmniejszyć mu dystans. Byle nie za bardzo. Uśmiechał się cały czas. Nie rozumiem, co go tak bawi. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Dlaczego wszystkie kotołaki reagują na naszą więź tak dobrze? Gdyby to były Wilkołaki byłyby wściekłe.

- Co tak mordę cieszysz? - spytałam niezadowolona. Chciałam mu pokazać, że taka sytuacja w ogóle mnie nie bawi. Na wypadek, gdyby miał jeszcze jakieś wątpliwości.

- Patrzę właśnie na kobietę swojego życia. Chyba mam prawo mieć dobry humor. - spojrzał w moje oczy. Chyba liczył, że to mnie rozbroi. O nie. Nie ze mną te numery.

- To się lepiej napatrz, bo długo tu nie zostaje. - odwróciłam wzrok, przerywając kontakt wzrokowy.

- Nie tak szybko mała. Skoro jesteśmy ze sobą związani, twój ojciec będzie musiał mi cię oddać. No i przede wszystkim wreszcie nastanie pokój. - podszedł jeszcze bliżej, a je go odepchnęłam.

- Nie wiem jak u was, ale u nas rodzice mogą nie zgodzić się na związek córki z jej mate.

- No proszę. A u nas rodzice widzą coś więcej niż własną dumę i o ile mężczyzna czy też kobieta nie są nadto agresywni, godzą się na małżeństwo.

Warknęłam wkurzona. Jak mógł zasugerować, że dla moich rodziców dumą jest ważniejsza od ich rodzonych dzieci? Szczyt bezczelność.

- Pójdę przygotować nasz pokój na twoje przybycie. - uśmiechnął się do mnie ostatni raz, po czym wyszedł.

Chciałam zaprotestować. Ostatecznie jednak ugryzłam się w język. On i tak ma moje protesty w głębokim poważaniu. Taki mi się fantastyczny mate trafił...

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz