ⒾⓍ

11.4K 517 59
                                    

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Szczerze nie obchodziło mnie, o co chodzi. Przewróciłam się na drugi bok niezadowolona. Nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. A to, co właśnie się działo, najpewniej mnie nie dotyczyło. No, a nawet jeśli to i tak nie miałam nic do powiedzenia. Tak, że niech to sobie Matai załatwia.

Po chwili usłyszałam jak niezadowolony Matai podnosi się z ziemi i otwiera drzwi.

- Czego? - spytał niezadowolony, ziewając niczym kot.

- Rodzice przyjeżdżają więc lepiej się ogarnij. - głos Alfy wypełnił pokój.

Warknęłam cicho niezadowolona. Rodzice Mataia no tak tylko ich mi tu trzeba było. Mamusi i tatusia alfa no i do tego kotołaki. Nie wątpię, że moja obecność im się nie spodoba. W końcu jestem pewna, że jestem ich wymarzoną synową. Podniosłam się do siadu i obdarzyłam braci wkurzonym spojrzeniem.

- Nie patrz tak. - warknął wielki pan i władca. - Trzeba było spać, a nie się zabawić to teraz byłabyś wysłana. - rzucił, po czym odszedł.

Brunet zamknął drzwi, wzdychając cicho. Przeczesał włosy palcami i zaczął szukać ubrań. Ja nie miałam ochoty wstawać. Uznałam, że najlepiej będzie zostać dzisiaj w łóżku. W końcu to najpewniej nie mój dzień... Ani tydzień.

- Wstawaj. - rozkazał Mataj ściągając ze mnie kołdrę.

- Niby po co? - spojrzałam pociągający kolana pod brodę.

- Nie słyszałaś? Moi rodzice przyjeżdżają. - rzucił kołdrę na brzeg łóżku.

- No pewnie już lecę. Aż się kurzy. - złapałam za brzeg nakrycia i naciągnęłam je na siebie.

Matai złapał mnie za kostkę i ściągnął z łóżka. Warknęłam na niego na, co ten spiorunował mnie wściekłym spojrzeniem. Jest omegą, ale nie da się aż tak rozstawać po konta. Dotarło.

Podniosłam się z ziemi. Na mojej twarzy cały czas malowało się niezadowolenie, które on zdał się całkowicie ignorować. Ubranie się i uczesanie zajęło mi dłużą chwilę. Nigdzie mi się w końcu nie śpieszyło.

- Po co mam tam iść. - ostatni raz spróbowałam się wykręcić.

- Żeby poznać moich rodziców. - oświadczył spokojnie, przeczesując włosy palcami.

- Nie będą źli, że jestem wilkołakiem? - dopytałam, podchodząc do niego. Wzięłam szczotkę i sama zaczęłam go czesać.

- Nie. Jak ich poznasz, zrozumiesz, że takie obrażalstwo to nie w ich stylu. - oświadczył, podnosząc się z krzesła. Chciał mnie pocałować, ja jednak się odsunęłam.

- Nie obstawiam, że mnie polubią. - odłożyłam szczotkę.

- Mam nadzieję, że się nie zakładałaś. - ruszył w stronę drzwi.

- Niby dlaczego? - ruszyłam za nim, tak by nie zostawać w tyle. W dalszym ciągu nie czułam się tutaj bezpiecznie.

- Bo jestem pewien, że cię polubią.

Kotołaki były dla mnie zagadką. Nie były tak pełne nienawiści, jak mnie uczono. Były całkiem pozytywne i miłe. No, a jeśli jego rodzice na serio mnie polubią to już w ogóle stwierdzę, że jestem w wariatkowie.

Zeszliśmy na dół. Moją uwagę przyciągały dwa kotołaki. Były wyraźnie starsze od reszty i znajdowały się w aktualnym centrum zainteresowania. Kobieta była dość wysoka. Miała białe jak śnieg włosy i bardzo ciemne oczy. Rzadkie połączenie. Mężczyzna był bardzo postawny. Miał kruczoczarne włosy i ciemne oczy. Oboje szeroko się uśmiechali i sprawiali wrażenie bardzo miłych.

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz