ⓍⓍⒾⒾⒾ

9.5K 448 33
                                    

Patrzyłam na nich, jak głupia nie wiedząc co powiedzieć. Nawet nie wiedziałam ile wiedzą. Byłam wściekła, wydawało mi się, że ukrywanie związku idzie mi całkiem nieźle. A tu kurwa klops. Czekaj a co jeśli rodzice też wiedzą?! Przecież to będzie mój koniec. A z jakiegoś powodu rano ich nie było. Nie no po prostu cudownie. Moja klatka piersiowa unosiła się i upadła w nienaturalnie szybkim tempie. Byłam bliska zejścia na zawał. Matai spojrzał na mnie, szukając ratunku. Szkoda, że nawet nie wiedziałam jak siebie uratować a co dopiero jego.

- Spokojnie Sophia. Usiądziemy i wszystko obgadamy. - Sue złapała mnie za rękę. - Będzie dobrze, zobaczysz.

- Dlaczego im powiedziałaś? - wyrwałam swoją rękę z jej uścisku.

Całe moje rodzeństwo jakoś usiłował się zmieścić przy stoliku. I jakiś cudem im się udało. Spojrzeli na mnie dziwnie spokojnie. Coś było nie tak.

- Nie powiedziała nam. - zaczął John, który podchodził do całej sprawy wyraźnie na chłodno. - Domyśliliśmy się wspólnie.

- A w zasadzie to znaleźliśmy nieśmiertelnik. - wtrącił się Nathaniel. - Kiedy poszłaś na zakupy z Sue, wszedłem do twojego pokoju po swoją koszulkę. Akurat wróciłem z domu watahy i chciałem się przebrać. No i znalazłem.

No tak kompletnie nie pomyślałam, żeby go schować. No, a to było tak oczywiste. Jednak nie przypuszczałam, że ktoś może szukać czegoś w moim pokoju. Noszenie koszulek braci mnie zgubiło. Kto by pomyślał?

- Wiesz, że mogłaś nam powiedzieć? - spytała Korra wbijając we mnie swoje niebieskie ślepia.

- Żeby nie było nie lubię kotołaków. - stwierdził Simon, warcząc na mojego mate. - Jednak dla ciebie i twojego szczęście jestem w stanie przymknąć na to oko. Bo jesteś moją siostrą i chce, żebyś była szczęśliwa.

- Tak działa rodzina. Wspieramy się i akceptujemy swoje wybory. - stwierdziła Kader uśmiechając się szeroko.

Było mi nieco głupio, że musi mi to mówić trzynastolatka. Jednak mieli rację. Nie wierzyłam, że mogą się tak łatwo przemóc. Zwątpiłam w nich. I zrobiłam to ostatni raz, przysięgam.

- Jednak to by nie było, jesteśmy niepocieszeni faktem, że to kotołak i gdyby była taka opcja, zamienilibyśmy go na wilkołaka. - dorzucił Liam piorunując go wzrokiem.

- Ej ja tu jestem! - rzucił zdenerwowany Matai.

- Oni tak zawsze. Musisz się przyzwyczaić. - oświadczył Drake, upijając łyk kawy.

- Wasza sytuacja jest trudna. - John w końcu postanowił przejść do sedna. - Tata tak łatwo nie odpuści. Mama zresztą też, ale nie możecie tego ukrywać.

- John ma rację. - przyznał Nathaniel. - Bo ile można czekać na lepsze czasy. Z tym podejściem nigdy nieposunięcie się do przodu.

- No i musicie to przemyśleć. - dorzucił Simon. - Bo nawet jeśli powiecie rodzicom i jakoś ich przekonacie, to nie będzie łatwe.

- Jesteście z dwóch różnych ras o różnym stylu bycia. - kontynuowała Kader. - Co oznacza, że będziecie musieli wybrać, kto żyje z nieswoją rasą.

- No i przede wszystkim kto może odejść od watahy. Zgodnie z tradycją kobieta powinna dołączyć do mężczyzny. Jednak to Sophia jest alfą a Matai to omega. Czyli to Matai powinien odejść od swoich, bo czysto teoretycznie jest stadu mniej potrzebny. - Korra dokończyła za bliźniaczkę.

- Ewentualnie możecie odejść i założyć własne stado. Co wiąże się jednak z masą roboty. - stwierdziła Sue.

Przerażało mnie to wszystko. W ten oto sposób rodzeństwo mnie dobiło. To było zbyt wiele jak na mnie. Tyle pytań i trudnych decyzji, które zaważą na całym moim życiu. Byłam jeszcze zdecydowanie zbyt młoda na to, by je podejmować. Dlaczego wszystko musiało tak wyglądać? Czemu nie mogłam zakochać się w wilkołaku? Byłoby o tyle łatwiej. Tylko o tyle prosiłam. O zwykłego mate. Takiego jak mają wszystkie normalne wilkołaki. Jednak nie. Ja mam omege kotołaka.

- Może najpierw skupmy się na tym by wasi rodzice mnie nie rozszarpali? Bez zgody waszego ojca chuja mogę. - trafnie zauważył Matai. Jeśli moi rodzice się nie zgodzą, jesteśmy w dupie.

Jeśli źle to rozegramy, to będzie koniec. Ojciec osłabi naszą więź. Zamknie mnie w domu i tyle w temacie. Ucieczka? Nie wchodzi w grę. Tata jako alfa zna inne alfy. No i te Alfy chętnie mu pomogą. Na znak wspólnego zrozumienia i wsparcia. Nigdzie nigdy nie będziemy bezpieczni. A takie życie to nie życie.

- Racja. - przyznał John. - Niech Sophia weźmie ich na rozmowę. Szczerą w cztery oczy. - zaproponował po chwili namysłu.

- Wyznasz im wszystko na spokojnie. Nic lepszego raczej nie wymyślimy. - przyznał Simon, krzyżując ramiona na piersi. - Jednak musisz pamiętać o tym, by stopniować szok.

- Dokładnie. - dorzucił Liam. - Najpierw mówisz, że masz mate. No i potem powoli mówisz całą resztę.

- I pamiętaj, że się za tobą wystawimy. - zapewniła Kader.

- Dziękuję. Nie wiem jak wam dziękować. - przyznaje, wzruszyłam się i to dosyć mocno.

Przez lata wmawiania sobie, jaką to mam okropną rodzinę zapomniałam, jaka jest naprawdę. Jak tak naprawdę mogę na nich polegać. Jak mocno ich kocham i to z wzajemnością. Całkiem przeoczyłam najprostsze rozwiązanie moich problemów. Moje rodzeństwo. Powinnam pamiętać, że to oni byli moją pierwszą watahą. Moim wsparciem. Nigdy nie pozwolili mnie skrzywdzić. Bywają denerwujący. Nie zawsze się dogadujemy. Jednak są dla mnie wszystkim. Jak mogłam o tym zapomnieć? Jaka ja jestem głupia.

- Od tego jesteśmy. - Liam objął mnie ramieniem. - Kochamy cię i nie damy skrzywdzić. Chociaż bywasz suką.

- Nie zaprzeczę. - oparłam głowę o jego ramię.

- Na a teraz konkrety. - Nathaniel potarł ręce wyraźnie zadowolony. - Tknij ją przed ślubem, a łapy ci ujebie. - oświadczył posyłając mordercze spojrzenia w stronę kotołaka.

- No i co wy w ogóle macie na sobie? - zapytał oburzony John, mierząc mnie i Sue wzrokiem. - Tak po mieście chodzić nie będziecie. A tym bardziej przy nich. - wskazał na naszych mate.

- Dobra jesteście gotowi na zostanie ojcami. - stwierdziła rozbawiona Sue.

- Patrz Sue, jednak jest szansa, że zostaniesz ciocią. - dorzuciłam równie rozbawiona.

Matai wydawał się tym przytłoczony. Pochodził z małej rodziny no i to kotołak. One są mniej energiczne i rozgadane. No tak, te nieskończone się różnice między nami. Ciekawe jak to będzie z naszymi maluchami? Ja to bym chciała mie... O nie Soph! Przystopuj. Na dzieci jeszcze przyjdzie czas.

- Nic ci nie zrobią. - zapewniłam chwytając dłoń Matai'a. - Nie pozwolę im.

- Tak jak nie pozwoliłaś się wczoraj zlać? - dopytała Liam z cwaniackim uśmiechem na twarzy.

- Wiesz co. Ale z ciebie cham. - strzeliłam focha stulecia i przeniosłam się na kolana mojego mate. On odruchowo złapał mnie w talii, bym nie spadła.

- Krzyżówka wilkołaka i kotołaka to będzie coś. - stwierdziła Kad poprawiając się na krześle, które dzieliła z bliźniaczką.

- To będzie albo urocze, albo przerażające. - stwierdził Korra mało nie spadając z krzesła. - Ejjjj.

- Dobra Korra chodź tutaj. - Sue ustąpił miejsca siostrze, przenosząc się na kolana swojego mate. Ta z uśmiechem się tam przeniosła.

- Wiecie, kiedy rodzice wracają? Rano nie mogłam ich znaleźć? - spytałam, mimowolnie kierując wzrok na Johna. To zazwyczaj on wiedział najwięcej.

- Są na randce, którą zgadnij, kto im załatwił. - wskazał na siebie i resztę rodzeństwa. - Muszą sobie przypomnieć, jaka więź mate jest silna i ważna przed rozmową z tobą. Także dzisiaj cały dzień, się relaksują.

- Kocham was. I to bardzo mocno. - oświadczyłam, uśmiechając się szeroko.

Zjedliśmy wspólnie obiad i wróciliśmy do domu. Wiedziałam, że to będzie trudna rozmowa. Tata tak szybko nie ulegnie. Jednak ja mam upór po nim. Na pewno nie oddam tej miłości tak łatwo.

×××××××
Jestem wzruszona ilością pozytywnych komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Jesteś ie niesamowici!

Kocham was wilczki <3333

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz