ⓍⓋⒾⒾ

9.8K 437 59
                                    

Zaczęłam przedzierać się przez tłum ludzi w nadziei na znalezienie Johna. Wiedziałam, że on najpewniej nie pije. Więc szybko zorientowałby się, że zniknęłam i jeszcze zacząłby mnie szukać. No a tego nie potrzebowałam. Chcę jedynie spędzić kilka godzin z własnym mate. Co okazuje się wyzwaniem. Bo u mnie nigdy z górki być nie może... No cóż, zaczynam się przyzwyczajać. Po chwili błądzenia w tłumie odnalazłam najstarszego z braci. Podpierał ściany i tak jak podejrzewałem, okazał się trzeźwy. Ten to nie umie się bawić.

- Jestem już zmęczona. Także jak coś to wychodzę. - oznajmiłam, stając nieopodal. Przez fakt, że jest dosyć głośno, musiałam mówić nieco głośniej niż zazwyczaj.

- Jasne. Dasz radę wrócić sama? - zlustrował mnie wzrokiem. Tak jakby sprawdzał, w jakim jestem stanie.

- Oczywiście, że dam. Za kogo ty mnie masz? Nie jestem alkoholiczką. - stwierdziłam oburzona, krzyżując ramiona na piersiach.

- Chodziło mi raczej o twoje ostanie gorsze samopoczucie. No, ale tobie oczywiście tylko jedno w głowie. - prychnąłem wyraźnie rozbawiony.

- Ta jasne. - machnęłam ręką i skierowałam się do wyjścia.

No tak rzeczywiście mogłam pomyśleć o tym w pierwszej kolejności. Jednak zupełnie wyleciało mi to z głowy. Od wschodu księżyca w pełni czułam się naprawdę dobrze. Udało mi się na chwilę zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Co było mi naprawdę potrzebne. Chwila oddechu w tym całym szaleństwie była bezcenna.

Opuściłam sale i skierowałam się w stronę terytorium kotołaków. Nie było to trudne. Ich granicą ciągnęła się przez całą naszą granicę. Więc w zasadzie gdzie bym jej nie przekroczyła, to znalazłabym się u kotów. Szłam powoli uważając czy nikt mnie nie wypatrzył. Chociaż podejrzewam, że wszyscy albo śpią, albo są nieźle wstawieni. Lub są jak mój brat.

Kiedy w końcu odeszłam nieco dalej od granicy, w końcu poczułam się pewnie. Zdjęłam buty i rzuciłam się do biegu. Nagle do moich nozdrzy doszedł jego zapach. Mimo setek jak nie tysięcy woni, które mnie otaczały, czułam tylko jego. Moje ciało było nastawione na szukanie jego. W tym momencie nie myślałam już o nikim ani o niczym. Niemal bezmyślnie biegłam za jego zapachem. Ku mojej radości z każdą chwilą był coraz intensywniejszy. Co dodatkowo mnie pobudzało. Moje oczy zmieniły kolor na czerwony, a oddech przyśpieszył. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czułam. To było tak inne i tak cudowne.

Nagle za drzew wyłonił się księżyc. Świeciło tak jasno, że sprawiał wrażenie słońca, które rozpromieniało a piękny wiosenny poranek. Zapach, smak, powonienie, dotyk, wzrok i słuch wszystkie te zmysły zaczęły u mnie wariować. W życiu nie pracowały jeszcze tak intensywnie. Mogłam przysiądz, że słyszę wszystko w promieniu wielu kilometrów. A co w tej chwili najważniejsze świetnie czuję właśnie jego. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej, co umożliwiła mi pełnia. Blask księżyca dodał mi szybkości.

Nagle go zobaczyłam. Stał kilka metrów przede mną zasapany. Widocznie też biegł. Najpewniej mnie wyczuł. Stałam chwilę wpatrzona w tak idealną, że niemal nierealną istotę. Poczułam silną potrzebę stania się jego i tylko jego. Kiedy tylko zamykałam oczy, na te ułamki sekund przed oczami miałam nieprzyzwoite sceny. Moje serce waliło, jakby chciało uciec z klatki piersiowej.

Dopiero po upływie kilku minut zmusiłam się do pokonania jeszcze tych paru metrów. Wskoczyłam prosto w jego objęcia i oplotłam nogami jego pas, a ręce usadowiłam na ramionach. Wypiłam się w jego usta bez chwili zwłoki. On przez pierwsze sekundy, przez szok, nie za bardzo wiedział co zrobić. Dopiero po ich upływie złapał mnie za pośladki tak, abym niespadła i odwzajemnił mój pocałunek.

- Dom klanu jest niemal pusty. - oderwał się od moich ust tylko na sekundy potrzebne do wypowiedzenia tego zdania.

- Więc mnie tam zabierz. - zeskoczyłam z jego ramion i wylądowałam na ziemi. Jednak nie na długo. Po chwili wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.

Na szczęście dzięki pełni był silniejszy, a ja ostatnio trochę schudłam. Gdyby nie to pewnie nie dałby rady mnie utrzymać. No a tym bardziej nieść. Przeniósł mnie przez cały dystans, dzielący nas od domu watahy. Nawet wniósł mnie po schodach, za co byłam wdzięczna, bo szczerze nie chciało mi się po nich wchodzić. Kiedy podeszliśmy do drzwi, nacisnęłam klamkę a te się otworzyły. Kiedy przekroczył próg odłożył mnie na ziemię.

Rzuciłam buty, które wcześniej trzymałam w ręce w kąt. Poświęciłam kilka sekund na to, by rozejrzeć się po pokoju. Nic się nie zmieniło. W końcu wróciłam do niego wzrokiem. Światło dostające się przez okno, padało idealnie na niego. Przez moje ciało przeszedł pierwszy dreszcz podniecenia. Wbiłam w niego wzrok niczym głośny drapieżniki w swoją ofiarę.

- Zdejmij to do cholery. - wycedziłam przez zęby niezadowolona z faktu, że ma na sobie koszulkę.

Ten bez chwili zwłoki pozbył się górnej części ubioru. Kolejny dreszcz. Jego ciało było idealne. Delikatnie zarysowane mięśnie przyozdobione kocimi pręgami. Przysięgam, że jeśli Greccy bogowie istnieją, to wyglądają właśnie tak. Oblizałam górną wargę.

- Wilczku naprawdę doceniam, że tak się dla mnie ubrałaś, ale jestem pewien, że bez ubrań wyglądasz znacznie lepiej. - mówiąc to, podszedł do mnie i zsunął z mojego ramienia ramiączko sukienki.

Cofnęłam się o kilka kroków i obróciłam się do niego plecami powoli zsuwając z siebie sukienkę. Kiedy ta swobodnie opadła na ziemię obróciłam się do niego przodem. Ten w odpowiedzi zdjął z siebie spodnie. Kolejny dreszcz. Jeszcze szybszy puls.

Zaczęłam kierować się w bok, tak jakbym toczyła okrąg. On towarzyszył mi w tym dziwnym tańcu. W odpowiedniej chwili podeszłam do niego i pchnęłam. On uderzył o nie z cichym hukiem. Przygryzłam dolną wargę. Nagły napływ gorąca.

Podeszłam do niego i usiadłam na nim okrakiem. Ponownie wypiłam się w jego usta. Nagle poczułam wybrzuszenie w jego bokserkach. Czułam jak, podniecenie przejmuje moje ciało. On złapał mój stanik i rozpiął go jedną ręką. Ja szybko się go pozbyłam. Oderwał się od moich ust i spojrzał w moje oczy. Widziałam jak walczy z potrzebą, spojrzenia w dół.

- Kocham cię do szaleństwa. - przyznał w końcu, przegrywając walkę sam z sobą.

- Myślałam, że bez ciebie oszaleje.

Złapał mnie w talii i rzucił na łóżko. Zawisł nade mną. Pozwoliłam mu przejąć kontrolę. W tej chwili chciałam, aby to on był alfa. Pragnęłam czuć, że się mną opiekuje. Oddałam mu dominację bez żalu. Zaczął przechodzić z pocałunkami nieco niżej, kiedy poczułam coś dziwnego.

Palący ból ogarnął moje ciało. Szybkim ruchem zrzuciłam go z siebie. Moje serce zachowywało się, jakby straciło rytm. Biło jak młot pneumatyczny, by po kilku minutach zatrzymać się na parę sekund. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Kiedy przez moje ciało przeszedł krótki impuls bólu, skuliłam się nagle. Podniosłam się na łokciach tylko po to, by ponownie upaść na materac. Nagle z moich ust wydobył się głośny krzyk. Zaczęło się...

×××××××××
No i mamy pierwsze rozdział maratonu. Przez najbliższy tydzień [lub dłużej zobaczymy jak to wyjdzie] rozdziały będą pojawiały się codziennie.

A co do samego rozdziału. Przyznam, że w życiu nie pisałam nic takiego więc nie mam pojęcia jak to wyszło. Mam jednak nadzieję, że się podobało i, że cieszycie się z maratonu.

To do jutra moje wilczki <3

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz