ⓍⒾ

10.7K 498 15
                                    

Kiedy zjedliśmy obiad, mój mate wraz z bratem oświadczył, że muszę zamienić parę słów z rodzicami w cztery oczy. Postanowiłam więc, że udam się do pokoju, w którym obecnie pomieszkiwałam. Jednak coś zwróciło moją uwagę. Kotołaki się nie rozeszły. Usadowiły się w salonie, gdzie razem postanowiły obejrzeć film. Byłam tym zaskoczona, bo ojciec całe życie powtarzał mi, że kotołak są skrajnie nietowarzyskie. Jedynie co je łączy to strach i nienawiść. Po chwili stania i przyglądania się im jak głupia postanowiłam odejść.

- Sophia tak? - przede mną stanął naprawdę pokaźny mężczyzna.

- Zgadza się. - by spojrzeć mu w oczy, musiałam zadrzeć głowę do góry. Co nie ukrywam było nieco upokarzające.

- Może obejrzysz z nami? - zaproponował, kierując się w stronę kanapy.

- W sumie czemu nie. - ruszyłam w ślad, za kotołakiem. W sumie nie miałam nic do stracenia. No a siedzenie samej w pokoju wydawało się mało przyjemną formą spędzania czasu.

Kotołaki zrobiły mi miejsce na samym środku kanapy. Przeskoczyłam nad oparciem i wylądowałam na środku kanapy. Ten gatunek jeszcze nie raz mnie zaskoczy.

Na początku było trochę dziwnie. Z czasem jednak udało mi się rozluźnić. Wraz z kotołakmi komentowaliśmy oglądany film i głupotę bohaterów. Nim się obejrzałam, czułam się w ich towarzystwie już całkiem swobodnie.

- Jesteś spoko jak na wilkołaka. - stwierdziła Ava klepiąc mnie po ramieniu.

W trakcie oglądania filmu zdążyłam zapoznać się z imionami członków stada. Na szczęście zawsze miałam talent do pamiętania imion. Tak więc nie trzeba mi ich było dwa razy powtarzać.

- Chyba się myliłam. - westchnęłam cicho, przejeżdżając wzrokiem po zgromadzonych.

- Niby w czym? - dopytał Liam. Był najmłodszym kotołakiem w stadzie.

- Kotołaki nie są takie złe. - przyznałam, chowając dumę do kieszeni.

Kotołaki wybuchły śmiechem. Chyba nie spodziewały się, że przyznam się do błędu. Przy bliższym poznaniu wydały się naprawdę miłe. Nie aż tak spięte i agresywne jak przez całe życie wmawiali mi bliscy.

- Grałaś kiedyś w trzy karty? - spytał Sam, pokazując mi talię kart.

- Nie. - odpowiedziałam nico zaskoczona tym pytaniem.

Wyjął on z tali trzy karty. Dwa Jocery i Królową. Resztę kart odłożył na bok. Usadowił się przy stoliku i zaprezentował mi karty.

- Prosta gra. Ja rzucam karty na stół, a potem je przekładamy. Ty jedynie musisz wskazać królową. Rozumiesz?

- No aż tak tempa nie jestem. Zaczynaj.

Chłopak rzucił karty na stół i zaczął je tasować. Przyglądałam się temu uważnie. Kiedy skończył, podsunął mi karty. Ja wskazała jedną z nich.

- Pudło. - oświadczył, pokazując mi Jokera.

- Jeszcze raz.

Zagraliśmy tak jeszcze z dziesięć razy. Ja jednak ani razu nie wskazałam dobrze. Co szczerze zaczynał mnie irytować.

- To jest jakaś ściema. - rzuciłam oburzona.

- Żadna ściema. Patrz. - złapał trzy karty w ręce. - Chodzi o to, że w jednej ręce zawsze musisz trzymać jockera i królową. Kiedy rzucasz pierwszą kartę wszyscy myślą, że to królowa. Jednak tak nie jest. To co jeszcze raz?

- Tak. - oświadczyłam bez chwili namysłu.

Sam ponownie poprzekładał karty, a ja wskazałam jedną z nich. Pozostało mi się tylko cieszyć, że o nic się nie założyliśmy.

- Znajomość sztuczki nie pomoże ci wygrać, jeśli wiem, że ją znasz. - zaczął zbierać karty. Najwyraźniej stwierdził, że dalsza gra jedynie mnie zdenerwuje.

- Skoro nie da się wygrać to czemu się w to gra? - spytałam chyba bardziej samą siebie jak jego.

- Z różnych powodów. Ty grasz, bo chcesz wygrać. Nie umiesz rezygnować. Co jest twoją zaletą, jak i wadą.

- Gratuluję, chyba mnie rozgryzłeś. - parsknęłam rozbawiona.

- Dobrze by było znać tak istotnego członka stada.

- No, ale żeby zaraz tak istotnego... Jestem tylko mate brata Alfy.

- Dla nas to bardzo ważna rola. Wiesz, jeśli alfa nigdy nie znajdzie swojej mate, to wasze kociaki będą następne w kolejce do roli alfy.

- Przecież Andrew powiedział mi, że ma mate.

- Tak ci tylko powiedział, żeby cię uspokoić. - oświadczył Tony.

Skrzywiłam się przez moment. No tak dałam się nabrać. Niczym głupie ciemne szczenię. No i przy okazji uświadomiłam sobie, że moje ciocie nigdy nie były aż tak ważnym elementem watahy. Co chyba było błędem.

- No a tak właściwie czemu aż tak nas nienawidzisz? - spytała Olivia, siadając na oparciu kanapu. - A może raczej powinnam spytać, czemu tak się na początku bałaś?

- Nie jestem pewna czy powinnam wam mówić. Nawet Matai'owi nie powiedziałam.

Nawet nie starałam się protestować. Pewnie wszyscy już słyszeli jak to wielki wilkołak niemal wchodził w ściany panicznie uciekając przed kotołakiem.

- No to powiedź na tle ogółu wilczku. Bo jestem ciekawy tej historii. - Matai pojawił się za moimi plecami, sama nie wiem kiedy.

- No dobra. - westchnęłam ciężko. W sumie nie wiem, czy to był aż taki sekret. - Kiedy byłam mała, bawiłam się w ogródku. Kiedy nagle wielki lew złapał mnie w zęby i zaczął uciekać. Miałam może z trzy lata, tak więc wystraszyłam się nie na żarty. Od tej pory strasznie się ich bałam, a moja wataha zaczęła ich jeszcze bardziej nienawidzić.

Mimo że duma cierpiała, to poczułam się lepiej. Miło było podzielić się tym z kimś spoza rodziny. Oczywiście całkowicie ominęłam fakt, iż pewnie nienawiść moich rodziców wzrosła głównie przez bezczelność tego kotołaka. A nie przez fakt, że chodziło o ich córkę. No, ale co tam. Mało istotny szczegół.

- No tak nie jesteśmy święte. No, ale to już chyba zdołaliśmy ustalić.

- Wilkołaki i Kotołaki to dumne świnie, które nie umieją zakończyć bezcelowego konfliktu. - stwierdziłam patrząc z wyrzutem na Adrewa, który stał obok brata.

- Na mnie nie patrz. - uniósł ręce w geście obronnym. - Jestem alfą od niedawna i jeszcze sam nie wszystko ogarniam.

- No proszę wielki alfa kotołaków przyznał się, że nieogrania. Po prostu szok. - rzuciłam, kładąc dłoń na klatce piersiowej.

- Ej, ej nie mówię, że nie ogarniam tylko, że nie mam czasu działać w sprawie konfliktu.

- Dlatego mnie porwałeś? - spytałam, unosząc jedną brew.

- Zrobiłem to, żeby się dogadać. Wiesz, liczyłem, że wilkołaki przestaną nas atakować.

- I dlatego postanowiłeś ściągnąć na siebie gniew watahy?

- I dlatego cię porwałem. Wiesz, później oświadczyłbym, że nic Ci nie będzie pod warunkiem, że wilkołaki będą się trzymać swojej ziemi.

- Jeśli liczyłeś, że mój ojciec na to pójdzie, to się przeliczyłeś.

Byłam pod wrażeniem spokoju alfy. Z moim ojcem nie było szansy tak dyskutować. W nim w momencie by się zagotowało. A cała wymiana zdań skończyła, by się na jego warczeniu.

- Wilczku możemy porozmawiać w cztery oczy? - do naszej małej sprzeczki wtrącił się Matai.

- Pewnie.

Razem z nim opuściłam salon. Ten skierował swoje kroki do naszego pokoju. Ja szłam za nim zastanawiając się, o co może chodzić.

Weszliśmy do pokoju. On zamknął za nami drzwi. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał smutno.

- Możesz wrócić do rodziny...

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz