Rano obudziłam się za sprawą budzika. Matko, jak dawno nie słyszałam tego piekielnego odgłosu. Przykryłam głowę kołdrą, chcąc pospać jeszcze chwilkę. Jest zdecydowanie za wcześnie na wstawanie. Budzik nie zamierzał jednak dać za wygraną. W końcu niechętnie zsunęłam się z łóżka i wyłączyłam alarm. Co ja miałam w głowie, kiedy stawiała budzik na drugim końcu pokoju?! Wyjrzałam za okno. No pięknie jeszcze ciemno. Jeszcze lepiej.
Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać ubrania. Dzisiaj idę do domu watahy, by zacząć szkolenie na betę. Czyli sami swoi, którzy znają mnie od niemowlaka. I już w różnych stanach mnie widzieli. Tak, że nie ma co się wysilać i wymyślać niesamowitych stylizacji. Zwłaszcza że pewnie będzie dużo wysiłku fizycznego. W końcu zdecydowałam się na białą bluzkę sięgającą do pępka i szare dresy. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki.
Oczywiście poranny dramat musi być. Włosy w kompletnym nieładzie. Twarz jak z horroru. Zrzuciłam z siebie koszulkę brata i bieliznę, po czym weszłam pod prysznic. Stałam chwilę pod ciepłym strumieniem. Umyłam się i wyszłam. Mokre włosy osuszyłam ręcznikiem i upięłam w kucyk. Założyłam na siebie czystą bieliznę i umyłam zęby. Na koniec ubrałam na siebie przygotowane wcześniej ubranie. Gotowa opuściłam łazienkę i zeszłam na dół.
Dom jak zawsze tętnił życiem. Przyznam, brakowało mi tego. Tych krzyków i narzekań. Obawiam się, że jestem wyłączona do tego stopnia, że nawet zaczynam to lubić. Usiadłam przy stole i zabrałam się za śniadanie.
Tata siedział na samym końcu stołu i przeglądał jakieś papiery. Po jego prawej siedział John. W ogóle jestem zaskoczona, tym jak często bywa ostatnio w domu. Potem byli Nathaniel i Liam, którzy dyskutowali o tym, jak to mnie dzisiaj wdepczą w ziemię... Też ich kocham. Bliźniaczki jak zawsze o coś się kłóciły. No a Simon siedział w telefonie. On to jest chyba uzależniony. Mama krzątała się po kuchni. Po chwili dosiadła się Sue, która wybrała miejsce obok mnie.
- Nie mogę uwierzyć, że cię nie będzie. I kto mnie teraz strojem na w-f poratuje? - spojrzała na mnie z udawanym wyrzutem.
- Może sama zaczniesz go nosić. - spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się lekko.
- No niby gdzie? Ja naprawdę nie mam na niego miejsca. - wzięła talerz i zaczęła nakładać jedzenie.
- Gdybyś nosiła mniejszą kosmetyczka, to byś miała. - wzięłam łyk soku.
- To nie to samo. - stwierdziła ze smutkiem.
Szczerze nie będę tęskniła za ludzką szkołą. Ani trochę nigdy w życiu. Nie lubiłam tego miejsca. Było dziwnie obce. No i nauczyciele mnie nienawidzili. Miałam wrażenie, że działam na nich niczym płachta na byka. No i ci ludzie. W ogóle nie rozumieją, co w życiu jest ważne. Jednak będę tęskniła za wygłupami i chorymi akcjami. Zwłaszcza z udziałem moim i Sue.
- To się przemień. To przeniesiemy nasze dramy do domu watahy. - szturchnęłam ją lekko, na co ta się zaśmiała.
- O nie. Nie ma nawet takiej opcji. - zaprotestował Nathaniel. - Nie będziecie mi robić burdelu w domu watahy.
- Czego w ogóle kurwa podsłuchujesz? - warknęłam na niego zdenerwowana.
- Spokój. - tata spojrzał na nas, podnosząc wzrok znad papierów. - Co to w ogóle za słownictwo? Uspokoić mi się w tej chwili. A ty Simon odłóż ten telefon.
Już więcej nikt się nie odezwał. Kogo jak kogo, ale taty słuchać było trzeba. Miał ten respekt jako alfa, no i jako ojciec. Chociaż i tak zdarzało nam się łamać jego zasady. W końcu nie mogło być zbyt miło.
Po skończonym śniadaniu wszyscy udaliśmy się do odpowiednich placówek. Do domu watahy na szczęście nie było daleko. Więc już po chwili byliśmy na miejscu.
Mimo wszystko bardzo lubiłam to miejsce. Miało te rodzinną atmosferę, którą tak lubiłam. Wszystko było urządzone w raczej ciepłych barwach. Dominowało drewno i nieco starszy styl architektury. Zupełnie inaczej niż u kotołaków.
Udałam się do pierwszej z sal. Miałam zacząć od historii watahy. Nigdy nie byłam specjalnie dobra z historii. Mam nadzieję, że ta watahy będzie ciekawsze. Po drodze mijałam wilkołaki. Wszystkie się ze mną witały i były bardzo miłe. Chociaż to pewnie zasługa tego, że byłam córką alfy. Wątpię by, oni wszyscy tak naprawdę mnie lubili.
Weszłam do sali i zajęłam wolne miejsce. Nie było jak w szkole. Nie siedzieliśmy przy ławkach na niewygodnych krzesłach. Siedzieliśmy na ziemi, na parapetach gdzie tylko było wolne miejsce. Pierwszy duży plus. Po kilku minutach do sali wszedł Sam. Jeden z moich wujków. I jak się okazało nauczyciel historii.
- Dzisiaj opowiem wam o pierwszych łowcach. No i o kilku istotnych bitwach, które stoczyła z nimi nasza wataha. - wyjaśnił, mierząc nas wzrokiem. - Jest to ważny temat, więc radzę się skupić. - mówiąc to, spojrzał w moją stronę.
No po prostu boki zrywać. No, bo ja oczywiście nigdy nie słucham. No i tak w ogóle to przyszłam tutaj jako ozdoba. No tak to przecież oczywiste. Ta godzina minęła mi bardzo szybko. Kto by się spodziewał, że łowcy to taki ciekawy temat?
Teraz dwie godziny czegoś ala w-f. Czytaj, pocimy się i trenujemy w stylu wilkołaków. O matko, żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce. Wyszłam przed budynek, gdzie odbywały się zajęcia. Na zewnątrz czekało już sporo młodych osobników. Wmieszałam się w tłum. Miałam nadzieję pozostać niezauważoną. Chociaż przez te dwie godziny. Ku mojemu zdziwieniu zajęcia miały dosyć ciekawy charakter. Każdy robił to, co chciał byle tylko wykonywać jakąś aktywność. Postanowiłam trochę pobiegać. Niestety wszechświat miał inne plany.
Niemalże znikąd nadszedł pierwszy cios. Obróciłam się gwałtownie tylko po to, by zobaczyć Nathaniela. Podniosłam gardę jednak nie do końca wiedziałam co powinnam robić. Ten uderzył po raz kolejny. Mnie nie udało się zablokować ciosu.
- Sophia... Nie no tak być nie może. - z pomocą ruszył wujek Zack. Podszedł do mnie i poprawił ułożenie rąk i nóg. - Pozwól przejąć kontrolę wilkowi. On będzie wiedział co robić. - stanął kawałek dalej by nam się przyglądać.
Pozwoliłam bratu ponownie zaatakować. Tym razem jednak udało mi się zablokować cios. Zaczęliśmy na zmianę wymierzać sobie ciosy. Nasze oczy zmieniły kolor na krwisto czerwony. W pewnym momencie Nathan złapał mnie za rękę i przerzucił sobie przez plecy. Ja wylądowała na ziemi.
- Nie śmieszne. - podniosłam się i otrzepałam ubrania.
- Czeka cię jeszcze dużo pracy. - parsknął rozbawiony. - No już się nie dąsaj. - złapał moje ramię i przyciągnął mnie do uścisku.
Jak miałam się nie dąsać?! Zlał mnie na oczach wszystkich. Jaki wstyd. Moja duma już dawno tak się nie nacierpiała. Odepchnęłam go i odeszłam.
Reszta dnia minęła mi raczej spokojnie. Nie licząc przepychanek z braćmi. Kiedy wróciłam do domu, byłam padnięta. Wzięłam prysznic i włożyłam nieśmiertelnik. Niemal od razu położyłem się do łóżka. Nie miałam siły na nic innego.

CZYTASZ
Wreszcie Go Odnalazłam
WerewolfKażdy wilkołak prędzej czy później znajduje swojego mate. W moim przypadku nie mogło być inaczej. Jednak los postanowił ze mnie zadrwić. I kiedy wreszcie go odnalazłam okazało się, że kompletnie nie jest tak jak powinno. A tak poza tym, kim jestem...