ⓍⓍⓋⒾⒾⒾ

10.3K 413 83
                                    

~dwa lata później~

Biegałam po domu jak głupia. Przeprowadzam się i muszę się jakoś popakować. Co okazało się niezłym wyzwaniem. Mam za dużo rzeczy. A w najbliższym czasie będę często bawiła się w przenosiny. Dlaczego? Bo teść mnie udupił... No dobra przyszły teść. Kazał synowi iść na studia. Co jest jakimś nieporozumieniem! Bo przy okazji i mnie w to wpakował. Bo oczywiście ja za Matai'em to i w ogień. Tak więc idziemy na studia. A tak konkretnie na uniwersytet zmiennokształtnych. I tak jest taka uczelnia. Nie pytajcie. No więc za trzy miesiące zostanę studentką. Trzy lata nudy i życia o gotowym żarciu. Po prostu idealnie. No, ale co zrobię, jak mus to mus. Tylko jak kotołaki sobie beze mnie poradzą?

Poprzedzając pytania przez ostatnie dwa lata mocno pomagałam kotołakom. Bywałam w ich domu bardzo często. I byłam ich luną. Andrew nadal nie nalazł mate. Przez co czułam się jakbym dostała go w pakiecie do Matai'a. Serio. Często zdarzało mi się prasować czy wybierać mu ubranie. Tak, że praktyka na matkę kapryśnego nastolatka zaliczona. Jak on to beze mnie ogarnie? No cóż, wcześniej sobie radził i teraz musi. Poza tym wprowadzam się do nich na trzy miesiące, także jeszcze mu pomogę w paru sprawach.

- To już chyba wszystko. - stwierdził John, który pomagał mi w ogarnięciu tego wszystkiego.

- Dzięki. - przytuliłam go. - Ja spadam a jak wrócę po pierwszym roku, to chce usłyszeć, że się zaręczyłeś.

- Nic nie obiecuję. - prychnął rozbawiony i odszedł.

Co ja z nimi mam. Zresztą nieważne. Plus tego wyjazdu jest taki, że trochę od nich odpocznę. Kto wie, może nawet zatęsknię? Pożegnałam się ze wszystkimi. Oczywiście dramat. Przecież ja się na razie tylko do kotołaków przeprowadzam. Na studia dopiero za trzy miesiące... Co ja w ogóle gadam. Oczywiście, że będę za nimi tęsknić.

°~°~°~°~°

Weszłam do domu watahy. Kotołaki zaoferowały, że wniosą pudła. Nie protestowałam. Niemal od razu chciałam iść na górę. Jednak Andrew mnie zatrzymał.

- Brat prosił, żebym przekazał, że masz się odstawić i iść na waszą polanę. Co kolwiek by to nie znaczyło. - poczochrał mnie po włosach i odszedł.

Nie no jeszcze randek mu się zachciało. No dobra w sumie czemu nie. Ja też nie mogę tylko tak latać, jak głupia. Ruszyłam na górę. Na szczęście dzięki uporządkowaniu Sue doskonale wiem gdzie co mam. Gdyby nie ona to dzisiaj bym się z domu nie wybrała. Poszłam pod prysznic. Szybko się umyłam i ubrałam, wybraną wcześniej sukienkę. Czerwona z ozdobnymi paseczkami przy dekoldzie. Sięgała do połowy uda i delikatnie zlewała się po ciele. Była dosyć zwiewna. Na naszą polanę idealna. No i jeszcze mnie w niej nie widział! A niech ma jak się tak stara.

Weszłam przed dom i ruszyłam na naszą polanę. Byłam bez butów. Lubiłam chodzić boso. Zwłaszcza po lesie. Kiedy dotarłam na miejsce, oniemiałam. Słońce zaszło jakąś godzinę temu jednak było bardzo jasno. Księżyc oświetlał to miejsce w tak wyjątkowy sposób. Jakby to było centrum wszechświata. Drzewa stojące najbliżej otwartej przestrzeni były udekorowane światełkami, co tylko zwiększało widoczność. Było bardzo skromnie, czyli tak jak lubiłam najbardziej. Na samym środku polany siedział Matai. Uśmiechnęłam się do niego i rzuciłam mu się na szyję.

- O czymś nie pamiętam? - spytałam lekko zaskoczona. Mój mate raczej nie był typem romantyka i takie niespodzianki mi się nie zdarzały.

Spojrzał w moje oczy i cofnął się o krok, klękając na jedno kolano. Moje serce zabiło szybciej. Byłam bardzo bliska płaczu.

- Od ponad dwóch lat jest okazja. Mam cudowną mate, która walczyła o mnie jak prawdziwa wojowniczka. Którą zresztą nie podważlnie jest. - stwierdził lekko rozbawiony. - Chociaż jako Omega nigdy na to nie zasłużyłem. Przynajmniej nie w oczach innych. Sophio Azalo Wood wyjdziesz za mnie? - wyciągnął w moją stronę otwarte pudełko z pierścionkiem.

Wreszcie Go OdnalazłamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz