10.Święto a niedługo Święta!

105 10 3
                                    

*Początek Grudnia*

*Za oknem było widać biały pył ,który już pokrył większość domów,sklepów oraz park. Zamarzło jeziorko gdzie uczniowie jeździli na łyżwach..

Był pierwszy grudnia co oznaczało urodziny czarnowłosego.Obecnie szedł na stołówkę.

Robin od kilku dni mógł już wychodzić z wszystkimi na dwór i imprezować niestety bądź stety nie mógł tknąć alkoholu dla jego dobra.

Obecnie musiał chodzić o kulach.. Całą paczką usiedli przy stole..

-jak dobrze mieć cię przy sobie a nie w łóżku szpitalnym..
-Całe szczęście ,że rehabilitacja sprawnie przebiegła pod twoim czujnym okiem.

Zwrócił się do Cyborga ,który po nieudanej karierze zaczął interesować się medycyną..

Ukradkiem zerknął w stronę kul..Nie nawidził być uziemiony..

-Cale szczęście ,że nareszcie możesz z nami gdzieś wyjść!
-to prawda bez ciebie to nie było to samo...a zwłaszcza te piękne chwile z Black Canary gdzie ciągle dawała nam wycisk..
-myślę ,że tego nie musi żałować..do dziś moje kości błagają o śmierć hahaha.
-Brakuje mi porządnego treningu...tylko trochę żałuję haha.
-Rob byłbyś taki dobry i zamówił dla nas?
-jasne nie ma sprawy..

*Wstał i poszedł zamówić dla całej paczki..
W tym czasie Mały Flash wykorzystał okazję..

-szybko zbliżcie się ,więc tak jest sprawa dziś są jego urodziny...a ja potrzebuję waszej pomocy w przygotowaniach..bo wyprawiamy prawda?
-jasne ,że tak...to oczywiste zasłużył..

Powiedziała punkowa dziewczyna po czym poparł ją jej chłopak logan

-popieram moją dziewczyną
-dobra bo cukrzycy dostanę..Jaki plan?

*Gdy Wally wyjaśnił wszystkie szczegóły dotyczące przygotowania niespodzianki.

Do Robina podszedł Coner z swoją paczką..

-witam cię kaleko

*Prychnął do niego*

-Czegoś chcesz?
-jako iż nasza łamaga jest taka dziana.. pomyślałem , że mógłby kupić nam co nieco?
-serio chcesz dostać za darmo jedzenie po tym jak mnie obrażasz ,co skończyli ci się ludzie do gnębienia?
-nie prowokuj mnie leszczu i płać bo sprawię ,że będziesz jeździł na wózku jeszcze dziś!

*Złotowłosa dziewczyna, która uchodziła za serce Wallyego wchodziła na stołówkę razem z innymi.

Zauważyła  uczniów,którzy krzyczeli na Robina.Czuła ,że nie skończy się to dobrze.Odrazu tam podbiegła..

-Robin idziesz ile można na ciebie czekać
-hej Artemis...co tu robisz? Dlaczego nie siedzisz przy naszym stoliku?
-siedziałam ale stwierdziłam,że ci pomogę..
-dzięki ,wybacz coner muszę lecieć..niestety nie mam czasu by tracić go na was..

*Prychając pod nosem odeszli wyzywając ich od słabeuszy i leszczy..

-Nic ci nie jest?

*Spytała chodź widziała w jego oczach furię a na policzku jeden z ciosów , który dostał nim przybiegła..

-nic mi nie jest... chodźmy po to jedzenie..
-nie widzę przeciw wskazań..niech Victor potem to obejrzy..

*Gdy wracali do stołu ktoś jeszcze podłożył nogę Robinowi pod kulę jak widać uwielbiali jego stan...

-Wszystko w porządku?!

Zapytała czarodziejka po czym pomogła mu wstać..

*Prychnął pod nosem widział kto to był gdy wstał podszedł do swojej ofiary i wykonał soczyste uderzenie prosto z kuli w jego nogę...

ROBIN:SZKOŁA ŻYCIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz