Rozdział 11

652 44 26
                                    

Pov Eleven

W jednym momencie zebrałam w sobie dosłownie wszytkie negatywne wpsomnienia i szybko przeobraziłam je w gniew. Dokładnie skupiłam się na tym aby odepchnąc demogorgona od Mike'a.

Udało się.

Czyli moce wróciły.

Lekko uśmiechnęłam się do reszty, po czym szybko odwróciłam się w stronę potwora.
Upewniłam się czy aby napewno wszyscy stoją za mną i za pomocą mocy zaczęłam dusić demogorgona. Niestety nie przewidziałam tego że w każdej chwili może zniknąć.
Tak też się stało. Przynajmniej jest teraz trochę osłabiony.
i raczej już dziś nas nie zaatakuje.

Odwróciłam się na pięcie spowrotem do przyjaciół i kiedy już chciałam do nich ruszyć, Mike przybiegł do mnie i czule przytulił.
Otarłam krew spod nosa, rękawem od bluzy i postanowiłam się odezwać.

-Cześć kochanie

-Wiesz, to było niesamowite.
Mówił patrząc się na mnie z szeroko otwartymi oczami.

-Zaskoczyłam samą siebie Mike.

-Ej, my też tu jestem
Odpowiedział Dustin

-Wiem, nie jestem ślepa, pogadać nie można?

-Więc, jak nam to wytłumaczysz?
Zapytała podchodząc do mnie Max

-Sama nie wiem jak to się stało. Poprostu kiedy ktoś ważny dla Ciebie jest w niebezpieczeństwie, zrobisz wszytko aby go uratować Max, prawda?

Max zamiast mi odpowiedzieć, przytuliłam mnie.

-Mam propozycję, może wrócimy do domu i tam skończymy tą konwersacje?
Nie mam ochoty już tu dłużej siedzieć.
Leniwe wypowiedział Murray

-Jestem jak najbardziej za
Szybko odpowiedział mu Lucas.

-Kierunek dom Byersów
Erica była tym wszystkim wyraźnie znudzona.

Serio nie wiem jak po takim czymś można nadal być obojętnym na wszytko.

Moja granatowa bluza była cała we krwi, a jeansy były całe podarte. Zdjęłam bluzę ponieważ pod spodem miałam koszulkę.

-Jezu, Jane, ja myślałem że wy przy ludziach to się tylko całujecie, błagam takie rzeczy to w domu.

-Serio Steve? Odpuść sobie.
Powiedziała Nancy wywracając oczami.

Jonathan tylko się zaśmiał.

Podeszłam do Taty i Joyce po czym mocno ich uścisnęłam. Wszyscy jednogłośnie zdecydowaliśmy że na dzisiaj koniec i wracamy do nas. Dobrze że mieliśmy auta. Zapewne wyglądałam jak potwór co przyciągałoby ludzką uwagę. A w aucie jedyną osobą która będzie się na mnie patrzeć, pewnie będzie Mike.

-Teraz ja również zawdzięczam tobie życie El.
Powiedział chłopak łapią mnie za rękę.

-No to jesteśmy kwita

Resztę drogi spędziłam na wpatrywaniu się w szary deszcz, wyglądający wprost z szarych chmur na zieloną trawę znahdującą się na terenie całego Hawkins. W głowie układałam sobie już plany na rozmowę. Po pierwsze, kawa, po drugie muszę mieć jakiś scenariusz do opisania momentu odzyskania mocy.
Nigdy nikt nie da mi spokoju.

Nigdy nie dostrzegłam tego jakie Hawkins jest śliczne, teraz dokładnie przeczesywałam wzrokiem każdy zaułek.
Pomimo tego że pogoda była paskudna, Hawkins wyglądało wyjątkowo urokliwe.

Ciekawe co by się stało gdybyśmy nie wrócili.

Z nudów zaplotłam sobie dwa warkocze.
Ta podróż mijała wyjątkowo wolno.
Jechaliśmy jeszce chwilę, aż dotarliśmy do miejca docelowego.

Miłość Nie Znika Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz