Rozdział 18

690 42 26
                                    

Pov Mike

Wszyscy szybko ruszli w stronę El.
Tak, to chyba była ona.
Zaraz... El?
Tak. To napewno El.
Ale... Jak to?

Mój mózg nie potrafił przetworzyć żadnych nowych informacji od momentu w którym do moich uszu dostało się parę słów.
"-Wszytko będzie dobrze.
Kocham Cię Mike, nigdy o tym nie zapomnij."
Powoli analizując wypowiedź od początku do końca nareszcie zodołałem wychwycić co tak właściwe się dzieje.
Ale nie chciałem w to wierzyć.
Moja psychika nie wytrzymała co skutkowało tym, że nadal stałem w miejscu, tylko że teraz dodatkowo zalewałem się łzami.
Te łzy wyrażały... bezsilność?
Tak, chyba właśnie to wyrażały.
Czas tak jakby się zatrzymał.
Dokładnie tak jak ja, stał w miejscu.
Czy jeden moment może mi zrujnować całe życie?
Jeśli chodzi o ten moment, owszem, może.
Czy w jeden moment mogę stracić kogoś na zawszę?
Oczywiście że mogę, i to bardzo łatwo.

Życie jest brutalne, niesprawiedliwe i trudne. Czasami wydaje nam się że potrafi nas tylko krzywdzić. W tej chwili mam właśnie takie przeczucia.
Ale czy gdyby życie potrafiłoby nas tylko krzywdzić, czy kiedykolwiek spotkałbym El?

Na ziemi żyje około siedem miliardów ludzi ta liczba stale się zmienia, lecz załóżmy że w przybliżeniu wygląda właśnie tak od wielu lat.
Ci ludzie żyli, żyją, i będą żyć.
W czym jestem od nich gorszy?
A może, w czym jestem od nich lepszy?
Nie mam pojęcia.
Ale skoro oni dali radę, ja też dam.
Przeżyję moje życie bez względu na wszystko.

Dokładne przemyślenie wsyztkiego pomogło mi się trochę otrząsnąć.
Otarłem łzy rękawem i ruszyłem w kierunku reszty przyjaciół.
Na szczęście oddychała, ale była nieprzytomna.
Szybko ustaliliśmy, że wrócimy do domu Byersów, ponieważ nikt nie miał pewności czy tu jest już bezpiecznie.

Szedłem do auta, za mną szedł Hopper z Eleven na rękach. Posadził ją na tylnym siedzeniu między mną a Willem, natomiast sam usiadł za kierownicą, obok niego siedziała Joyce.
Nikt nie odezwał się ani słowem.
W samochodzie panowała gęsta atmosfera i grobowa cisza.
Całą drogę wpatrywałem się w El, i ,zastanawiałem się co będzie dalej.
Jednak w połowie drogi moją uwagę przykuł Will. Siedział zapatrzony w szybę.
Napewno płakał.

Will traktował ją jak siostrę.
To głównie dzięki niej nadal żyje.
Kochał ją bardzo mocno.
Zbliżyli się do siebie podczas kiedy nie było ich w Hawkins.
Wtedy stała się nieodłączną częścią Willa, a on jej.
Brat i najlepszy przeciel, z siostrą i najlepszą przyjaciółką tworzyli wspaniały duet który przetrwał w dżungli pełnej krwiożerczych osobników aż do powrotu do Hawkins po dziś dzień.

To nie mogło się tak poprostu skończyć.
Dla każdego była tak samo ważna, ale pełniła zupełnie inne funkcje w naszych życiach.
Wszyscy jej potrzebowaliśmy.
Jako siostry, córki, przyjaciółki czy dziewczyny. Dlatego bez względu na wszystko nie mogliśmy się teraz poddać.
Potrzebowała naszej pomocy, a ja zamierzałem jej ją dać.

Godziny mijały a ona wciąż była nieprzytomna. Ja, Will, Dustin, Lucas i Max, cały czas siedzieliśmy razem z nią w pokoju, podczas kiedy starsi rozmawiali o czymś w salonie.

Nagle Will przysiadł się bliżej Eleven.
Delikatnie złapał ją za rękę po której następnie zaczął ją gładzić.

-Hej, stwierdziłem że może warto sobie coś poprzypominać....

Lekko się uśmiechął i nie zwracając na nas uwagi kontynuował wypowiedź ewidentnie skierowaną do Eleven.

-Pamiętasz pierwszą noc w nowym domu?
Wtedy kiedy zrobiłem Ci żart, a ty byłaś na mnie zła cały dzień?
Ale koniec końców i tak przyszłaś do mnie w środku nocy, bo bałaś się spać sama..

Podczas kiedy Will przywoływał wspomnienia, ja cały czas patrzyłem na El i oczekiwałem jakiegokolwiek ruchu.
Nie sądziłem że zwykłe wspomninia mogą tak poruszyć osoby których nawet tam nie było.

Minęły dobre trzy godziny odkąd Will usiadł obok El i zaczął swoje opowieści.
Wciąż nie skończyły mu się historie od których w niektórych momentach Max wybuchała śmiechem. Raz nawet Joyce przebiegła do pokoju chcąc sprawdzić co się stało. Z racji, że od jakiś dwunastu godzin nie byłem w toalecie, stwierdziłem że dobrym pomysłem będzie udanie się właśnie tam.
Stojąc przy drzwiach, jeszce raz spojrzałem na Eleven, i wyszedłem z pokoju. Kiedy dotarłem do łazienki, zamknąłem drzwi, i spojrzałem w lusterko. Moje oczy nadal były lekko opuchnięte od płaczu, pomimo tego że ostatnie godziny spędziłem na wysłuchaniu przyjemnych historyjek z życia mojej dziewczyny.
Wyglądałem jak zmęczony, dorosły mężczyzna który dopiero wrócił z pracy i ma na utrzymaniu przynajmiej 20 osób którym właśnie ma ugotować kolację.
Moje włosy były roztrzepane, a bluza brudna. Puściłem wodę z kranu którą następnie nabrałem na ręce, i otarłem nią twarz. Momentalnie poczułem się lepiej. Zdjąłem bluzę, gdyż podspodem miałem czarny, i co ważne czysty t-shirt.
Kiedy byłem wmiarę ogarnięty ruszyłem spowrotem w kierunku dzwi. Już chwyciłem za klamkę i w pełnej gotowości zacisnąłem na niej dłoń, kiedy nagle ktoś otworzyl je z drugiej strony.
Był to nie kto inny niż moja ruda przyjaciółka Max.
Cała zdyszana po przebyciu niesamowicie długiej drogi od pokoju do łazienki wydała z siebie pare niewyraźnych słów których przekaz był dla mnie jasny.
Eleven się obudziła.

Miłość Nie Znika Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz