Budzik, wstaję. Szafa, łazienka. W pośpiechu schodzę na dół, nic nie jem, żegnam się z mamą, wychodzę.
Rutyna, powtarzająca się, żmudna rzeczywistość.
Jeszcze tylko rok i kilka miesięcy całej tej tułaczki i nieustannych prób nauczycieli w przekazaniu nam wiedzy. Kieruję się do szkoły starając się pohamować myśli samobójcze, które kumulują się w mojej głowie na samą myśl dwóch godzin historii. Idę ulicami tak dobrze znanego mi miasta, znienawidzonego miasta.
Po chwili docieram to mojego ulubionego teatru, pełnego sztucznych uśmiechów, mnóstwa masek i przebrań, w co dziś gramy w tej sztucznej rzeczywistości?
Ignorując cały ten tłum udałem się do swojej szafki, wziąłem wszystko co potrzebne i ruszyłem w stronę klasy nie przywiązując większej uwagi do tej zgrai aktorów, swoją drogą nie takich już amatorów, byli tak perfekcyjni w swojej odgrywanej roli, tak perfekcyjni w tej niedoskonałości. Nie wiedząc kiedy zadzwonił dzwonek, który wyrwał mnie z przemyśleń i pobudził do dalszego funkcjonowania. Udałem się do klasy i usiadłem w pierwszej lepszej ławce nie przywiązując większej uwagi do tego, rozpakowałem się i mentalnie przygotowywałem się na dwie godziny słuchania o wszelkiego rodzaju wspaniałych aktach odwagi bohaterów narodowych.
Moją wspaniałą mentalną wyprawę w przestworza zagłębiania się w ten cudowny przedmiot przerwał pewien blondyn. No tak Brooklyn Wyatt, ten dzień nie mógł być za dobry. Miałem nadzieję na choć odrobinę normalności w tej surrealistycznej rzeczywistości, jednak te spotkania podchodzą już chyba pod rutynę. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, obaj wiedzieliśmy o drugim wszystko, każdy najmniejszy szczegół. To było kiedyś, teraz? Teraz jesteśmy dla siebie nikim, nie nienawidzimy się, ale nie pałamy do siebie też jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami, jesteśmy obojętni. Spojrzałem tylko na niego i odwróciłem wzrok, wydawał się równie nie zadowolony z tego, że siedzi ze mną jak ja. Wróciłem do wysłuchiwania wykładu nauczyciela nie mając nic lepszego do roboty, lekcja była jeszcze nudniejsza niż zwykle, a czas wydawał się stanąć w miejscu.
Z trudem przetrwałem te dwie godziny czując na sobie wzrok chłopaka i słuchając paplaniny nauczyciela, chciałem już się pakować, gdyż upragniony dzwonek zbliżał się, a ja nie miałem żadnych chęci co do dalszego przebywania w tym pomieszczeniu. Jednak nauczyciel postanowił pokrzyżować moje plany.
- Jak wiecie zbliża się koniec semestru, a wy macie mało ocen więc w parach tak jak siedzicie, przygotujecie...
- No chyba pan żartuje! Nie będę nic z nim robił! - oburzył się blondyn przerywając nauczycielowi.
- Uspokój się Wyatt, nie obchodzi mnie czy tego chcesz czy nie, będziesz robił projekt z Jackiem. Wracając musicie zrobić referat na temat jakiejś postaci, która szczególnie odznaczyła się w historii naszego kraju, przyłóżcie się, od tego projektu będzie zależało 50% waszej oceny na półrocze.
Blondyn już się nie odzywał, nagle zadzwonił dzwonek więc szybko się spakowałem i opuściłem klasę. Po wyjściu z klasy poczułem jak ktoś łapie mój nadgarstek, obróciłem się i ponownie ujrzałem Brooklyna.
- Słuchaj Jack obaj nie chcemy tego robić, ale zależy mi na tej ocenie, więc czy na ten czas możemy po prostu być mniej obojętni? Sam nie wiem, cokolwiek, zróbmy ten projekt i możemy zapomnieć o swoim istnieniu ponownie. -Uniosłem brwi i spojrzałem zaskoczony na niego.
- Jasne. - odpowiedziałem po chwili.
- To... Um, dasz mi swój numer to się jakoś zgadamy? - spojrzał na nasze ręce i gdy zorientował się co robi, szybko puścił moją rękę.
- Tak, jasne. - chłopak podał mi telefon, a ja wpisałem mu swój numer oddając mu jego własność.
- Dzięki. - poweidział szybko i odszedł.
Stałem w tym samym miejscu analizując wydarzenia sprzed chwili. Nie wiem co powodowało u chłopaka takie nagłe zmiany nastroju i podejścia, ale wolałem się w to nie zgłębiać. Kolejny raz z moich zamyśleń wyrwał mnie dzwonek na lekcję ruszyłem w stronę szatni od WF-u, czeka mnie kolejny ulubiony przedmiot. Z tą myślą ruszyłem do szafki po strój, a potem na salę tortur. Przebrałem się i ruszyłem spóźniony na sale, rutyna.
- Trenerze, ja... nie mogę ćwiczyć! Skręciłem sobie kostkę! Widzi pan nie mogę nią ruszać! - próbowałem się wymigać, jednak trener nawet na mnie nie spojrzał i wywrócił oczami.
- Duff ogarnij się, to już... trzeci raz w tym TYGODNIU! Inni idą grać w siatkę, a ty biegasz 10 okrążeń, potem do nich dołączysz. - westchnąłem i zacząłem biegać. Cały czas słyszałem jakieś szepty i dostrzegałem głupie uśmiechy w moją stronę, nie było to nic nowego, nigdy nie byłem lubiany i jakoś bardzo się tym nie przejmowałem. Wiadomo, jak każdy miałem swoje słabe punkty, każdy je ma, ale opinia tych wszystkich aktorów, nie obchodziła mnie ani trochę.
- Kondycja już nie ta, co nie Jacky?- usłyszałem Sonnyego i śmiech całej jego bandy. Nie chciałem się zniżać do ich poziomu więc zostawiłem to bez komentarza. Po chwili poczułem mocne uderzenie w plecy, odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego Sonnyego.
- Co jest z tobą kurwa nie tak?! - straciłem cierpliwość i obróciłem się do niego. Po chwili stwierdziłem jednak, że mam tego dość, ruszyłem w stronę szatni, przebrałem się i ruszyłem w stronę wyjścia za szkoły.
- Poczekaj! - usłyszałem za sobą krzyk blondyna i wywróciłem oczami nie zatrzymując się. - Nic ci nie jest? - spojrzałem na niego rozbawiony zatrzymując się na chwile.
- Rozumiem Brooklyn, że musimy zrobić razem projekt, ale nie udawaj, że cię to obchodzi. - powiedziałem i ruszyłem do domu, nie zważając na krzyki chłopaka za mną.
Napiszcie swoje opinie o tym rozdziale,
Rita xx
![](https://img.wattpad.com/cover/204843629-288-k947420.jpg)
CZYTASZ
Routine| Jacklyn ✅
FanfictionJack i Brooklyn w końcu po latach udawania, że dla siebie nie istnieją, muszą się spotkać. Co wyniknie z ich spotkania? Czy ich kontakty się polepszą? Główny wątek Jacklyn poboczny Ryan.