Pov Brooklyna
Rye zauważył coś w tyle, postanowiłem to zignorować i wtuliłem się w niego jeszcze bardziej, gdyż zaczynało być coraz zimniej. Chłopak objął mnie i kojąco pocierał moje plecy przy okazji dając mi więcej ciepła. Czułem się tak bezpiecznie, mógłbym w takiej pozycji spędzić jeszcze dużo czasu, ale niestety zimno dawał o sobie znaki.
-Trzęsiesz się B.-Wzruszyłem ramionami.-Będzie lepiej jak będziemy już wracali, nie chcę, żebyś zmarzł.
-Nie chce jeszcze wracać.-Powiedziałem cicho i lekko odsunąłem się od niego.
-Odprowadzę cię pod dom.-Zastanowiłem się chwilę i uśmiechnąłem.
-Ale zaniesiesz mnie.-Chłopak zaśmiał się i pokiwał głową.
-Niech będzie, wskakuj.-Uśmiechnąłem się szeroko i zszedłem z niego by po chwili wskoczyć mu na plecy.
Rye zaczął się kierować w stronę mojego domu. Całą drogę przebyliśmy w ciszy, cały czas martwiłem się czy mama nas nie zobaczy. Wiedziała, że przyjaźnię się z Ryanem, ale dla niej przyjaźń nie dopuszczała chociażby przytulania się, a zwłaszcza jeśli to był chłopak. Jednak nie chciałem psuć sobie humoru. Cieszyłem się bliskością Ryana i całym tym weekendem. Był wspaniały. Jednak wszystko co dobre się szybko kończy i zdałem sobie sprawę z tego, że byliśmy bardzo blisko mojego domu. Gdy tam doszliśmy głośno wypuściłem powietrze i zeskoczyłem z Ryana. Szatyn uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłem jego uśmiech.
-Dziękuje ci za dziś.-Przygryzłem wargę.-Było wspaniale.
-Też ci dziękuję Brookie.-Uśmiechnął się i złożył krótki pocałunek na moich ustach.-Do zobaczenia, mam nadzieję niedługo.
-Umm, tak do zobaczenia.- Uśmiechnąłem się i pomachałem chłopakowi na pożegnanie.
Chłopak zaczął się kierować w stronę swojego domu, a ja odwróciłem się w stronę mojego. Ogromnie bałem się tam wejść, nie tylko dlatego, że przed chwilą moja matka mogła widzieć jak Ryan mnie pocałował, ale nie odzywałem się do niej przez cały dzień. Cały się trząsłem, nie z zimna, ale z strachu. Powoli otworzyłem drzwi, wszedłem do przedsionka i ściągnąłem buty. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju lecz uniemożliwił mi to głos mamy siedzącej w salonie, gdzie znajdowało się okno i mogła zobaczyć całą sytuację z Ryanem.
-Masz mi coś do powiedzenia?-Powiedziała krzyżując ręce na piersiach. Przełknąłem ślinę i zagryzłem wargę.
-Przepraszam, że nie odzywałem się cały dzień?
-Dobrze wiesz, że nie o tym mówię.-Powiedziała już wyraźnie zdenerwowana.
-Rye jest tylko moim przyjacielem...
-Od kiedy z przyjaciółmi się całuje? A zwłaszcza, gdy są chłopakami?-Wykrzyczała.
-Mamo, j-jestem gejem i musisz to zaakceptować.-Powiedziałem cicho nie patrząc na nią.
-Brooklyn, nawet nie wiesz jakie to rozczarowanie mieć takie dziecko jak ty! Nie uczysz się dobrze, nie osiągasz żadnych sukcesów, nawet dziewczyny nie potrafisz znaleźć! Pewnie jesteś gejem, bo żadna cię nie chcę? Z resztą nie dziwię się, ale wiedz, że tak skazujesz się, na samotność, nikt nigdy nie będzie w stanie cię prawdziwie pokochać.-W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, a ona zaśmiała się ironicznie.-Nawet nic nie odpowiesz? Jesteś nikim i nic w życiu już nie osiągniesz, nie licz, że ten twój pseudo przyjaciel cię kocha czy chociaż lubi, weź się w końcu za siebie i dorośnij.
Zamachnęła się i uderzyła mnie, moja własna matka mnie uderzyła. Spojrzałem na nią zdziwiony i złapałem się za miejsce, w które mnie uderzyła. Więcej łez napłynęło do moich oczu, a ja nawet nie starałem się ich hamować. Spojrzałem na ojca, który siedział w salonie przyglądając się całej sytuacji, nie odezwał się ani razu, zaśmiałem się żałośnie patrząc na niego. Nie patrząc na nich wybiegłem z domu i skierowałem się do Ryana, wiedziałem, że na niego mogę liczyć, jako jedyny wiedział o mojej sytuacji z rodzicami. Cały czas biegłem nie patrząc na to, że coś może mnie przejechać, nie obchodziło mnie to, tak właściwie było mi to na rękę, nie chciałem już żyć, może to było dziecinne zachowanie, ale jak mogłem zachować jakiekolwiek chęci do życia, słysząc takie słowa od własnej matki. Może odgrywanie roli i zabijanie kogoś kim się jest, by kreować kogoś kim inni chcą żebyś był ma korzyści? Wtedy nadal miałbym matkę, a teraz czy ja w ogóle mogę ją tak nazwać? Ale czy byłbym szczęśliwy, zmieniając siebie na kogoś kim nie jestem?
Czy rodzina i dziewczyna znaleziona przez moją matkę dałaby mi to szczęście?
Gdy dotarłem do domu Ryana zadzwoniłem dzwonkiem i czekałem przed drzwiami. Po chwili otworzył mi Ryan w samym ręczniku, a kropelki wody jeszcze spływały z jego włosów, nie było to jednak teraz ważne, wtuliłem się od razu w niego i zacząłem jeszcze bardziej płakać. To nawet już nie był płacz, łzy same płynęły po mojej twarzy, a ja nie byłem wstanie złapać oddechu. Rye przytulił mnie mocno i szeptał jakieś pocieszające słowa, ale nie słuchałem go, byłem zbyt załamany w tym momencie.
-Shhh, Brookie skarbie, proszę uspokój się, wyjdźmy chociaż z tych drzwi, nie chcę żebyś był chory.- Pokiwałem głową i po chwili odsunąłem się od niego by mógł zamknąć drzwi oraz żebyśmy mogli wejść do środka. Poszliśmy do jego pokoju, położyłem się na jego łóżku wtulając się w poduszkę. - Poczekaj chwilkę, zaraz wrócę.
Pocałował mnie w czoło i poszedł na dół. Po pewnym czasie wrócił z dwoma kubkami kakao i był już przebrany. W tym czasie zdążyłem się uspokoić. Wziąłem od chłopaka kubek z naparem bogów. Chłopak usiadł naprzeciwko mnie i spoglądał na mnie wyczekującym wzrokiem.
-Ona nas widziała Bee i-i powiedziałem jej, że jestem gejem.- Chłopak przytulił mnie mocno omal nie wylewając na nas napoju. Chłopak zaczął mi się przyglądać i położył dłoń na moim policzku delikatnie gładząc moją skórę. Syknąłem z bólu.
-Twoja matka to zrobiła?- Kiwnąłem głową.- Nie ma szans, że do nich wrócisz Brook. Zostajesz u mnie, nie pozwolę, żeby cię więcej krzywdziła. Moi rodzice na pewno nie będą mieli nic przeciwko. Nie pójdziemy jutro do szkoły, a gdy twoi rodzice wyjdą do pracy, pójdziemy po twoje rzeczy.
-Rye to nie było najgorsze, ona powiedziała tyle okropnych słów.- łzy znów zaczęły spływać po mojej twarzy.
-B, powiesz mi o tym innym razem. Teraz musisz odpocząć, za dużo się dzisiaj wydarzyło. Dam ci jakieś rzeczy na przebranie i pójdziemy spać, dobrze?- Chłopak starł moje łzy uważając na lekko opuchnięty policzek. Wyjął najmniejsze rzeczy z swojej szafy i podał mi je. Szybko się w nie przebrałem i spojrzałem na chłopaka.
-Możesz spać ze mną?- Spytałem cicho. Chłopak pokiwał głową i obaj położyliśmy się w łóżku okrywając kołdrą.
-Nie wiem jakie okropne rzeczy powiedziała twoja matka, ale pamiętaj, że jesteś wspaniałym, wartościowym człowiekiem. Małym promyczkiem, który oświetla ciemność tego szarego życia. Twój uśmiech jest czymś wspaniałym, nienawidzę widzieć cię smutnego, więc proszę nie przejmuj się tym. Kocham cię ogromnie i jestem tutaj dla ciebie, możesz na mnie liczyć, wiesz o tym.
-D-dziękuję Bee. Kocham cię.- Powiedziałem cicho i wtuliłem się w niego.
Chłopak pocałował mnie w czoło i wymamrotał ciche „Dobranoc" po czym mnie objął. Nie odpowiedziałem mu tylko przymknąłem oczy praktycznie od razu zasypiając.
Więc tak, do następnego
Rita xx
CZYTASZ
Routine| Jacklyn ✅
FanfictionJack i Brooklyn w końcu po latach udawania, że dla siebie nie istnieją, muszą się spotkać. Co wyniknie z ich spotkania? Czy ich kontakty się polepszą? Główny wątek Jacklyn poboczny Ryan.