12

152 16 42
                                    

Już chciałem wychodzić do szkoły, gdy głos matki mnie zatrzymał.

-Jack, zostajesz dzisiaj w domu, musisz kogoś poznać.-Wywróciłem oczami, miałem dość tego, że decydowała o moim życiu. Ja naprawdę chciałem iść do szkoły, to było jedyne miejsce, w którym mogłem na spokojnie rozmawiać z blondynem.-A i oddaj mi telefon.

-Po co? I tak piszesz do mnie tylko ty, a skoro będę w domu to nie ma takiej potrzeby.

-Po prostu mi go oddaj, nie muszę ci niczego tłumaczyć.-Westchnąłem i podałem jej telefon.-Idź na razie do pokoju, zawołam cię.

Nie miałem pojęcia o co chodzi, nie chciałem jednak wdawać się w zbędne dyskusje z matką, więc odpuściłem. Postanowiłem włączyć laptopa, przez długi czas go nie używałem, a teraz był moją ostatnią deską ratunku. Po włączeniu połączyłem się z Wi-Fi i próbowałem zalogować się na jakiekolwiek social media, na których mógłbym skontaktować się z Brookiem. Był jednak jeden problem, nie pamiętałem haseł, próbowałem zgadywać, ale za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Po zablokowaniu możliwości, żeby zalogować się gdziekolwiek poddałem się wyłączyłem laptopa. Rzuciłem się na łóżko, myśląc nad tym co mogę zrobić. Nie miałem ochoty nawet grać na gitarze, co było u mnie nie podobne. Zacząłem się zastanawiać o co może chodzić, może Thomas ma dzieci i będę miał rodzeństwo? To nie byłoby taką złą opcją ale w takim razie, po co matka zabrała mi telefon? Byłem zupełnie zagubiony, na dodatek nie mogłem z nikim o tym pogadać. Całe to zastanawianie się zmęczyło mnie do tego stopnia, że zasnąłem.

Obudził mnie dzwonek do drzwi, pewnie niedługo zawoła mnie matka, więc postanowiłem się ogarnąć i jak myślałem matka zawołała mnie. Zszedłem na dół i zobaczyłem jakaś dziewczynę. Nie spotkałem jej nigdy wcześniej, spojrzałem na matkę i zmarszczyłem brwi.

-Jack, to twoja dziewczyna, Suzan.

-Słucham?

-To twoja...

-Żartujesz sobie prawda?- Zaśmiałem się.

-Nie Jack, nie żartuję.

-Nie możesz kontrolować mojego życia, na pewno nie w taki sposób. Mamo do kurwy nędzy, ja nawet nie lubię dziewczyn!

-W tym problem Jack, jesteś chory, dlatego musimy to zmienić.-zacząłem się histerycznie śmiać.- Suzan zamieszka z nami, na razie nie będziesz chodził do szkoły, musimy cię odizolować od tego gejowskiego środowiska.

-To ty jesteś chora! W jakich czasach my żyjemy?! Homoseksualizm to NIE JEST choroba! Poza tym, nie masz prawa decydować, kogo kocham i kto mi się podoba.

-Nie obchodzi mnie to, dopóki mieszkasz pod moim dachem, będziesz żył na moich zasadach.

Zacisnąłem mocno szczękę i pięści próbując się nie rozpłakać. Poszedłem do swojego pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Miałem ochotę rozwalić wszystko, starałem się opanować, jednak to nie było proste. Potrzebowałem teraz jedynie Brooka. Potrzebowałem jego obecności, rozmowy z nim, czegokolwiek.

Potrzebowałem po prostu jego.

Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja nie miałem zamiaru nic z tym zrobić, musiałem odreagować. Siedziałem tak powoli się uspokajając. Miałem ochotę wyjść z tego domu i najlepiej do niego nie wracać, jednak nie miałem się gdzie podziać. Brook, zupełnie odpadał, a rodzina? Ze strony ojca nie utrzymywali kontaktów, a od matki to skończył bym wcześniej w domu niż bym się tam w ogóle pojawił.

Routine| Jacklyn ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz