17

141 12 13
                                        



Pov Jacka

Tamten dzień był wspaniały. Cały czas myślałem o tym wszystkim co się działo. Zwłaszcza o tym co stało się na koniec dnia. Nie wiem czy dla chłopaka też miało to tak ogromne znaczenie jak dla mnie. Byłem ogromnie szczęśliwy, miałem ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Reszta majówki upłynęła mi na oglądaniu seriali, wyjadaniu zapasów i graniu na gitarze. Chłopak się do mnie nie odzywał, było to dość normalne. Poza tym mieliśmy niedługo zobaczyć się w szkole, więc nie było potrzeby by jakkolwiek panikować. Nie było mi jakoś przykro, że wracam do szkoły, wręcz cieszyłem się. Szkoła to był moment, w którym mogłem spędzać najwiecej czasu z blondynem. Ten dzień minął mi dość szybko, z resztą jak cały ten tydzień. Postawiłem na wieczorną rutynę i poszedłem spać.

Budzik, wstaję. Szafa, łazienka. W pośpiechu schodzę na dół, nic nie jem, żegnam się z mamą, wychodzę. Powrót do rutyny, jednak teraz wykonuję ją z przyjemnością. Dość szybko dotarłem do szkoły i od razu udałem się pod klasę. Zadzwonił dzwonek więc wszyscy weszliśmy do klasy. Nigdzie nie widziałem chłopaka, stwierdziłem, że zaspał. Siedziałem w klasie skupiając się na lekcji. Po jakiś 15 minutach do klasy wszedł spóźniony blondyn. Uśmiechnąłem się, a on tylko przelotnie na mnie spojrzał. Liczyłem, że usiądzie ze mną, on chyba nie rozważał nawet takiej opcji i usiadł z jednym ze swoich kolegów.

Czy byłem zazdrosny? Bardzo.

Poczułem bolesne ukłucie w sercu. Nie chciałem tego czuć. Mój humor zmienił się o 180 stopni. Nie miałem ochoty na nic. Pewnie przesądzałem, ale pokładałem chyba za duże nadzieje w tej relacji. Nie chciałem tutaj już siedzieć. Chciałem wrócić do domu, rzucić się na łóżko i po prostu zasnąć. Zapominając o wszystkich problemach. Od razu, gdy zadzwonił dzwonek wstałem ze swojego miejsca i wyszedłem z klasy, a potem ze szkoły nie zwracając uwagi na wzrok innych uczniów.

Nie poszedłem jednak do domu, długo myślałem nad tym gdzie iść. W końcu wybrałem miejsce, które pokazał mi Brook. Nie wiem dlaczego właśnie tam się udałem. Droga tam zajęła mi dość sporo czasu, nie do końca pamiętałem trasę tam. Kiedy tam dotarłem usiadłem na jakimś przewróconym drzewie. Łzy momentalnie zaczęły spływać po mojej twarzy, nie próbowałem ich hamować. Musiałem jakoś odreagować.

Minęło już sporo czasu, nie mam pojęcia ile, dawno temu wyłączyłem telefon. Byłem wykończony i czułem się okropnie, mój nastrój zupełnie się nie zmienił. Było chyba tylko gorzej. Nie miałem siły się podnieść, potrzebowałem kogoś w tym momencie, ale prawda była taka, że nikogo nie miałem.

Robiło się coraz ciemniej i zimniej, a ja byłem w samej koszulce. Jednak byłem do tego stopnia wykończony, że nawet nie czułem narastającego zimna. Nic mnie nie obchodziło. Chciałem po prostu zniknąć. Nie popełniłbym samobójstwa, nie byłem, ani nie jest na tyle odważny by to zrobić. Tak, uważałem, że ludzie, którzy popełniają samobójstwo byli odważni. Oni nigdy nie byli słabi, byli silni zbyt długo. W końcu przyszedł moment kumulacji, a siła opadła. Nie da się wiecznie być silnym.

Czułem, jak zmęczenie coraz bardziej na mnie oddziaływuje.  Powieki stawały się coraz cięższe, a ja traciłem siły by utrzymywać je. Byłem coraz bardziej senny, w końcu się poddałem i zasnąłem.

Obudziłem się w nocy. Nadal nie włączyłem telefonu i na razie nie planowałem tego robić. Byłem okropnie wychłodzony. Dni były dość ciepłe, ale noce nadal utrzymywały się w chłodnych temperaturach. Rozejrzałem się, to miejsce nawet w nocy nie traciło uroku. Powoli wstałem, wszystko mnie bolało. Ciężko się dziwić skoro spałem na jakimś złamanym drzewie leżącym na ziemi. Chciałem rozruszać ciało, planowałem nawet wrócić do domu, moje plany szybko zostały zrujnowane. Zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia, w którą iść stronę. Nocą traciłem zupełnie orientacje w terenie. Z jednej strony nie chciałem ryzykować zgubieniem się, a z drugiej było cholernie zimno, a dłuższe przebywanie tutaj na pewno nie będzie działo na moją korzyść. Stwierdziłem, że włączę telefon. Gdy telefon się uruchomił, włączyłem latarkę i próbowałem określić stronę, w którą powinienem iść. Po pewnym czasie udało mi się to, wyszedłem na główną drogę i zacząłem się kierować do mojego domu. Nie miałem pewności czy matka jest w domu, czy nie. Postanowiłem jednak zaryzykować i wszedłem głównymi drzwiami. Los postanowił rzucać mi więcej kłód pod nogi, moja matka siedziała w kuchni i zapewne czekała za mną.

-Wiesz która jest w ogóle godzina?!-pokręciłem głową. Wydawało mi się to mało istotne i rzeczywiście nie sprawdziłem tego.- Cholerna 4:30! Co ty sobie wyobrażasz?! Nie masz pojęcia jak się martwiłam! Jeszcze nie odbierałeś tego telefonu, po co ci on skoro nie potrafisz go używać!

Stałem tam po prostu, nie odzywając się. Nie miałem siły, ani chęci się z nią kłócić. Chciałem już iść do łóżka, wiedziałem, że nie będę w stanie zasnąć, ale chciałem się tam znaleźć. Odizolować od innych i przede wszystkim się ogrzać.

-Możesz mi odpowiedzieć, co ty robiłeś przez tyle czasu?!-wzruszyłem ramionami i nadal na nią nie patrzałam.

-Myślałem.

-Do 4:30?! Dziecko czy ciebie Bóg opuścił? Co było tak wybitnie trudnego do przemyślenia, że robiłeś to tyle czasu.

Tylko wzruszyłem ramionami. Sam nie wiedziałem czy chce jej odpowiadać na to pytanie choć w jakiejkolwiek części. Chciałem po prostu spokoju. Potrzebowałem ciepła, a wiedziałem, że nie mam na co liczyć jeśli chodzi o nią. Moja matka chyba doszła do tego, że ta rozmowa do nikąd nie prowadzi, więc po prostu się poddała. Ruszyłem jak najszybciej do swojego pokoju i nie przejmując się niczym po prostu położyłem się na łóżku i wtuliłem się w kołdrę. Tylko ona mogła dać mi ciepło w tym momencie, to fizyczne jak i to mentalne.

Ten dzień był zdecydowanie okropny, a kolejne nie zapowiadały się lepiej.

Od dłuższego czasu leżałem w łóżku, zaczynało się rozjaśniać. Sprawdziłem godzinę w telefonie, było coś koło 7 dlatego stwierdziłem, że będę się powoli zbierał do szkoły. Nie miałem wyjścia, przez jedną osobę, nie mogę zaniedbywać nauki. Dzisiaj zupełnie nie dbałem o wgląd, założyłem jakieś dresy i największa bluzę jaką tylko miałem w szafie. Potrzebowałem jakiegoś schronu, a ubrania były jedyną opcją.

Rutyna tak szybko została złamana.

Odświeżyłem się w łazience i nie fatygując się by cokolwiek jeść wyszedłem z domu. Doszedłem do szkoły i udałem się od razu pod klasę. Wiele ludzi spoglądało na mnie, myśląc, że tego nie zauważam. Nie obchodziło mnie to, już nic nie miało znaczenia.

Brook swoją obojętnością przekreślił wszystko.

Niby słuchałem nauczyciela, a jednak wszystko było mi obojętne. I tak mijała godzina za godziną, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Aż w końcu nadszedł tak bardzo wyczekiwany czas wakacji. Po odrabianiu świadectw wszyscy poszli się bawić, tym czasem ja, wróciłem do domu, rzuciłem się na łóżko i zakopałem się pod kocem.

Chyba czas na zmiany Duff.

Nie do końca taki był zamysł rozdziału, ale mam nadzieję, że i tak wam się spodoba!

Do następnego,
Rita xx

Routine| Jacklyn ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz