2

241 18 3
                                    




Rzuciłem się na łóżko, wyłączyłem telefon i łzy zaczęły spływać po moich policzkach, wiele razy wmawiałem sobie, że to wszystko mnie nie obchodzi, ale miałem już dość. Dość tego poniżania, dość całego udawania, że wszystko jest okej. Tyle razy, mówiłem o tych wszystkich ludziach, a sam stałem się jednym z nich. Jednym z aktorów odgrywających jakąś role w tej chorej grze, w scenariuszu, który pisał nam los i on sam jeden nie wiedział co będzie dalej. Wiele razy broniłem się przed wszystkim, ale czy obrona ma jakikolwiek sens? Czy próbowanie i wmawianie sobie „kiedyś będzie lepiej" ma sens ? Jeśli tak, kiedy będzie kiedyś? Zbyt wiele myśli krążyło po mojej głowie, potrzebowałem jakiegoś rozluźnienia. Nigdy nie byłem za alkoholem czy innymi używkami, nie sądziłem, że to w ogóle pomaga. Daje chwilę ukojenia, a potem? Wszystko do nas wraca, czy takie błędne koło mi odpowiada? Nie znałem odpowiedzi na to pytanie i jak na razie nie chciałem znać. Postanowiłem iść pod prysznic, woda zawsze mnie uspokajała, a strumienie okalające moje ciało dawały ukojenie. Wziąłem randomowe rzeczy z mojej szafy i ruszyłem do łazienki, zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Czułem ciepło rozlewające się po moim ciele i rozkoszowałem się tym. Przez pewien czas stałem po prostu pod strumieniami wody i rozkoszowałem się uczuciem. Nie wiem ile minęło czasu, nie chciałem wiedzieć, nie obchodziło mnie to. Woda zaczynała się ochładzać, dlatego umyłem szybko swoje ciało i wyszedłem spod prysznica i wcześniej osuszając swoje ciało ubrałem na siebie wybrane rzeczy i ruszyłem do pokoju. Postanowiłem włączyć telefon, nie oczekiwałem żadnych wiadomości, raczej nikt do mnie nie pisze. Kiedy mój telefon się włączył okazało się, że mam dwie nieodczytane wiadomości od jakiegoś nieznanego numeru. Zmarszczyłem brwi i kliknąłem w powiadomienia by zobaczyć treść wiadomości.

„Hej Jack, kiedy możesz spotkać się byśmy zrobili ten projekt? Wiem, że jeszcze dużo czasu, ale chcę zacząć jak najwcześniej."

„A no tak, Brook z tej strony."

Zapisałem jego numer przypisując nazwę kontaktu jako „Brooklyn". Postanowiłem odpisać.

„Cześć Brooklyn. Tak naprawdę jestem w stanie spotkać się o każdej porze i codziennie, więc dopasuje się do ciebie."

„Okej, to jutro u mnie po szkole ? ;)"

„Tak, jasne."

„Do zobaczenia Jack :)"

Odłożyłem telefon i postanowiłem powtórzyć materiał na jutrzejsze lekcje nie mając nic lepszego na ten moment do roboty. 

Za każdym razem musiałem czytać od początku, zupełnie nie mogłem się skupić, po wielu próbach poddałem się i położyłem na łóżku i zacząłem myśleć. O co tak właściwie chodzi Brooklynowi? Dlaczego tak nagle zaczęła obchodzić go moja osoba? Kiedyś się przyjaźniliśmy, ale to było kiedyś i wątpię żeby kiedykolwiek było tak samo dobrze. Myślałem jeszcze chwilę i zasnąłem.

Budzik, wstaję. Szafa, łazienka. W pośpiechu schodzę na dół, nic nie jem, żegnam się z mamą, wychodzę. Rutyna. Dość szybko doszedłem do szkoły, lekcje mijały dość szybko i rutynowo. Nawet nie byłem pytany. Nie widziałem nigdzie dziś blondyna, to nie tak, żebym jakoś specjalnie go wypatrywał, nie rzucił mi się nigdzie w oczy jak to zwykle bywało. Nagle poczułem wibracje w kieszeni i wyciągnąłem telefon i uśmiechnąłem się lekko na wiadomość od blondyna, że już czeka. Ruszyłem na dziedziniec by go znaleźć i podszedłem do niego, gdy go odnalazłem. 

- Hej Jack. - uśmiechnął się lekko, gdy mnie zobaczył.
Chociaż to na pewno nie było spowodowane moją osobą, pewnie widział jakąś laskę, lub jednego ze swoich kumpli gdzieś z tyłu. Nie myśl sobie za dużo Duff.

- Hej. - odpowiedziałem cicho.

Chłopak ruszył podejrzewam w stronę swojego domu więc ruszyłem za nim, nie odzywając się. Po pewnym czasie, gdy doszliśmy do jego domu otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich.  Wszedłem do tego domu i momentalnie fala wspomnień mnie zalała, wszystkie wspaniałe i kilka gorszych momentów. Samotna łza spłynęła po moim policzku, szybko ją starłem, nie chcąc by chłopak cokolwiek zauważył. Znałem ten dom na wylot, praktycznie nic się nie zmieniło.

- Chcesz coś do picia lub jedzenia? - z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopaka.

- C-co? Um.. nie, dzięki. - w tym momencie mój brzuch postanowił o sobie przypomnieć, przypomniałem sobie, że nic dzisiaj nie jadłem, blondyn spojrzał na mnie lecz postanowił tego nie komentować i ruszył do swojego pokoju, a ja poszedłem w jego ślady. Czułem się okropnie pod każdym możliwym względem, ten dom, pokój i obecność chłopaka mnie zupełnie przytłaczały, a fakt, że nic nie jadłem od wczoraj nie dodawał optymizmu tej sytuacji. Usiadłem niepewnie na łóżku chłopaka rzucając plecak w kąt i rozejrzałem się po pokoju, nie zmieniło się tu wiele, może oprócz ramki na jego biurku, gdzie nie znajdowało się tam już nasze wspólnego zdjęcia z dzieciństwa, a jego zdjęcie z jakimś szatynem, podejrzewam, że było robione niedawno. Obaj wyglądali na szczęśliwych, Brooklyn obejmował szatyna, a wyższy od niego chłopak uśmiechał się szeroko. Spuściłem wzrok i zacząłem bawić się dłońmi nie wiedząc co zrobić. Po zakończeniu naszej przyjaźni długo nie mogłem się pozbierać, przestałem ufać komukolwiek, tak właściwie samotność mi odpowiadała, w wolnym czasie oddawałem się nauce czy muzyce, nie chciałem mieć już kontaktu z nikim. Tak było do teraz, pojawił się on znów w moim życiu i zaczął wszystko psuć, cały mur, którym otoczyłem się, by nie wspominać, by nie czuć był bliski zawalenia, a to wszystko przez Brooklyna.

- Myślałeś już nad osobą? Ja osobiście mam kilka typów, ale jeśli masz jakieś propozycję, to śmiało mów. - powiedział, siadając obok mnie na łóżku. Wydawał się dość rozluźniony.

- Tak właściwie, zupełnie nie mam pomysłu. - powiedziałem szczerze.

- Okej, w takim razie te postacie moglibyśmy przedstawić...- zupełnie się wyłączyłem, nie słuchałem chłopaka, przyglądałem mu się uważnie i dopiero, gdy skończył opowiadać ocknąłem się.

- Myślę, że ten pierwszy będzie okej – zupełnie nie miałem pojęcia co  powiedzieć, a nie chciałem dać po sobie poznać, że go nie słuchałem. Chłopak chyba jednak domyślił się, nic już nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się lekko i poszedł po laptopa i zaczął wyszukiwać informacje.

  Zaczęliśmy robić ten projekt i w miarę dobrze nam szło, wymienialiśmy się zadaniami i chciałbym powiedzieć, że było jak dawniej, chłopak co jakiś czas rzucał żartami, które nie zawsze mnie bawiły, ale nie chciałem psuć atmosfery i humoru Brooklyna więc za każdym razem śmiałem się, pieprzony hipokryta. Rutynowo zacząłem odgrywać rolę, przybrałem kolejną maskę i dopasowałem się do przypisanej mi roli. Często krytykowałem innych, a teraz? Sam byłem aktorem nędznej kuźni przypadków i upadłych wartości. 

Czy coś co tak dawno zatracone jest w stanie powstać na nowo? Czy jeszcze warto walczyć o to co sprawia na nowo pozorne szczęście, bo czym tak naprawdę ono jest?

Napiszcie swoje opinie w komentarzu x
Rita 😌

Routine| Jacklyn ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz