20

140 15 14
                                        

Andy jak zwykle zasnął przy oglądaniu czegokolwiek! Przysięgam na tego człowieka wszystko działa jak usypiacz. Po części, zazdrościłem mu tego. Nie dość, że potrafił zasnąć w każdej sytuacji to miał jeszcze twardy sen. Nie myśląc o tym dłużej wziąłem chłopaka na ręce, ten wtulił się we mnie przez sen. Kiedy nic nie mówił był znośny. Zaśmiałem się na własne myśli i położyłem go na moim łóżku. Sam postanowiłem wykonać wieczorną rutynę i położyłem się obok niego. Już dawno przełamaliśmy tą barierę i nie było dla nas w tym nic dziwnego.

Rano obudziłem się wcześniej niż blondyn. Jeśli wcześniej mówiłem, że byłem wyspany to kłamałem. Nic nie zmieni tego, że spanie z drugim człowiekiem, jest najlepszą rzeczą na świecie i nic nie jest w stanie zastąpić tego ciepła i poczucia szczęścia, gdy budzisz się obok kogoś. Nawet jeśli tym kimś, miałby być twój przyjaciel, to nadal wyjątkowe uczucie.

Postanowiłem, że będę wspaniałym przyjacielem i zrobię Andiemu śniadanie. Zszedłem do kuchni i zastanawiałem się chwile co mogę zrobić. Stwierdziłem, że nic bardziej wybitnego niż naleśniki nie chce mi się robić, więc blondyn będzie musiał się tym zadowolić. Dość szybko uporałem się z tym zadaniem i wróciłem na górę. Chłopak nadal spał więc postanowiłem, że nie będzie miał tak dobrze i go obudzę.

-Wstawaj krasnalu.- zaśmiałem się i odkryłem go. Chłopak mruknął niezadowolony i zakrył głowę poduszką.

-Jeszcze 5 minut, mamo.-mruknął.

-Twoją mamą nie jestem, ewentualnie mogę być tatusiem.

-Jesteś chory Jack.

-Tak, tak, a teraz chodź bo śniadanie ci stygnie kurduplu.

-Wieżowcu, nie pozwalaj sobie. Nie mam wpływu na te głupie geny!

-Możesz głośniej? Nie słychać cię tu na górze.

-Ślizgaj tapczan, wielkoludzie.

Zaśmiałem się i wróciłem do kuchni. Nalałem sobie soku. Andy po chwili również znalazł się w kuchni, kiedy tylko zobaczył naleśniki, rzucił się na nie.

-Smacznego. Chcesz coś do picia? Wykorzystaj ostatni raz się pytam, potem jadłodajnia samoobsługowa.-chłopak zaśmiał się.

-Soku, jeśli łaska.-wywróciłem oczami i nalałem mu soku, potem podając szklankę.- Dziękuję.

-Dziś dzień dobroci dla ciebie Fovvie, korzystaj.

-Woah, wszystko dobrze? Nie masz gorączki.

-Zabawny jesteś.- uśmiechnąłem się sztucznie.- Tak właściwie jest jedna rzecz...

-No tak, było zbyt pięknie. Słucham więc.

-Musisz iść ze mną na siłownie, potrzebuje motywacji.

-Nie ma szans.

-Fovvs, błagam się. Będziesz mógł popatrzeć sobie na laski!

-Idziesz dobrą drogą Jack, tak trzymaj.

-Andy, kochanie, zrobisz to dla mnie, prawda?-uśmiechnąłem się słodko.- Zrobiłem ci śniadanie!

-Niech ci będzie.

-Tak, tak, tak! Kocham cię Fowler!

-Tak, tak, wiem Jack. Zwłaszcza kiedy coś chcesz.

-Nie prawda, poza tym byłem kochany. Poszedłem wczoraj z tobą na spacer, potem cię nakarmiłem, dałem ci schronienie w tą okropną lipcową noc, a na koniec ponownie cię nakarmiłem!

Routine| Jacklyn ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz