|Rozdział 8|

207 13 4
                                    


-Ty szmato! Jak mogłaś jej to powiedzieć?! Nigdy już ci nie zaufam.

-Zuza przestań! Wiem że przyjaźnisz z Zofią od małego... Nie wiedziałam jak ci pomóc... Nie mogę patrzeć na to jak się okaleczasz! Moim zdaniem Zofia by ci pomogła... przepraszam. Proszę cie wybacz mi.

-NIE! Myślałam, że jesteś prawdziwą przyjaciółką. Wydam twoje sekrety tak jak ty mój.

-Zuza proszę Cię nie rób tego, ja chciałam dobrze dla ciebie.- dotknęłam jej ramienia, ale ona zrzuciła moją dłoń.

- Nie dotykaj mnie. Nie chce Cię znać, nie zasługujesz na życie. Każda fałszywa osoba jak ty nie zasługuje.

Z czasem okazało się, że wydała moje sekrety: że podobał mi się Theo, że mieliśmy problemy finansowe z rodzicami, że nienawidzę swoich rodziców i że ciągle się z nimi kłócę, oraz że mam lęki. Nie potrafię jej tego wybaczyć. Ciągle się ze mnie śmiali w szkole, a ona stała dumna i patrzyła się na mnie z góry.

-Halo? Ej co jest?- Harry zaczął szarpać mną.

- Nie nic... em przepraszam coś mi się tylko przypomniało.

-Okej...powiedzmy, że ci wierze.- przyjrzał mi się dokładnie, a potem uciekł wzrokiem na nasze odbicie w szybie.- Te kraty w oknach mnie dobijają. Czuje się jakbym był znowu w więzieniu.

-Znowu?- czy ja to właśnie powiedziałam na głos? Typ trochę opowiedział mi o swoim życiu, a mi nadal mało. Lubie słuchać o życiu innych. Lepiej jest interesować się życiem innych niż swoim, czyli beznadziejnym.

-Nie ważne- pokręcił głową i wstał.- Idziemy do dziewczyn?- wyciągnął do mnie dłoń.

-Możesz iść, ja posiedzę sama.- sztucznie się uśmiechnęłam. Szczerze to nie mam ochoty na towarzystwo.

-Nie szczery uśmiech to jak jego brak, więc nie wysilaj sie.- parsknął lekko śmiechem.- Okej, ale nie siedź ciągle sama. Pamiętaj, że pielęgniarki obserwują. Lepiej żebyś przebywała w towarzystwie, bo wtedy szybciej wyjdziesz.

- Jak to?

-Depresja objawia się zazwyczaj odosobnianiem się. Lepiej żebyś miała coraz mnie objawów tej choroby.- mrugnął do mnie i odszedł.

Za oknem padał deszcz. Tak bardzo chciałabym teraz być na dworze i poczuć jego chłód na swoich plecach i twarzy. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten pomysł. A gdybym poprosiła jakaś panią? Widziałam ogrodzone siatką boisko. Może pozwoliłby mi tam wejść?

-Hej.- oparłam się o biurko pani pielęgniarki.- Byłaby jakaś szansa żeby pani pozwoliła mi wyjść na dwór?- uśmiechnęłam się słodko. Może to ją przekona

-W taką pogodę?- spojrzała na mnie sceptycznie.

- No bo wie pani... Ja uwielbiam przebywać na dworze i daje mi to radość- trzeba wspomnieć o radości gdy jesteś w depresji, bo wtedy będą bardziej skłonni do tego żeby spełnić twoje życzenie. Pomału uczę się tutejszych zasad.

-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.- wróciła wzrokiem do monitora, ignorując moją obecność.

-Proosze. Pani wydaje się być tak miła. Błagam tylko dziesięć minut i wracam do środka.- zrobiłam mnie kota ze szreka.

-No dobrze- westchnęła. Taak!- Ale tylko dziesięć minut i nie myśl że jestem zawsze taka miła! Jesteś tu nowa dlatego ten raz się zgodzę na twoją zachciankę.

W oddali usłyszałam śmiech dziewczyn i podniesiony kciuk do góry Harry'ego. Uśmiechnęłam się na to lekko.

-Proszę pani!- przybiegła Martina.- Też bym mogła wyjść na dwór? Tutaj w środku jest tak duszno.

-No dobrze, ale tylko ty. Nie mogę wziąć więcej osób.- westchnęła zrezygnowana.- Idźcie po kurtki do pokoi.- powiedziała dając nam nasze klucze do pokoi.

Szybko pobiegłyśmy do naszych sypialni. Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam kurtkę przeciwdeszczową, chociaż wolałabym iść tam nawet w samej bieliźnie żeby poczuć deszcz na całym ciele. Wyszłam z pokoju zamykając go na klucz i oddałam go ubranej już pielęgniarce. Chwile później przybiegła Martina.

-Dobra robota Kylie- szepnęła mi z uśmiechem do ucha i poszłyśmy za panią do drzwi.

Przeszliśmy na stronę oddziału dziecięcego gdzie były drzwi na boisko i mały plac zabaw. Od kluczyła pani grube ze szkła drzwi i gdy je otwarła, od razu poczułam kojący zapach deszczu. Czułam się teraz jak w transie. Nogi same poprowadzimy mnie na boisko. Podniosłam głowę do nieba i poczułam jak krople spadają mi na twarz. Tego mi brakowało. Uśmiech wpełzł na moją twarz. Uśmiech- ale nie sztuczny, tylko szczery. Spojrzałam z wdzięcznością na pielęgniarkę, która widząc moją reakcję też się lekko uśmiechnęła.

Martina położyła się na ławce i wdychała piękny zapach deszczu. Ja natomiast ruszyłam w stronę placu zabaw i obeszłam cale boisko chyba z 5 razy. Gdy robiłam już ostatnie okrążenie, w oknie zobaczyłam Harry'ego. Uśmiechał się do mnie i kręcił głowa z niedowierzaniem. Wiem to dziwne, że tak kocham przyrodę ale nic na to nie poradzę. Pokazałam mu środkowy palec, a on z uśmiechem uniósł ręce w celu kapitulacji i odszedł od okna. Czuje, że właśnie moje dziesięć minut cennego spaceru właśnie mija. Widzę jak Martina wraca już do środka, a pielęgniarka mnie woła. Ruszyłam w ich stronę po raz ostatni zachęcając się wonią deszczu.

Gdy weszłyśmy już całe mokre do naszego oddziału, czekał tam już Harry z założonymi rękami na klatce piersiowej.

-O taki uśmiech mi właśnie chodziło- zaśmiał się. No tak, na widok deszczu musiałam się pewnie szczerzyć jak głupi do sera.

-Zadowolona Kylie?- zapytała pielęgniarka.

-Nawet nie wie pani jak bardzo. Już panią lubię- zaśmiałam się cicho.

- Nie podlizuj mi się już tak i zostaw kurtkę w pralni, tam powinna wyschnąć. Śpiesz się, bo czeka Cię pierwsza rozmowa z panią psycholog.

Mam się bać?

Today was a good day | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz