|Rozdział 25|

120 10 8
                                    


Dzisiaj odbierają mnie rodzice. Wychodzę na przepustkę. Moją pierwszą weekendową przepustkę. Wyjdę do ludzi, będę mogła iść do parku. Od samego rana dopisuje mi bardzo dobry humor. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze, przysięgam. Czuje się taka szczęśliwa.

Pielęgniarki zwróciły mi torbę, z którą przyszłam tutaj pierwszego dnia. Spakowałam do niej parę moich ubrań stąd, i parę książek, które muszę oddać do biblioteki w Keenewick. Oddały mi też sznurówki i mój pasek z pierwszego dnia. To oczywiste, że musieli mi zabrać te rzeczy. Wzięłam do ręki pasek i uśmiechnęłam się. Aktualnie nie mam już myśli samobójczych. Udało mi się z nimi uporać i wyrzucić je do głębokiej przepaści, z której nie powinny się wydostać. Nie chce żeby wróciły. I nie wrócą.

-Pamiętaj Kylie- nie zawiedź nas. Ufamy ci.- powiedziała do mnie moja ulubiona pani pielęgniarka. Z nią od początku bardzo dobrze się dogadywałam.

-Nie zawiodę was. Przysięgam.- uśmiechnęłam się ciepło do niej. Ona pokiwała głową z uśmiechem. Harry wziął nasze torby i ruszyliśmy w stronę krzeseł przy tęczowych drzwiach.

-Ile ja razy marzyłam, żeby w końcu wyjść z tego miejsca przynajmniej na chwile. Tak bardzo chciałam przekroczyć w końcu te drzwi i ciężko mi uwierzyć, że zaraz wyjdę stad na.- powiedziałam do Harry'ego trzymając go za rękę i opierając głowę na jego ramieniu.

-Miałem tak samo za pierwszym razem. Znajomi mi powiedzieli, że zmieniłem się nie do poznania. W sumie mają racje.


Czekaliśmy jeszcze 10 minut i zjawili się moi rodzice. Potem jego ojciec. Powiedziałabym, że pierwszy raz go widzę, lecz to nie prawda. Widziałam go w jego wspomnieniach. Nic się nie zmienił. Poważny i surowy wyraz twarzy ciągle mu towarzyszy na twarzy. A moi rodzice? Tata nic się nie zmienił. Mama strasznie schudła. Zmartwiło mnie to. Mimo wszystkiego co działo się w przeszłości, kocham ją i martwię się. Planuje porozmawiać z rodzicami poważnie o wszystkim, bo zmieniłam trochę swój sposób myślenia na to wszystko.

Moja pani psycholog nie prowadziła terapii tylko ze mną. Prowadziła rozmowę także z moimi rodzicami. Powiedziała, że zauważyła że stali się bardziej wyrozumiali. Myśli, że wszystko się ułoży. Staram się być także dobrej myśli. Mam chłopaka, który mnie wspiera. Naprawiłam się, nauczyłam się wielu rzeczy o życiu będąc w szpitalu. Wyjście to dla mnie próba, czy wytrwam.

Harry złapał mnie za dłonie i spojrzał mi w oczy.

-Mamy do siebie trzy godziny niecałe. W trakcie naszej przepustki przyjadę do ciebie jeżeli będziesz chciała, lub jeżeli będziesz mnie potrzebować. Masz na kartce zapiany mój numer. Dodaj w nazwie jakieś buziaki czy coś- zaśmiał się.

-Będę dzwoniła, obiecuje.- uśmiechnęłam się do niego lekko. Spojrzałam na jego ojca. Wywiercał we mnie dziurę swoim surowym wzrokiem. Harry zobaczył, że patrzę się na jego ojca.

-Nie zwracaj na niego uwagi.- obrócił moją głowę tak, abym znowu patrzyła mu w oczy i oparł swoje czoło o moje.- Daj znać jak poszła ci rozmowa z rodzicami, okej?- pokiwałam głową. Pocałował mnie lekko w usta i pogłaskał po policzku. Automatycznie znowu spojrzałam się w stronę rodziców. Moi byli zajęci podpisywaniem dokumentów, zaś ojciec Harry'ego ciągle patrzył się na nas surowym wzrokiem. Spojrzał na zegarek i podszedł do nas.

-Dzień dobry- przywitałam się próbując zagłuszyć mój stres uśmiechem i wesołym tonem głosu. Skinął głową na znak przywitania. Chciałam się przedstawić ale niestety nie było mi to dane.

-Już czas na nas. Weź torbę i idziemy do samochodu.- odezwał się jego ojciec. Oddaliłam się od nich i pokiwałam jeszcze dłonią Harry'emu. Jego ojciec nadusił dzwonek. Pielęgniarka spojrzała się na kamery i otworzyła mu drzwi przyciskiem przy biurku. Zniknęli za drzwiami. Dziewczyny już wyszły, pożegnałam się jeszcze z Viki, która niestety nie dostała przepustki.

Gdy rodzice wypełnili wszystkie dokumenty ruszyliśmy w stronę drzwi. Czekając aż pani pielęgniarka otworzy nam drzwi spojrzałam się na mamę. Uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała mnie po plecach.

-Cieszę się, że w końcu cie widzę słońce.- to było naprawdę miłe i kochane co powiedziała. Prawie się wzruszyłam. Nie miałam od nich wsparcia i miło w końcu słyszeć coś takiego.


Drzwi się otworzyły. Wychodzimy na długi korytarz. Kolejne drzwi. Zakręt w prawo i ostatnie drzwi. Widzę przez nie wolność.


Today was a good day | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz