47

353 37 2
                                    


Absurdalne, jaki ból fizyczny można znieść, kiedy  jest się nadludzko zmotywowanym. 

Dla Johnnego cały ból przestał istnieć, kiedy biegł w stronę domu letniskowego Seorim.

Nie poddawaj się. Jeszcze trochę. 

Dysząc, dotarł do niej po prawie półgodzinnym biegu na przemian z szybkim chodem. Był wycieńczony po bójce, gdyby nie to, byłby jakieś dziesięć minut wcześniej. 

Kiedy zbliżał się do domu, widział, że nie palą się światła, przez co się przeraził.

Pojechali? Mieli być jeszcze jeden dzień...

Johnny stanął pod drzwiami i zapukał. Zrobił tak parę razy, kładąc czoło na nich i kontynuując. 

- Seorim. - powiedział - Jesteś w środku?

To wydawało się takie bezsensowne.

- Proszę, otwórz drzwi. - kontynuował pukanie - Porozmawiajmy. 

Kiedy nikt nie odpowiadał, myślał, że zwariuje. Zaczął walić pięścią w drzwi, bezsilnie powstrzymując łzy w oczach. 

- Cholera! - wrzasnął i oderwał się od drzwi.

A przed nim stała Seorim.

Zmroziło go, a jego oddech się zatrzymał.

Przez chwilę pomyślał, że to jakiś nierealny sen, albo halucynacja.

Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka, obserwując, jak jego zakrwawiona dłoń odczuwa ciepło jej skóry.

- To ty... - przyciągnął ją i momentalnie padł na ziemie, ciągnąc ją w dół.

Ona tylko złapała wdech przez niespodziewany gest, a Johnny przytulił ją do swojego ciała.

Nie mógł uwierzyć, że ma ją w swoich ramionach, bał się, że wyjechała. Bo potem, mógłby jej już nigdy nie zobaczyć.

- Przepraszam, wybacz mi. Nie zostawiaj mnie, błagam. - zacisnął ręce na jej bluzie.

- Johnny... 

- Nie! Nie mów nic. Zmienię się, już się zmieniłem! Nie mam z nią kontaktu, po tamtej nocy wszystko jej powiedziałem i zerwaliśmy. Znienawidziła mnie i odcięła się ode mnie, ale to dla mnie w porządku, bo mogłem być z tobą...

- Johnny. - westchnęła.

- Naprawdę, kocham cię. 

Nastała między nimi cisza, dopóki Seorim go delikatnie nie odchyliła od swojego ciała. Patrzył w jej cudowne oczy, które smutno na niego spoglądały.

- Chyba powinniśmy odpuścić sobie. - wymuszenie się uśmiechnęła.

- Nawet tak nie mów, dlaczego? - jęknął.

- To, co ty i zresztą ja zrobiliśmy, myślisz, że będziemy mogli normalnie ze sobą być, po takim czymś? - pogładziła jego twarz.

- Ale ja chce ciebie, nie chce nikogo innego. - ujął jej twarz - Kocham tylko ciebie, dlatego nawet tak nie mów.

I za nim zdążyła odpowiedzieć, Johnny ją pocałował.

Tęsknił za jej miękkimi ustami, porankami i drobnymi docinkami. Wszystko, za czym nieubłaganie czekał tak długo, było w jego ramionach. Chciał, żeby było tylko jego.

Nauczył się swojej gry, zrozumiał, jak bardzo źle robił, ile bólu dla niego zniosła. Teraz była jego kolej na wybaczenie, pomimo że to Seorim kolejny raz mu również wybaczała.

Uśmiechnął się do ich pocałunku i po dłuższej chwili odsunął od jej twarzy.

- Bądź moja, na zawsze. - wyszeptał - Będę o ciebie dbać, obiecuje.

- Na swoje życie? - zapytała nadal niepewnie.

- Na moje życie. - przytulił ją znów i pocałował w czółko.

Nie mógł przestać się uśmiechać. Wszystko, co wydawało się już nigdy nie wrócić, było na swoim miejscu. Teraz nie mógł tego zniszczyć, czuł, że to ostatnia dana mu szansa wyjścia na prostą.

Wstali, a Johnny otrzepał jej spodnie i podniósł plastikowe torby, z którymi przyszła.

- Gdzie byłaś? Bałem się, że pojechaliście. - odetchnął z ulgą - Samochodu też nie ma.

- Bambam i Ten pojechali do miasta po jakieś lepsze jedzenie, żebyśmy zjedli w ostatni dzień. - powiedziała i odkluczyła dom.

Coś nadal wydawało się być nie tak.

Weszli do środka, a Johnny odstawił torby na stół, od razu podążając za Seorim.

- Wiem, że za szybko mi nie wybaczysz. - zatrzymała się - Ale co się dzieje? - zapytał. 

- Po prostu... - powiedziała po cichu.

Johnny podszedł bliżej, delikatnie dotykając jej pleców. Ona odwróciła się i wtuliła do jego klatki, zaczynając łkać.

- Tak strasznie bałam się, że nie przyjdziesz. Że nie będziesz mi w stanie wybaczyć i że mnie znienawidzisz, bo to, co powiedziałam, nie jest prawdą, nie umiem cię nienawidzić, pomimo tego wszystkiego...

Przez te słowa lekko mu ulżyło, delikatnie gładząc jej włosy, żeby ją uspokoić.

- Cii, spokojnie. Jestem przy tobie i już będę do końca. - oparł głowę na jej. 

I tak pogodzili się, choć musieli znów czekać na ponowne spotkanie, bo Taeyong chwilę później podjechał pod domek. Niechętnie pożegnali się i obiecali, że niedługo się spotkają, żeby ułożyć wszystko między sobą. 

Johnny wsiadł do auta i spojrzał na Taeyonga. Chyba nigdy nie był mu tak wdzięczny.

- Dziękuje. - powiedział.

- Nie dziękuj za wcześnie, zawsze możesz to zjebać. - westchnął - Zapnij pasy.

W tym momencie również zrozumiał, że traktował ich źle. Nie powinien ograniczać się w kontaktach z nimi, ale w końcu szczerze i otwarcie porozmawiać. 

Byli braćmi, a zachowywał się, jakby byli obcy.

Również uważał, że powinien dać im więcej wsparcia, w tym - liderowi, który tak bardzo im pomagał. Bo to on miał najciężej, a Johnny był dodatkowym obciążeniem, gdyby na to spojrzeć.

- Taeyong-ah, musimy porozmawiać. - powiedział nagle. 


---

Reszta pojawi się później, bo wychodzę na spacer c:

Jeszcze 1/2 rozdziały i przenoszę się na Unhealthy, skarby! 

Call me Daddy || Johnny ||  18+ [Poprawa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz