Dla....
Mam nadzieję, że się spodoba. Miałam wielką przyjemność kiedy to pisałam. Jak na razie to mój najdłuższy Shot - 952 słów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drużyna Seishou Gakuen miała trening, planowali taktykę na najbliższy mecz z Inakuni Raimon. Wiedzieli, że nie są jacyś najlepsi, ale wiedzieli też, że nie wolno lekceważyć przeciwnika, musieli być gotowi. Bardzo pragnęli wygrać Strefę Footballu i zostać najlepsi w Japonii. Każdy się starał poza jednym osobnikiem, był to ich napastnik Haizaki Ryouhei. Chłopak jako jedyny uważał, że Raimon nie mają z nimi szans i nie muszą tak intensywnie trenować, reszta oczywiście uważała go za durnia. Szarowłosy zaczął opuszczać treningi co się nie zbyt podobało Kidou, który planował taktykę i po prostu go w niej potrzebował. Wszyscy byli w złym do niego nastawieniu, oprócz ich kapitana - Mizukamiyi Seiryuu. Czemu? Nikt nie wiedział, może myślał, że Haizaki się namyśli i przestanie lekceważyć przeciwnika?
Pewnego pięknego dnia na treningu zjawił się Ryouhei, niesamowite! Drużyna cieszyła się z tego powodu, gdyż mecz już za dwa dni,a oni potrzebowali swojego napastnika. Na początku było nawet okej, ale potem szarowłosy był jakiś rozkojarzony. Nie potrafił przyjąć piłki, ani strzelić tak, aby nie spudłować, drybling to dopiero była katastrofa. Co się z nim dzieję? Po jakimś czasie Yuuto się wurzył i kazał mu zejść z boiska, tam Haizaki spędził resztę treningu. Po co przychodził skoro i tak teraz siedzi, i się tylko gapi jak inni skaczą po boisku? O te gapienie właśnie mu chodziło, chłopak bacznie obserwował jednego z graczy.
Po treningu wszyscy skierowali się do szatni, a tam rozegrała się mała awantura, którą zaczął oczywiście Haizaki, ten chłopak naprawdę lubił się kłócić i drzeć na wszystkich.
- Narazie! Do jutra! - krzykną Orio wychodząc, do dwójki, która jeszcze została
W szatni zostali jeszcze Haizaki i Mizukamiya. Chłopcy popatrzyli na siebie z małymi uśmieszkami. Niebieskowłosy wyciągnął ręce do napastnika, a ten mu usiadł na kolana i pocałował. Tak, ta dwójka była parą. Nikomu o tym nie mówili, gdyż uważali, że nie zaakceptują ich związku. Dlaczego? No cóż, mieli dwa różne charaktery. Seiryuu był raczej miłym i spokojnym chłopakiem, a Ryouhei był zazwyczaj nie przyjemny i opryskliwy, ale nie w tedy kiedy był sam na sam ze swoim chłopakiem, kochał go nad życie i zamieniał się przy nim w potulnego baranka. Zawsze zajmowali się sobą po treningach w szatni, ale ostatnio nawet ze sobą nie rozmawiali skoro szarowłosy nie przychodził.
- Coś tobie dziś nie szło. Byłeś strasznie zamyślony, nad czym tak rozmyślałeś? - spytał niebieskowłosy
- O tobie, stęskniłem się za tobą i ta wiem, to moja wina - agresywnie wbił się swojemu ukochanemu w usta.
Tkwili tak przez chwilę do puki kapitan delikatnie go nie odepchnął.
- Czemu nie przychodzisz? Potrzebujemy cię, przecież wiesz jak bardzo nam zależy na wygranej...
- A ty znowu o tym?
- Ty też jesteś członkiem tej drużyny! Wiesz, że cię kocham, ale jestem kapitanem i nie mogę pozwolić byś tak po prostu to olewał. - pocałował go krótko w usta - Rozumiesz?
- Tak, tak....Już nie truj! Idziemy do ciebie?
- Możemy, chodź kochanie.
Jak postanowili tak zrobili, ale nie robili tam żadnych brzydkich rzeczy, spokojnie!
Dwa dni później <3
Seishou Gakuen właśnie zaczął mecz z Inakuni Raimon. Na początku szło im doskonale i było pewne, że wygrają. Niestety Haizaki w drugiej połowie zaczął tracić ciągle piłkę, pudłował , bramkarz Raimon - Norika broniła każdy jego strzał. Powoli tracił także siły. Odbijał się na nim brak treningów, drużyna z przyzwyczajenia podawała mu piłę, wierzyli, że jednak coś strzeli.... Byli w błędzie i niestety przegrali.
Przygnębieni weszli do szatni, nikt o przegraną nie obwiniał szarowłosego, ale on obwiniał jedną osobę. Był wręcz wściekły, miał ochotę kogoś zabić gołymi rękami, a raczej osobę, którą oskarżał. Tak jak zawsze w szatni zostali jako ostatni kochankowie. Mizukamiya podszedł do ukochanego i deliatnie pogłaskał po głowie, ten zaś odtrącił jego rękę i wstał. Właśnie miało się rozpętać piekło....
- Haizaki?
- To twoja wina!!! - krzyknął zdenerwowany szarowłosy
- O czym ty mówisz?
- To przez ciebie nie mogłem się skupić na grze i przegraliśmy! Jesteś nic nie wartym piłkarzykiem !!
- Moja wina? Było przychodzić na treningi, nie jesteś w formie i to dlatego grałeś jak ślepa kura!! - popatrzył mu w oczy - Dlaczego taki jesteś?
- Nie nawidzę cię... Jesteś nikim - zabrał swoje rzeczy i wyszedł, zostawiając niebieskowłosego samego.
Mizukamiyi spływały pojedyncze łzy po policzkach. Jego ukochany uważa, że jest nikim, to go bardzo zabolała. Kochał go bardzo, mógł by za nim w ogień skoczyć,a on? On uważa, że to jego wina. Był załamany i zamiast prosto do domu skierował się do baru gdzie nie sprawdzają wieku. Kupił sobie dwa piwa. Chłopak wcześniej nigdy nie pił dlatego to wystarczyło by się totalnie upić. Wyszedł ledwo żywy z baru, chciał przejść przez ulice....
Następnego dnia Haizakiego obudził telefon. Wstał i zaspanym wzrokiem szukał go na szafce, w końcu go znalazł i spojrzał. Dzwonił do niego Kidou, trochę się dziwił. Dlaczego dzwoni do niego tak wcześnie rano? Nie miał innego wyboru niż odebrać. Po krótkim czasie ich rozmowy szarowłosy opuścił telefon na ziemie, jego ukochany którego wczoraj okrzyczał był w szpitalu. Od razu się ubrał i pojechał autobusem na miejsce. Pod budynkiem spotkał zapłakanego Kotono, powiedział mu gdzie leży ich kapitan. Haizaki pobiegł do sali jak huragan, tam spotkał resztę drużyny, wszyscy byli zapłakani. Yuuto powiedział, że Mizukamiya jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się wybudzi. Szarowłosy upadł na kolana, nie mógł w to uwierzyć, wiedział, że to jego wina, ale nie wiedział co się stało. Miał jakiś wypadek?
Wszedł do sali i usiadł przy jego łóżku. Pogłaskał jego jasny policzek, leżał tak spokojnie, wyglądał tak pięknie i niewinnie. Co on najlepszego narobił? Tak bardzo go kochał, a oskarżył go o taką głupotę? Przecież dobrze wiedział jaki jest wrażliwy.... Pochylił się nad nim i delikatnie pocałował.
Przepraszam, będę na ciebie czekał.....